20-08-2021, 10:48 PM
Niby minęło ile, dwa dni? Trzy? Od rozmowy z Nico nad jeziorem, gdzie nie tylko Romilly po trochu wylał swoją frustrację, ale i po prostu zaczęła się jego tyrada przez wszystkie części swojej osobowości w rozmyślaniu czy aktualnie powinien starać się o względy Saoirse, czy nie. I tak naprawdę nadal nie znał odpowiedzi, jednak w tym wszystkim doszedł do jednego bardzo ważnego wniosku - cholernie zależało mu na tym, żeby Saoirse dobrze o nim myślała. Najlepiej, jak się dało, i jeśli to nie miało być wysoko, to chociaż chciał się postarać być na jakimkolwiek poziomie w jej oczach. Bo nawet jeśli był, on tego nie dostrzegał. Potrzebował jawnego potwierdzenia, że Saoirse widzi, jak się stara, i może jest w jakiś sposób dumna? I choć trudno było mu w ogóle myśleć o tym jako o poszukiwaniu dumy, zbyt sam był wyniosły, jednak podświadomie właśnie o to chodziło i do tego dążył.
Myślał w ostatnim czasie co mógłby jej dać. Chciał jej sprawić jakikolwiek prezent, jednak nigdy takowych nie darował, zatem nie byłw tym najlepszy. Co się dawało żeby komuś było miło? I co się mówiło? W zasadzie sugerował się tym, co sam zaobserwował u Saoirse, która nie raz mu dawała rzeczy - zdjęcia, ciastka, czekoladowe żaby. Nie wiedział jak reagować, choć coraz lepiej mu wychodziło przejście z tym na pewien rodzaj względnie stałego komfortu, ale przynajmniej miał wskazówkę jak powinno to wyglądać w drugą stronę. Tylko nie wiedział co by chciała i co nie wyjdzie dziwnie. Ostatecznie więc jak tak rozkminiał co to mogłoby być, czasem na zajęciach nieco za bardzo zawieszając na niej zadumane spojrzenie, doszedł do wniosku jak na niego dość oczywistego i przewidywalnego - jedzenie. Każdy uwielbiał jedzenie. On też! Albo przede wszystkim...
Tak czy inaczej, Saoirse lubiła słodycze, sama kiedyś podarowała mu ciastka, które sama upiekła. Dlatego i on zdecydował się zrewanżować tym samym. Naturalnie, wiedział jak się robi ciastka, choć nieco inne niż te od Puchonki. W domu dość często pichcił sobie w kuchni, ku typowemu niezadowoleniu rodziców, a w większości były to desery, rzeczy słodkie. A że i w szkole był stałym bywalcem w kuchni - pewnie powininen pomyśleć o jakimś sporcie jeśli nie chciał się niedługo do niej toczyć zamiast iść - skrzaty nie miały nic przeciwko żeby się im trochę pokrzątał.
No dobra, nic to mocno powiedziane, jako że patrzyły podejrzliwie i ostrożnie na każdy jego ruch i czasem słyszał pytanie czy coś pomóc, albo sugestię, że są czary, lub że powinien może coś zrobić inaczej. Ale względnie uprzejmie zbywał wszelką pomoc (jakkowiek miły musiał być żeby nie wywalono go z kuchni), aż w końcu spakował gorące wypieki do torebki ostrożnie. Kruche ciastka, połowa z kawałkami orzeszków i ciemnej czekolady, druga połowa z białą czekoladą i żurawiną. Takie fancy ciastka!
Wyszedł z kuchni zadowolony, nieco tylko umorusany na policzku mąką, o czym akurat nie wiedział, z ciastkami w torbie, zamierzając ogarnąć się i poszukać dopiero Saoirse. A jednak gdy wyszedł, dziewczyna akurat szła korytarzem do dormitorium, tyłem do niego, jednak rozpoznałby absolutnie wszędzie tę rudowłosą. Nie powstrzymał się i zakradł się jak ostatni dzieciak po cichutku, by zadziwiająco delikatnie zakryć jej oczy rękoma. Jego wspaniały nastrój widać udzielił się na tyle, by sprawić, że aktualnie zachowywał się na swój wiek, a nie zgorzkniałego starca.
- Zgadnij kto to - rzucił cicho, dopiero po chwili, jeśli Saoirse sama zainicjowała, zdejmując dłonie z jej oczu.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."