26-08-2021, 12:37 AM
Odpowiedział jej. Równie cichym i zmęczonym głosem co jej.
Może nie wiedziała, co dokładnie siedziało w jego głowie. Może praktycznie go nie znała, ale czuła, że po raz pierwszy mają ze sobą coś wspólnego. Cokolwiek wspólnego. I, o ironio, była to najgorsza rzecz, jaką mogli sobie wymyślić.
Życie było tak strasznie, skrajnie żałosne.
Otworzyła oczy i zwróciła głowę w jego stronę. Nie zobaczyła go. Wciąż stała schowana, w progu, jak intruz. Ale czy powinna tak się czuć?
Mówił do niej. Odpowiedział jej. Gdyby czas i sytuacja była inna, czy powiedziałby jej prawdę? Czy nie uciekłby od niej, zostawiając ją tylko z pretensjami?
Przesunęła się o krok bliżej. Dostrzegła strzępki sylwetki Romilly’ego, który zsunął się nieco z łóżka, jakby chciał wstać, ale nie do końca mu to wyszło.
Zrobiła jeszcze jeden krok, dostrzegła jego twarz. Ciekawa była, co dostrzegł on. Zmęczone rysy twarzy, dziewczynę przytulającą swój bok do zimnej ściany. Nie był to widok, który normalnie chciałaby komukolwiek pokazać.
Ale zaczynała rozumieć, że ma już coraz mniej do stracenia. Na czym miało jej zależeć…?
— Rozumiem Cię – powiedziała jedynie.
Bez oceniania. Bez krzyczenia, bez wyśmiewania.
Rozciągnęła wargi w uśmiechu, który pozbawiony był szczęścia. Wyrażał coś zupełnie innego – dopełniał obraz oczu, które mówiły, że naprawdę była świadoma tego, co przechodził. Że rozumiała więcej, niż zapewne by przypuszczał. Że ona też miała aspekt siebie, o którym nikomu nie mówiła.
Nikt o nim nie wiedział.
Z kącików jej oczu skapnęły na policzki kolejne, pojedyncze tym razem łzy. Otarła je dość szybko wierzchem dłoni.
To zapewne był dobry czas na płakanie. Ale mimo to, nie chciała tego robić. Nie przyszła tutaj po to.
W zasadzie… nie wiedziała, dlaczego przyszła. Przyszła, bo przywiodła ją tutaj intuicja. A może jakaś masochistyczna część jej każąca jej czekać na skarcenie, wyśmianie… i w konsekwencji odrzucenie. Przecież to zapowiedział jej zaledwie kilka chwil temu, prawda?
Może nie wiedziała, co dokładnie siedziało w jego głowie. Może praktycznie go nie znała, ale czuła, że po raz pierwszy mają ze sobą coś wspólnego. Cokolwiek wspólnego. I, o ironio, była to najgorsza rzecz, jaką mogli sobie wymyślić.
Życie było tak strasznie, skrajnie żałosne.
Otworzyła oczy i zwróciła głowę w jego stronę. Nie zobaczyła go. Wciąż stała schowana, w progu, jak intruz. Ale czy powinna tak się czuć?
Mówił do niej. Odpowiedział jej. Gdyby czas i sytuacja była inna, czy powiedziałby jej prawdę? Czy nie uciekłby od niej, zostawiając ją tylko z pretensjami?
Przesunęła się o krok bliżej. Dostrzegła strzępki sylwetki Romilly’ego, który zsunął się nieco z łóżka, jakby chciał wstać, ale nie do końca mu to wyszło.
Zrobiła jeszcze jeden krok, dostrzegła jego twarz. Ciekawa była, co dostrzegł on. Zmęczone rysy twarzy, dziewczynę przytulającą swój bok do zimnej ściany. Nie był to widok, który normalnie chciałaby komukolwiek pokazać.
Ale zaczynała rozumieć, że ma już coraz mniej do stracenia. Na czym miało jej zależeć…?
— Rozumiem Cię – powiedziała jedynie.
Bez oceniania. Bez krzyczenia, bez wyśmiewania.
Rozciągnęła wargi w uśmiechu, który pozbawiony był szczęścia. Wyrażał coś zupełnie innego – dopełniał obraz oczu, które mówiły, że naprawdę była świadoma tego, co przechodził. Że rozumiała więcej, niż zapewne by przypuszczał. Że ona też miała aspekt siebie, o którym nikomu nie mówiła.
Nikt o nim nie wiedział.
Z kącików jej oczu skapnęły na policzki kolejne, pojedyncze tym razem łzy. Otarła je dość szybko wierzchem dłoni.
To zapewne był dobry czas na płakanie. Ale mimo to, nie chciała tego robić. Nie przyszła tutaj po to.
W zasadzie… nie wiedziała, dlaczego przyszła. Przyszła, bo przywiodła ją tutaj intuicja. A może jakaś masochistyczna część jej każąca jej czekać na skarcenie, wyśmianie… i w konsekwencji odrzucenie. Przecież to zapowiedział jej zaledwie kilka chwil temu, prawda?
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?