31-08-2021, 11:44 PM
Słuchała z pełną fascynacją, nie tylko dlatego, że Emma opowiadała, ale po prostu też wszystko było nowe, wszyscy byli nowi, tak bardzo chciała się w tym odnaleźć i była niemal jak dziecko ciekawa każdej nowej rzeczy, każdej osoby. W Stanach była trzymana krótko, musiała się pilnować i cały czas być wzorem do naśladowania. Tu miała szansę na znalezienie miejsca też dla siebie samej. A co jeśli chodzi o mugoli? Cóż, Ilvermony zawsze lubiło mugoli, zatem i ona była od dziecka nauczona, że to człowiek jak każdy inny i nie umniejszała im zupełnie, uwielbiała wszystkich. Naturalnie, mimo to musiała poślubić kogoś bogatego, zatem czystokrwistego, jednak właśnie, gdyby mugolak nawet wystawił odpowiednie pieniądze na stół, również by nie było problemu. O co cała spina?
- Oh! - Zaśmiała się z początku, gdy usłyszała, że dziadek był czarodziejem, a potem ona, pomijając ojca. Za to natychmiast zmieniła mimikę na szok i z lekka przerażenie gdy usłyszała, że dziadek zginął. Umarł brzmi jak coś, czego się spodziewa, zginął brzmi jak wypadek. Przyłożyła otwartą dłoń do obojczyka. - Oh, przykro mi.
Faktycznie było! Choć większość osób mówiła to ot z dobrych manier, ona raczej nie była z tych. A przynajmniej nie zawsze, chyba że faktycznie sytuacja od niej tego wymagała.
- Nieszczególnie. Miałam nauczanie w domu, póki nie poszłam do szkoły. Dzięki temu oprócz takich ogólnych rzeczy jak liczenie czy wszystko, rodzice mogli zadbać o dodatkowe zajęcia. Jak śpiew! - Uśmiechnęła się wesoło. - Te były moje ulubione. - Dodała ciszej, nachylając się na chwilę nieznacznie ku niej, jakby zdradzała sekret.
- Ale to w sumie brzmi całkiem ciekawie i… I nieszczególnie. Jak i te wszystkie zajęcia tutaj, w sumie. - Wzruszyła ramionami. - Raz na wozie, raz pod wozem.
Zmarszczyła lekko brwi. W Ilvermony w zasadzie kuchnia była otwarta dla wszystkich. Naturalnie, dbano żeby nie opychano się słodyczami cały czas, acz jeśli ktoś coś chciał zjeść, po prostu mógł tam iść i mieć co chciał. Czy tu było to dziwne?
- Oh, tak, coś słyszałam. Za skrzynkami? Beczkami? - Brzmiało równie godnie co “w schowku na miotły”, ale co kto lubi… - U nas… Znaczy, no, w Ilvermony, gdzie się potem uczyłam, kuchnia była mniej więcej na środkowym piętrze, i była otwarta dla wszystkich. Oczywiście pilnowana i w ogóle, ale daleko było od tajemnicy. Czy tu to coś złego? Chyba nikt mnie nie pogoni szczotą jak zajrzę?
W zasadzie brzmiała na szczerze zmartwioną, i była! Nie chciała sobie napytać biedy i wstydu przy okazji.
- Oh! - Zaśmiała się z początku, gdy usłyszała, że dziadek był czarodziejem, a potem ona, pomijając ojca. Za to natychmiast zmieniła mimikę na szok i z lekka przerażenie gdy usłyszała, że dziadek zginął. Umarł brzmi jak coś, czego się spodziewa, zginął brzmi jak wypadek. Przyłożyła otwartą dłoń do obojczyka. - Oh, przykro mi.
Faktycznie było! Choć większość osób mówiła to ot z dobrych manier, ona raczej nie była z tych. A przynajmniej nie zawsze, chyba że faktycznie sytuacja od niej tego wymagała.
- Nieszczególnie. Miałam nauczanie w domu, póki nie poszłam do szkoły. Dzięki temu oprócz takich ogólnych rzeczy jak liczenie czy wszystko, rodzice mogli zadbać o dodatkowe zajęcia. Jak śpiew! - Uśmiechnęła się wesoło. - Te były moje ulubione. - Dodała ciszej, nachylając się na chwilę nieznacznie ku niej, jakby zdradzała sekret.
- Ale to w sumie brzmi całkiem ciekawie i… I nieszczególnie. Jak i te wszystkie zajęcia tutaj, w sumie. - Wzruszyła ramionami. - Raz na wozie, raz pod wozem.
Zmarszczyła lekko brwi. W Ilvermony w zasadzie kuchnia była otwarta dla wszystkich. Naturalnie, dbano żeby nie opychano się słodyczami cały czas, acz jeśli ktoś coś chciał zjeść, po prostu mógł tam iść i mieć co chciał. Czy tu było to dziwne?
- Oh, tak, coś słyszałam. Za skrzynkami? Beczkami? - Brzmiało równie godnie co “w schowku na miotły”, ale co kto lubi… - U nas… Znaczy, no, w Ilvermony, gdzie się potem uczyłam, kuchnia była mniej więcej na środkowym piętrze, i była otwarta dla wszystkich. Oczywiście pilnowana i w ogóle, ale daleko było od tajemnicy. Czy tu to coś złego? Chyba nikt mnie nie pogoni szczotą jak zajrzę?
W zasadzie brzmiała na szczerze zmartwioną, i była! Nie chciała sobie napytać biedy i wstydu przy okazji.