26-08-2021, 04:38 PM
Wcale nie chodziło mu o to, by jakoś jej wyrzucić to zachowanie, czy sprawić by poczuła się źle. Wcale nie miał jej za złe, bo może gdyby było odwrotnie, zachowałby się tak samo. Ba, ON nie chciał mieć ze sobą z reguły nic wspólnego, co mieli powiedzieć inni? Dlatego jak tylko przeprosiła, od razu pokręcił głową.
- Nie musisz. - Powiedział szczerze, spokojnie. - Jakby mi wyszło jakieś cholerstwo z lochu to pewnie też bym się niemal zesrał. - Szczere. - Cokolwiek widziałaś, jeśli sugerować się twoją miną, to współczuję i ja przepraszam. Nie sądziłem, że na ciebie wpadnę, celowo szedłem do skrzydła w czasie kolacji.
A wyszło jak zwykle... I naprawdę dziwnie było mu teraz ot otrzymywać wsparcie. W zasadzie, nie wiedział jak się z nim zachować, bo nie było to nijak naturalną rzeczą w jego życiu. Zwłaszcza gdy mowa była o matce, a ten temat był... Cóż, wrażliwszy niż porcelana, zupełnie jak ledwo co powstały lód na jeziorze - lepiej nie wchodzić, bo szybko zrobi się nieciekawie. Skrzywił się lekko, odwracając wzrok i nie rozwijając tej kwestii. Raczej musiałby być jakoś zmuszony by się w to zagłębić.
- Przeze mnie czy nie, chyba dla nas obojga były to nieodpowiednie czas i miejsce. Ty miałaś cholernego pecha, że na mnie wpadłaś akurat teraz, a nie rok temu, jak było ci trochę lepiej, a ja... W zasadzie to zwyczajnie się nie skupiłem czy ktoś idzie.
Kogokolwiek innego pewnie jeszcze by przestraszył bardziej, powodując traumę na dłużej. Potem oczywiście czułby się przez to jak gówno, ale w pierwszym odruchu zawsze był po prostu mendą bez serca. W drugim zresztą zwykle też, chyba że była to jakkolwiek osoba bliska, a póki co mógł je wyliczyć na palcach jednej ręki.
- Żadne z nas nie jest wzorem do małżeństwa, powiedzmy to wprost. W tym roku dopiero mamy SUMy, nie wiem jak ty, ale ja nie mam jakiegoś super pewnego plany na przyszłość, co jakiś czas rzucamy rzeczami albo rzucamy się na nie, a nasze boginy to nadal lustro i moja matka. Szczerze, w sumie jak na takie chujowe warunki, radzimy sobie chyba i tak całkiem nieźle. - Posłał jej krzywy uśmiech, zupełnie bez radości, za to z pożałowaniem dla ich oboje. Się może faktycznie dobrali... Mimo że nadal dziwnie abstrakcyjne było dla niego rozmawianie na poważnie o małżeństwie w wieku piętnastu lat, niezależnie od presji matki czy kogokolwiek.
Za to na jej ostatnie słowa faktycznie był zaskoczony. Okej, on powiedział to samo, ale jakoś nie spodziewał się takich słów do siebie. Zamrugał zaraz, by posłać jej nikły, tym razem zwyczajnie przyjazny uśmiech.
- Maybe we can't be partners, but maybe for now we could be friends. - zasugerował, po czym z krótkim wahaniem wyciągnął rękę - tą czystą, zdrową - by lekko ująć dłoń Ślizgonki, w geście wsparcia i może pewnego rodzaju propozycji porozumienia.
- Nie musisz. - Powiedział szczerze, spokojnie. - Jakby mi wyszło jakieś cholerstwo z lochu to pewnie też bym się niemal zesrał. - Szczere. - Cokolwiek widziałaś, jeśli sugerować się twoją miną, to współczuję i ja przepraszam. Nie sądziłem, że na ciebie wpadnę, celowo szedłem do skrzydła w czasie kolacji.
A wyszło jak zwykle... I naprawdę dziwnie było mu teraz ot otrzymywać wsparcie. W zasadzie, nie wiedział jak się z nim zachować, bo nie było to nijak naturalną rzeczą w jego życiu. Zwłaszcza gdy mowa była o matce, a ten temat był... Cóż, wrażliwszy niż porcelana, zupełnie jak ledwo co powstały lód na jeziorze - lepiej nie wchodzić, bo szybko zrobi się nieciekawie. Skrzywił się lekko, odwracając wzrok i nie rozwijając tej kwestii. Raczej musiałby być jakoś zmuszony by się w to zagłębić.
- Przeze mnie czy nie, chyba dla nas obojga były to nieodpowiednie czas i miejsce. Ty miałaś cholernego pecha, że na mnie wpadłaś akurat teraz, a nie rok temu, jak było ci trochę lepiej, a ja... W zasadzie to zwyczajnie się nie skupiłem czy ktoś idzie.
Kogokolwiek innego pewnie jeszcze by przestraszył bardziej, powodując traumę na dłużej. Potem oczywiście czułby się przez to jak gówno, ale w pierwszym odruchu zawsze był po prostu mendą bez serca. W drugim zresztą zwykle też, chyba że była to jakkolwiek osoba bliska, a póki co mógł je wyliczyć na palcach jednej ręki.
- Żadne z nas nie jest wzorem do małżeństwa, powiedzmy to wprost. W tym roku dopiero mamy SUMy, nie wiem jak ty, ale ja nie mam jakiegoś super pewnego plany na przyszłość, co jakiś czas rzucamy rzeczami albo rzucamy się na nie, a nasze boginy to nadal lustro i moja matka. Szczerze, w sumie jak na takie chujowe warunki, radzimy sobie chyba i tak całkiem nieźle. - Posłał jej krzywy uśmiech, zupełnie bez radości, za to z pożałowaniem dla ich oboje. Się może faktycznie dobrali... Mimo że nadal dziwnie abstrakcyjne było dla niego rozmawianie na poważnie o małżeństwie w wieku piętnastu lat, niezależnie od presji matki czy kogokolwiek.
Za to na jej ostatnie słowa faktycznie był zaskoczony. Okej, on powiedział to samo, ale jakoś nie spodziewał się takich słów do siebie. Zamrugał zaraz, by posłać jej nikły, tym razem zwyczajnie przyjazny uśmiech.
- Maybe we can't be partners, but maybe for now we could be friends. - zasugerował, po czym z krótkim wahaniem wyciągnął rękę - tą czystą, zdrową - by lekko ująć dłoń Ślizgonki, w geście wsparcia i może pewnego rodzaju propozycji porozumienia.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."