24-08-2021, 11:37 PM
W zasadzie nie spodziewał się, o dziwo, bo to przecież jednak szkoła, spotkać nikogo tak szybko. Co więcej, cholera, zaklinał by z całej szkoły nie spotkać trzech osób, i oczywiście, naturalnie, musiał wpaść natychmiast na jedną z nich. Teraz raczej był w stanie wewnętrznej martwicy, jednak mimo to z jakiegoś powodu pozwolił sobie na to, by nie nie lubić Aspasii. Chociaż, nie można powiedzieć, by do tej pory jej nie lubił, nie znał jej zbytnio. Zamknął się na nią jedynie i nie dał żadnej możliwości znalezienia się nawet blisko bycia ważnej w jego życiu. Ale stety czy niestety, ważna była, chociażby przez zaręczyny, niezależnie od jego nagłych uczuć względem Saoirse. Nikt o te nigdy nie pytał, ani nie miał w planach uwzględniać.
Tak czy inaczej, Aspasia nie była już ignorowana. Choć ledwie to był mały kroczek póki co do bycia człowiekiem wobec niej, Romilly zaczynał dawać szansę na istnienie ich relacji, zamiast natychmiast ją zbywać. I może nie powinien był się spodziewać wiele, może myślał zbyt szybko, że to się samo ot ułoży, jednak jeśli tylko tak było, moment, w którym usłyszał trzask tłuczonego szkła i zobaczył wyraz twarzy Aspasii natychmiast pozbawił go złudzeń.
Wiedział, co zobaczyła. Znaczy, nie dokładnie, bo nie wszystkie zmiany kontrolował, i ta była zupełnie niekontrolowana, ale wiedział, że zmiany były pod wpływem najsilniejszych emocji, a w tym przypadku jeśli właśnie to zobaczyła... Cóż, przerażenie było wyjaśnione. Również wybiło go na chwilę zupełnie z własnych myśli, a te sekundy ciszy i analizowania nowej sytuacji przynajmniej jego oczy przywróciły do normalności. Zawiesił wzrok na Ślizgonce, a widząc jak się oddala, czuł rozpaczliwą potrzebę zapewnienia jej, że nie jest groźny, nie skrzywdzi jej. Jednak gdy rozchylił usta, jego pamięć sama podsunęła moment, gdy to Saoirse dwa razy niemal została mocno potraktowana z jego strony.
Czasem po prostu przychodziła myśl, świadomość, przekonanie, że nie jest się dobrym człowiekiem. Że nieważne co się zrobi, esencja bycia ostatecznie podłym czy w jego przypadku, potworem - niejednokrotnie tak o sobie przecież mówił, i w zasadzie może od niedawna powstrzymywał się od takich komentarzy w swoim kierunku - to wyłazi, prędzej czy później. Przypomniał sobie skąd w pierwszym miejscu między innymi wzięło się jego alienowanie się od wszystkich, dlaczego w ogóle poddał się na sobie i tworzeniu relacji, w szczerzej chęci ochronienia siebie przed innymi, ale i innych przed sobą. Na przykład teraz.
Wyciągnął nawet ku niej bez przemyślenia rękę, naprawdę chcąc jej powiedzieć, że jest mu przykro. Że nie panuje nad tym i taki właśnie jest. Że pewnie na jej miejscu też by się bał. W zasadzie, bał się nawet teraz. Chciał powiedzieć, że to też dlatego był taki przez te lata, i że chciałby by miała kogoś innego jako narzeczonego, lepszego, bo nie zasługiwała na męczarnię z nim w swoim życiu. Sądził, że teraz by zrozumiała, przynajmniej częściowo, że to nie jej wina.
A potem jego wzrok padł na jego dłoń, którą przeszył ból. Tak, ta kość musiała pęknąć, bo jego niezrównoważona psychika była zbyt destrukcyjna nawet dla niego samego. Pękła tak samo jak on chwilę przed tym, a teraz krew i ból przypominały mu, razem z miną Aspasii, że nie powinien był się w ogóle wychylać. Cofnął dłoń, chowając ją znowu, coby nie dokładać Aspasii obrzydliwości, na jakie właśnie patrzyła. Kiwnął na nią głową, zaciskając zęby na chwilę mocno.
- Yeah, uciekaj. - Zachęcił chłodno, choć poza tym wiele emocji buzowało w jego głosie. - Tego nie zmienię.
Tak czy inaczej, Aspasia nie była już ignorowana. Choć ledwie to był mały kroczek póki co do bycia człowiekiem wobec niej, Romilly zaczynał dawać szansę na istnienie ich relacji, zamiast natychmiast ją zbywać. I może nie powinien był się spodziewać wiele, może myślał zbyt szybko, że to się samo ot ułoży, jednak jeśli tylko tak było, moment, w którym usłyszał trzask tłuczonego szkła i zobaczył wyraz twarzy Aspasii natychmiast pozbawił go złudzeń.
Wiedział, co zobaczyła. Znaczy, nie dokładnie, bo nie wszystkie zmiany kontrolował, i ta była zupełnie niekontrolowana, ale wiedział, że zmiany były pod wpływem najsilniejszych emocji, a w tym przypadku jeśli właśnie to zobaczyła... Cóż, przerażenie było wyjaśnione. Również wybiło go na chwilę zupełnie z własnych myśli, a te sekundy ciszy i analizowania nowej sytuacji przynajmniej jego oczy przywróciły do normalności. Zawiesił wzrok na Ślizgonce, a widząc jak się oddala, czuł rozpaczliwą potrzebę zapewnienia jej, że nie jest groźny, nie skrzywdzi jej. Jednak gdy rozchylił usta, jego pamięć sama podsunęła moment, gdy to Saoirse dwa razy niemal została mocno potraktowana z jego strony.
Czasem po prostu przychodziła myśl, świadomość, przekonanie, że nie jest się dobrym człowiekiem. Że nieważne co się zrobi, esencja bycia ostatecznie podłym czy w jego przypadku, potworem - niejednokrotnie tak o sobie przecież mówił, i w zasadzie może od niedawna powstrzymywał się od takich komentarzy w swoim kierunku - to wyłazi, prędzej czy później. Przypomniał sobie skąd w pierwszym miejscu między innymi wzięło się jego alienowanie się od wszystkich, dlaczego w ogóle poddał się na sobie i tworzeniu relacji, w szczerzej chęci ochronienia siebie przed innymi, ale i innych przed sobą. Na przykład teraz.
Wyciągnął nawet ku niej bez przemyślenia rękę, naprawdę chcąc jej powiedzieć, że jest mu przykro. Że nie panuje nad tym i taki właśnie jest. Że pewnie na jej miejscu też by się bał. W zasadzie, bał się nawet teraz. Chciał powiedzieć, że to też dlatego był taki przez te lata, i że chciałby by miała kogoś innego jako narzeczonego, lepszego, bo nie zasługiwała na męczarnię z nim w swoim życiu. Sądził, że teraz by zrozumiała, przynajmniej częściowo, że to nie jej wina.
A potem jego wzrok padł na jego dłoń, którą przeszył ból. Tak, ta kość musiała pęknąć, bo jego niezrównoważona psychika była zbyt destrukcyjna nawet dla niego samego. Pękła tak samo jak on chwilę przed tym, a teraz krew i ból przypominały mu, razem z miną Aspasii, że nie powinien był się w ogóle wychylać. Cofnął dłoń, chowając ją znowu, coby nie dokładać Aspasii obrzydliwości, na jakie właśnie patrzyła. Kiwnął na nią głową, zaciskając zęby na chwilę mocno.
- Yeah, uciekaj. - Zachęcił chłodno, choć poza tym wiele emocji buzowało w jego głosie. - Tego nie zmienię.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."