29-08-2021, 04:19 PM
Czasem Rosemary sama się dziwiła, że nie jest w Ravenclaw, chociażby dlatego, jak poważnie traktowała wszelkie szkolne obowiązki. Znaczy, oczywiście, wiecznie miała problem z pewnymi zasadami i walczyłą dzielnie o to, by uczniowie mieli nieco więcej czasu dla siebie, a mniej na naukę, która i tak wypełnia większość ich dni chociażby na lekcjach, ale choć była wściekła o to, że ciągle trzeba coś robić i szkoła oczekuje by najlepiej dla każdej osoby tu nauka była pasją jedyną i niepodważalną, raczej nie zawalała podstawowych obowiązków. Nie miała zresztą na tyle dużo zajęć by narzekać, jednak pierwszoklasiści i w sumie wszyscy aż do piątej klasy mieli zwyczajnie przesrane.
Z tą myślą, zatem niechętnie, acz zdecydowanie, kierowała się do biblioteki by napisać esej na jedne z zajęć. Była sobota w południe, więc jeśli chciała dziś się pobawić i jakkolwiek wyluzować, musiała wszystko poniedziałkowe zrobić dzisiaj, dzięki czemu jutro będzie miała wywalone jajca na cokolwiek związanego z nauką. Bo co, że jak prefekt to nie umie się bawić? Watch her go!
Skupiona na torbie, przeglądając gdzie ma książkę, którą chciała przy okazji oddać, nie zwróciła zupełnie uwagi ani na Dextera idącego na przeciwko - może lepiej... - ani na Irytka, który z kolei zdecydowanie zwrócił uwagę na jej wytraconą czujność. Niestety, to nie była szkoła wiedząca co to zasady bhp, czy chociaż ograniczające możliwość uszczerbku na zdrowiu, zatem cholera wie skąd wzięty, dość duży fikus z dużym kawałkiem ziemi w kształcie doniczki, został upuszczony z dość wysoka prosto na jej głowę. Nie wiedziała, nie widziała, ale z tej wysokości zderzenie się ze zbitą glebą i korzeniami nie mogło nie zapowiadać, że skończy w skrzydle zanim pomyśli o pierwszym kielichu ognistej wieczorem.