25-08-2021, 10:49 PM
Patrzył na niemalże jej agonię, to jak wiła się niemal pod jego spojrzeniem i jak... Spojrzał tam, gdzie sięgała, by dostrzec trzonek różdżki. Nie spodziewałby się tego po niej czy nikim poza matką, a jednak poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła, a wszelkie kolory odchodzą z twarzy. Czuł się znowu jak dziecko, malutkie dziecko, zastraszone śmiertelnie, niewybaczalnie przez rodzicielkę, i sam cofnął się krok, absolutnie tracąc na agresji, którą przed chwilą kierował ku dziewczynie.
A potem go poznała, i z jakiegoś powodu, choć nie sądził, że mogła go nie poznać, to, że ją to złamało, tym bardziej zabolało. Zabolało, że tak działał na ludzi, że był taki, taki się urodził, i to nie tak, że metamorfomagia była tylko dobra. Nie. W połączeniu z traumami, agresją, tym, co działo się w jego głowie, z patologią domową... To była mieszanka wybuchowa. Zupełnie jakby jego zniszczona dusza wywlekała się na zwenątrz, a ktoś, kto to widział... Cóż. Miał to przed sobą, właśnie teraz. Nie był akceptowalny. Nawet nie dało się go tolerować.
Odwrócił wzrok. Jeśli cokolwiek się naprawiało między nimi, właśnie umarło. Choć mógł się tego spodziewać, to może nie tak szybko. Nie po pierdolonej dobie. Był głupi, a teraz skrzywdził ją jeszcze bardziej niż przywiązaniem do siebie wbrew woli, gratulacje. A przy tym nie mógł wydusić przeprosin za to, że taki był. Nie potrafił, bo czuł mimo to ten okruch buntu, że nie chce przeraszać za to, że jest. Był. Mogła uciekać. W zasadzie, dosłownie szczerze i serdecznie jej tego życzył.
- Chciałbym, żeby był z tobą związany ktokolwiek lepszy. - Powiedział cicho, sugerując dość jasno, że może jest ku temu opcja i się waha, a nie powinna, po czym nie chcąc dłużej torturować jej swoją obecnością, odszedł pospiesznie, pozwalając jej odetchnąć, jak i samemu dając sobie odrobinę przestrzeni na przetrawienie jakoś tego, co się stało, choć sądził po wizycie w krypcie, że nie może być już gorzej. Obiecał sobie, że więcej tak nie powie, bo los robił robić sobie z niego jaja.
zt. x2 -> Ciąg dalszy wątku
A potem go poznała, i z jakiegoś powodu, choć nie sądził, że mogła go nie poznać, to, że ją to złamało, tym bardziej zabolało. Zabolało, że tak działał na ludzi, że był taki, taki się urodził, i to nie tak, że metamorfomagia była tylko dobra. Nie. W połączeniu z traumami, agresją, tym, co działo się w jego głowie, z patologią domową... To była mieszanka wybuchowa. Zupełnie jakby jego zniszczona dusza wywlekała się na zwenątrz, a ktoś, kto to widział... Cóż. Miał to przed sobą, właśnie teraz. Nie był akceptowalny. Nawet nie dało się go tolerować.
Odwrócił wzrok. Jeśli cokolwiek się naprawiało między nimi, właśnie umarło. Choć mógł się tego spodziewać, to może nie tak szybko. Nie po pierdolonej dobie. Był głupi, a teraz skrzywdził ją jeszcze bardziej niż przywiązaniem do siebie wbrew woli, gratulacje. A przy tym nie mógł wydusić przeprosin za to, że taki był. Nie potrafił, bo czuł mimo to ten okruch buntu, że nie chce przeraszać za to, że jest. Był. Mogła uciekać. W zasadzie, dosłownie szczerze i serdecznie jej tego życzył.
- Chciałbym, żeby był z tobą związany ktokolwiek lepszy. - Powiedział cicho, sugerując dość jasno, że może jest ku temu opcja i się waha, a nie powinna, po czym nie chcąc dłużej torturować jej swoją obecnością, odszedł pospiesznie, pozwalając jej odetchnąć, jak i samemu dając sobie odrobinę przestrzeni na przetrawienie jakoś tego, co się stało, choć sądził po wizycie w krypcie, że nie może być już gorzej. Obiecał sobie, że więcej tak nie powie, bo los robił robić sobie z niego jaja.
zt. x2 -> Ciąg dalszy wątku
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."