26-08-2021, 05:17 PM
Nie musiała. Miał rację, nie musiała wcale go przepraszać. I pewnie by go nie przeprosiła, gdyby nie fakt, że po prostu chciała. Chociaż nawet nieco rozbawił go jego komentarze, to ten grymas uśmiechu dość szybko zniknął, kiedy to on przeprosił ją. Tym razem to ona pokręciła głową, bo przecież za co? Za co miała się na niego gniewać? Tym bardziej teraz, gdy wyjaśnił jej, że nie wszystkie przemiany jest w stanie kontrolować. Pewnie na jego miejscu też wyglądałaby w takich momentach jak wycięta z horroru postać.
— To Ty nie musisz – odpowiedziała, patrząc tym razem wprost na jego twarz. Nawet próbowała się uśmiechnąć… - W zasadzie, to wszystko stało się na moje własne życzenie. Szukałam Cię. Chciałam… przynieść Ci coś do jedzenia. Widziałam, że cały dzień miałeś podły nastrój i… i znalazłam Cię. Szybciej niż przypuszczałam.
Może to był pech. A może właśnie szczęście? Może nie była to najprzyjemniejsza sytuacja w życiu, ale czy coś innego miałoby szansę ich otworzyć? Czy wtedy powiedzieliby sobie to wszystko? Nawet jeśli między nimi były jakieś niedopowiedzenia – a pewnie były, bo w końcu Sia nie powiedziała mu nadal wszystkiego – to i tak… i tak wiedział więcej niż osoba, którą do tej pory nazywała najbliższą.
Westchnęła cicho.
— Tak, to było nieodpowiednie miejsce i czas. Powinnam wpaść na Ciebie dobre kilka lat temu, zamiast dopiero teraz. Może ta rozmowa odbyła się wcześniej, i może byśmy zrozumieli się prędzej niż po praktycznie czterech latach niemej wojny między sobą.
W zasadzie, nie wiedziała sama, co takiego w ich relacji się popsuło. Było dobrze, a potem nagle przestało działać. Oboje poszli w swoją stronę, nie oglądając się na to drugie.
Ale jaki rozum może mieć dwunastoletnie dziecko, które samo nie radzi sobie z własnymi problemami, a co dopiero, gdyby miała nieść także bagaż doświadczeń i lęków drugiej osoby? Nie powinna mieć pretensji. Ani do niego, ani do siebie.
Lecz to, co powiedział później, było po prostu bolesną prawdą. Nadal poniekąd byli dzieciakami, marionetkami w planach dorosłych, które mają dopiero zdać swoje pierwsze poważniejsze egzaminy, a już zapowiedziano im ślub, zapewne zaraz po szkole. Jeszcze nie wiedzieli, gdzie powinni podziać się w życiu, ale wiedzą, że będą musieli spędzić kolejne lata ze sobą. Nikt nigdy nie zapytał ich, jak się z tym czują. Nikt nigdy nie przejął się tym, z czym muszą zmagać się na co dzień.
Więc tak… Jak na tak chujowe warunki, faktycznie radzili sobie całkiem nieźle.
Widząc jednak jego szczery uśmiech, sama uśmiechnęła się nieco – choć nie miała pojęcia, co radosnego mogłaby znaleźć w słowach, które właśnie powiedziała. Czuła się okropnie, w dodatku z przeświadczeniem, że była dla niego okropna przez te wszystkie lata… i że faktycznie nie jest dobrym materiałem na partnerkę.
Zaskoczył ją szczerze swoim gestem. Nie, żeby chciała się cofnąć i miała coś przeciwko, tylko… sama miała ochotę zrobić to już dawno temu – z tym, że zabrakło jej odwagi. A ten jeden drobny gest, jaki ku niej wykonał, znaczył dla niej więcej, niż Romilly mógłby przypuścić. O ile przed momentem obawiała się odrzucenia i tego, że nie będzie chciał jej widzieć już do końca szkoły… tak teraz, chyba po raz pierwszy od dawna, poczuła się po prostu chciana.
Jej wargi lekko zadrżały w uśmiechu. Gdyby tylko wiedział…
Położyła drugą dłoń na jego dłoni, aby dać mu znać, że nie chce go odtrącać. I jako znak dobrej woli – że może spróbować. Może to wszystko da się jeszcze naprawić.
— Maybe – odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem. – That’s a good start.
— To Ty nie musisz – odpowiedziała, patrząc tym razem wprost na jego twarz. Nawet próbowała się uśmiechnąć… - W zasadzie, to wszystko stało się na moje własne życzenie. Szukałam Cię. Chciałam… przynieść Ci coś do jedzenia. Widziałam, że cały dzień miałeś podły nastrój i… i znalazłam Cię. Szybciej niż przypuszczałam.
Może to był pech. A może właśnie szczęście? Może nie była to najprzyjemniejsza sytuacja w życiu, ale czy coś innego miałoby szansę ich otworzyć? Czy wtedy powiedzieliby sobie to wszystko? Nawet jeśli między nimi były jakieś niedopowiedzenia – a pewnie były, bo w końcu Sia nie powiedziała mu nadal wszystkiego – to i tak… i tak wiedział więcej niż osoba, którą do tej pory nazywała najbliższą.
Westchnęła cicho.
— Tak, to było nieodpowiednie miejsce i czas. Powinnam wpaść na Ciebie dobre kilka lat temu, zamiast dopiero teraz. Może ta rozmowa odbyła się wcześniej, i może byśmy zrozumieli się prędzej niż po praktycznie czterech latach niemej wojny między sobą.
W zasadzie, nie wiedziała sama, co takiego w ich relacji się popsuło. Było dobrze, a potem nagle przestało działać. Oboje poszli w swoją stronę, nie oglądając się na to drugie.
Ale jaki rozum może mieć dwunastoletnie dziecko, które samo nie radzi sobie z własnymi problemami, a co dopiero, gdyby miała nieść także bagaż doświadczeń i lęków drugiej osoby? Nie powinna mieć pretensji. Ani do niego, ani do siebie.
Lecz to, co powiedział później, było po prostu bolesną prawdą. Nadal poniekąd byli dzieciakami, marionetkami w planach dorosłych, które mają dopiero zdać swoje pierwsze poważniejsze egzaminy, a już zapowiedziano im ślub, zapewne zaraz po szkole. Jeszcze nie wiedzieli, gdzie powinni podziać się w życiu, ale wiedzą, że będą musieli spędzić kolejne lata ze sobą. Nikt nigdy nie zapytał ich, jak się z tym czują. Nikt nigdy nie przejął się tym, z czym muszą zmagać się na co dzień.
Więc tak… Jak na tak chujowe warunki, faktycznie radzili sobie całkiem nieźle.
Widząc jednak jego szczery uśmiech, sama uśmiechnęła się nieco – choć nie miała pojęcia, co radosnego mogłaby znaleźć w słowach, które właśnie powiedziała. Czuła się okropnie, w dodatku z przeświadczeniem, że była dla niego okropna przez te wszystkie lata… i że faktycznie nie jest dobrym materiałem na partnerkę.
Zaskoczył ją szczerze swoim gestem. Nie, żeby chciała się cofnąć i miała coś przeciwko, tylko… sama miała ochotę zrobić to już dawno temu – z tym, że zabrakło jej odwagi. A ten jeden drobny gest, jaki ku niej wykonał, znaczył dla niej więcej, niż Romilly mógłby przypuścić. O ile przed momentem obawiała się odrzucenia i tego, że nie będzie chciał jej widzieć już do końca szkoły… tak teraz, chyba po raz pierwszy od dawna, poczuła się po prostu chciana.
Jej wargi lekko zadrżały w uśmiechu. Gdyby tylko wiedział…
Położyła drugą dłoń na jego dłoni, aby dać mu znać, że nie chce go odtrącać. I jako znak dobrej woli – że może spróbować. Może to wszystko da się jeszcze naprawić.
— Maybe – odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem. – That’s a good start.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?