26-08-2021, 11:02 PM
Dopiero kiedy Mickey odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią ze zmartwieniem, dopiero wtedy podniosła wzrok. Nie spojrzała konkretnie na jego twarz, ale gdzieś na przestrzeń obok. Ktoś jednak, kto dobrze znał Florę, wiedział, że był to najlepszy i najbardziej pełen uwagi kontakt, na jaki potrafiła się zdobyć.
Nigdy nie patrzyła komuś w twarz ani prosto w oczy. A jeśli się zdarzyło, to bardzo przelotnie i zaledwie na ułamki sekund.
Dostrzegała wokół niego delikatną, błękitnawą poświatę, która potwierdzała jego szczere intencje wobec niej. Ale nawet nie musiała się upewniać, bo wierzyła mu. Może stroniła od ludzi, i niespecjalnie trzymała się blisko szczególnie Ślizgonów, ale tego bardzo lubiła. Przypominał jej jednego z braci, których zostawiła w domu, na farmie. Oni też się nią przejmowali, tak jak on teraz.
— Szłam na śniadanie – wyjaśniła mu cicho, bo zrozumiała, że właśnie o to pytał. Chyba. Takie miała wrażenie, dlatego wolała odpowiedzieć.
Czy powinna powiedzieć coś jeszcze?
Nie zdążyła, bo dostrzegła, jak jego aura zaczęła powolutku drgać, coraz mocniej i intensywniej, zmieniając barwę na bardziej czerwonawą. A za moment Mickey odwrócił się od niej i z odgłosów zdołała wywnioskować, że zabrało mu się na wymioty.
Zupełnie jakby nic się nie stało, albo jakby było to naturalne zupełnie jak ziewnięcie albo mruganie, podeszła bliżej nieco, zwracając twarz w stronę jego twarzy. Uniosła nawet dłoń, aby dotknąć jego ramienia, ale ostatecznie ta zawisła w powietrzu, zostawiając drobną przestrzeń między nimi.
— Mi-Mickey… W porządku? – zapytała, nieco pochylając się w jego stronę.
Chciałaby mu pomóc, ale nie za bardzo wiedziała, jak. Nie wiedziała, czego potrzebował… A w dodatku wyczuwała od niego woń alkoholu. Nie oceniała go w żaden sposób, ale sama nigdy go nie piła i nie wiedziała, co jest potrzebne, aby załagodzić skutki jego działania.
— Potrzebujesz… wody? – może nieco za bardzo dukała, ale to było pierwsze, co przyszło jej na myśl. Woda zawsze pomaga. Może pomogłaby i jemu teraz?
Nigdy nie patrzyła komuś w twarz ani prosto w oczy. A jeśli się zdarzyło, to bardzo przelotnie i zaledwie na ułamki sekund.
Dostrzegała wokół niego delikatną, błękitnawą poświatę, która potwierdzała jego szczere intencje wobec niej. Ale nawet nie musiała się upewniać, bo wierzyła mu. Może stroniła od ludzi, i niespecjalnie trzymała się blisko szczególnie Ślizgonów, ale tego bardzo lubiła. Przypominał jej jednego z braci, których zostawiła w domu, na farmie. Oni też się nią przejmowali, tak jak on teraz.
— Szłam na śniadanie – wyjaśniła mu cicho, bo zrozumiała, że właśnie o to pytał. Chyba. Takie miała wrażenie, dlatego wolała odpowiedzieć.
Czy powinna powiedzieć coś jeszcze?
Nie zdążyła, bo dostrzegła, jak jego aura zaczęła powolutku drgać, coraz mocniej i intensywniej, zmieniając barwę na bardziej czerwonawą. A za moment Mickey odwrócił się od niej i z odgłosów zdołała wywnioskować, że zabrało mu się na wymioty.
Zupełnie jakby nic się nie stało, albo jakby było to naturalne zupełnie jak ziewnięcie albo mruganie, podeszła bliżej nieco, zwracając twarz w stronę jego twarzy. Uniosła nawet dłoń, aby dotknąć jego ramienia, ale ostatecznie ta zawisła w powietrzu, zostawiając drobną przestrzeń między nimi.
— Mi-Mickey… W porządku? – zapytała, nieco pochylając się w jego stronę.
Chciałaby mu pomóc, ale nie za bardzo wiedziała, jak. Nie wiedziała, czego potrzebował… A w dodatku wyczuwała od niego woń alkoholu. Nie oceniała go w żaden sposób, ale sama nigdy go nie piła i nie wiedziała, co jest potrzebne, aby załagodzić skutki jego działania.
— Potrzebujesz… wody? – może nieco za bardzo dukała, ale to było pierwsze, co przyszło jej na myśl. Woda zawsze pomaga. Może pomogłaby i jemu teraz?