27-08-2021, 01:41 AM
To nie tak, że była przygnębiona, smutna, czy zawiedziona. Nie. Meredith była zła. Nawet jeśli w żaden sposób nie była do Ramsey'a przywiązana, nie darzyła go jakimkolwiek głębszym pozytywnym uczuciem, właściwie to było jej totalnie obojętne, czy pojawia się od czasu do czasu w jej codzienności tylko i wyłącznie po to, żeby na kilka chwil wspólnie oddać się cielesnym rozkoszom, to mimo wszystko była zła za to, że tak po prostu stwierdził, że to nie może trwać dalej. Miał czelność odejść od niej, jakkolwiek niewielka ich zażyłość by nie była! Nie ważne, że to był tylko seks, nawet za bardzo ze sobą nie rozmawiali, od Meredith Lancaster się nie odchodzi.
Nic dziwnego, że reszta minionego wieczoru i cały dzisiejszy dzień, Mer emanowała dużo surowszą energią, a pozornie neutralne spojrzenie rzucone komukolwiek było niemalże mordercze. Owszem, zamierzała odegrać się na Gryfonie, zrobić to w nieoczekiwanym momencie, żeby zapamiętał sobie raz i dobrze, że od Meredith Lancaster się nie odchodzi. W myślach już kalkulowała który eliksir byłby dobry na taką okazję. A może jeden z jej wynalazków? A może wynajdzie coś nowego?
Miała prawie całą środę na planowanie, bo dzisiaj musiała iść tylko na lekcję zaklęć. No i Sky zarządziła siostrzane spotkanie, co ani trochę jej nie dziwiło - była w pełni świadoma, że bliźniaczka wie w jakim jest nastroju. Ale nie przeszkodziło jej to na spędzeniu niemal całego dnia w zamkniętej sali gdzieś w lochach i skupianiu się na tym, co wychodziło jej najlepiej - warzeniu eliksirów, szukaniu czegoś nowego, co mogło okazać się przełomowym odkryciem.
Zanim się obejrzała, nadchodziła pora spotkania ze Sky. Zgarnęła wszystkie swoje rzeczy, wrzuciła je do torby, pusty i wyczyszczony kociołek chwyciła w jedną z rąk, po czym ruszyła na miejsce spotkania. Szklany korytarz był akurat po drodze, wiec nie musiała nawet nigdzie zbaczać, żeby dotrzeć tam pierwsza, jak się okazało.
Z płytkim westchnieniem podeszła do szyby i odstawiwszy kocioł na podłogę, skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na głębinę jeziora. Niezbyt wiele było widać, trochę roślin wodnych, jakieś ryby, ale nawet niekoniecznie im się przyglądała. Najchętniej zapaliłaby papierosa, ale powstrzymała się, żeby nie śmierdzieć za bardzo dymem, jak siostra już dotrze.
Nie trzeba było długo czekać, żeby niosące się podziemnymi korytarzami echo zwiastowało rychłe pojawienie się Puchonki. Odwróciła głowę w kierunku, z którego dobiegał dźwięk i już po kilku kolejnych sekundach uśmiechnięta Sky pojawiła się przed nią. Z włosem rozwianym i zaróżowionymi policzkami. Spodziewała się, że zostanie obdarowana jakimś smakołykiem - zbyt dobrze znała własną bliźniaczkę, żeby miała podejrzewać cokolwiek innego - i nie zwiodła się. Spojrzała nieco zezując na podetknięty pod nos serniczek i odruchowo nosem wciągnęła więcej powietrza, żeby wyłapać zapach ciasta. Och, co za boski aromat! Jak wszystkiego przygotowanego przez Sky.
Już samo to nieco złagodziło nastrój Meredith i spojrzała na Puchonkę dużo łagodniej, niż na kogokolwiek innego dzisiaj.
- Czekolada powoduje wydzielanie endorfin, które poprawiają nastrój, więc istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że masz całkowitą rację. - Kącik ust drgnął jej nieznacznie, jakby jakiś cień uśmiechu właśnie przebiegł przez niemalże nieruchome oblicze. - Poza tym lubię twoje serniki. - Nie czekając na żadną odpowiedź, jedną ręką chwyciła od spodu naczynie z ciastem, żeby wyjąć je z rąk siostry, pochylić się nad nim jeszcze raz odrobinę i pocieszyć przyjemnym aromatem. Za nic w świecie nie zamieniłaby tak wspaniałej bliźniaczki na żadną inną!
Spojrzała na podłogę, żeby sprawdzić, czy miejsce jest bezpieczne na małe posiedzenie, po czym zrzuciła torbę z ramienia (czyli odłożyła ostrożnie na posadzkę) i usiadła bokiem do szklanej ściany, po turecku. Z pewnością zaraz otrzymała jeden z lewitujących za siostrą talerzyków, widelczyk i nóż do pokrojenia ciasta, za co zabrała się niezwłocznie. Takie pyszności nie mogą czekać! Nałożyła hojną porcję i sobie i Sky i niemal od razu jeden niewielki kęs wylądował w jej ustach. Mało brakowało, a wydałaby z siebie całkowicie ukontentowane westchnienie. Niebo w gębie, dosłownie!
Nic dziwnego, że reszta minionego wieczoru i cały dzisiejszy dzień, Mer emanowała dużo surowszą energią, a pozornie neutralne spojrzenie rzucone komukolwiek było niemalże mordercze. Owszem, zamierzała odegrać się na Gryfonie, zrobić to w nieoczekiwanym momencie, żeby zapamiętał sobie raz i dobrze, że od Meredith Lancaster się nie odchodzi. W myślach już kalkulowała który eliksir byłby dobry na taką okazję. A może jeden z jej wynalazków? A może wynajdzie coś nowego?
Miała prawie całą środę na planowanie, bo dzisiaj musiała iść tylko na lekcję zaklęć. No i Sky zarządziła siostrzane spotkanie, co ani trochę jej nie dziwiło - była w pełni świadoma, że bliźniaczka wie w jakim jest nastroju. Ale nie przeszkodziło jej to na spędzeniu niemal całego dnia w zamkniętej sali gdzieś w lochach i skupianiu się na tym, co wychodziło jej najlepiej - warzeniu eliksirów, szukaniu czegoś nowego, co mogło okazać się przełomowym odkryciem.
Zanim się obejrzała, nadchodziła pora spotkania ze Sky. Zgarnęła wszystkie swoje rzeczy, wrzuciła je do torby, pusty i wyczyszczony kociołek chwyciła w jedną z rąk, po czym ruszyła na miejsce spotkania. Szklany korytarz był akurat po drodze, wiec nie musiała nawet nigdzie zbaczać, żeby dotrzeć tam pierwsza, jak się okazało.
Z płytkim westchnieniem podeszła do szyby i odstawiwszy kocioł na podłogę, skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na głębinę jeziora. Niezbyt wiele było widać, trochę roślin wodnych, jakieś ryby, ale nawet niekoniecznie im się przyglądała. Najchętniej zapaliłaby papierosa, ale powstrzymała się, żeby nie śmierdzieć za bardzo dymem, jak siostra już dotrze.
Nie trzeba było długo czekać, żeby niosące się podziemnymi korytarzami echo zwiastowało rychłe pojawienie się Puchonki. Odwróciła głowę w kierunku, z którego dobiegał dźwięk i już po kilku kolejnych sekundach uśmiechnięta Sky pojawiła się przed nią. Z włosem rozwianym i zaróżowionymi policzkami. Spodziewała się, że zostanie obdarowana jakimś smakołykiem - zbyt dobrze znała własną bliźniaczkę, żeby miała podejrzewać cokolwiek innego - i nie zwiodła się. Spojrzała nieco zezując na podetknięty pod nos serniczek i odruchowo nosem wciągnęła więcej powietrza, żeby wyłapać zapach ciasta. Och, co za boski aromat! Jak wszystkiego przygotowanego przez Sky.
Już samo to nieco złagodziło nastrój Meredith i spojrzała na Puchonkę dużo łagodniej, niż na kogokolwiek innego dzisiaj.
- Czekolada powoduje wydzielanie endorfin, które poprawiają nastrój, więc istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że masz całkowitą rację. - Kącik ust drgnął jej nieznacznie, jakby jakiś cień uśmiechu właśnie przebiegł przez niemalże nieruchome oblicze. - Poza tym lubię twoje serniki. - Nie czekając na żadną odpowiedź, jedną ręką chwyciła od spodu naczynie z ciastem, żeby wyjąć je z rąk siostry, pochylić się nad nim jeszcze raz odrobinę i pocieszyć przyjemnym aromatem. Za nic w świecie nie zamieniłaby tak wspaniałej bliźniaczki na żadną inną!
Spojrzała na podłogę, żeby sprawdzić, czy miejsce jest bezpieczne na małe posiedzenie, po czym zrzuciła torbę z ramienia (czyli odłożyła ostrożnie na posadzkę) i usiadła bokiem do szklanej ściany, po turecku. Z pewnością zaraz otrzymała jeden z lewitujących za siostrą talerzyków, widelczyk i nóż do pokrojenia ciasta, za co zabrała się niezwłocznie. Takie pyszności nie mogą czekać! Nałożyła hojną porcję i sobie i Sky i niemal od razu jeden niewielki kęs wylądował w jej ustach. Mało brakowało, a wydałaby z siebie całkowicie ukontentowane westchnienie. Niebo w gębie, dosłownie!