01-09-2021, 11:53 AM
Nie przypuszczała, żeby Teddy był w stanie zrozumieć realia jej rodziny. Ale nie powinna mieć o to pretensji – coś takiego rozumieć może tylko osoba, która doświadczyła czegoś podobnego. Romilly, na przykład. Gdyby tylko dało się z nim normalnie porozmawiać. Teddy… wychowywany był w zupełnie innych realiach, co właśnie też jej potwierdził kolejnymi słowami, gdy cytował jej swoją mamę. Uśmiechnęła się nawet, słysząc te słowa. Ona takich nigdy nie usłyszy…
— Chyba Ci zazdroszczę – przyznała w końcu, podnosząc nieco głowę, aby spojrzeć raz jeszcze na twarz Puchona. – Ja nigdy czegoś takiego nie usłyszałam. Za to wiele razy wpajano mi do głowy, że na błędy nie ma czasu. Trzeba zawsze dać z siebie sto procent. Być najlepszym. Albo zginie się w przeciętności, która nie jest pisana takim…
Ugryzła się w porę w język, przy tym uciekając z odrobiną speszenia spojrzeniem w bok. Miała dokończyć, że takim jak my, mając na myśli czarodziejów czystej krwi, pochodzących z rodzin arystokratycznych, ale… ale nie chciała, aby Teddy poczuł się gorszy albo dyskryminowany. Wcale nie był. Uważała go za cudownego, słodkiego chłopaka, który zawsze potrafił chociaż troszkę rozproszyć ciemność gromadzącą się wokół Aspasii. Inna sprawa, że jej rodzice by tego nie zrozumieli…
Zerknęła na niego dosyć nieśmiało, kiedy poczuła ponownie jego dłoń na swoich włosach. Dostrzegła, że ze skupieniem poprawiał kwiat wcześniej wpleciony między kosmyki – teraz zapewne musiał się odrobinę wyswobodzić i opaść. Uśmiechnęła się mimo wszystko. Znów poczuła to samo, co za pierwszym razem, kiedy wplatał jej ten drobny kwiatuszek we włosy… Znów poczuła, jak delikatnie pieką ją policzki, a ona opuszcza spojrzenie w dół z odrobiną zakłopotania.
Taka bliskość była dla niej dość nowa. Na jakiekolwiek bliższe czy czulsze gesty pozwalała sobie głównie wobec brata, a teraz…
W tym wszystkim jakoś za bardzo nie mogła skupić się na jego kolejnych słowach, że powinna pójść do profesor eliksirów. Może nawet dobrze, bo nie za bardzo spodobał jej się ten pomysł. Wolała jakoś… sama to załatwić. Może pójdzie do niej dopiero w ostateczności. Ale przemilczała to, szczególnie, że Teddy poruszył temat o wiele wrażliwszy niż ten, jaki zawód mogłaby wybrać…
Przygryzła dolną wargę, zerkając na niego z nieśmiałością, na ułamek sekundy. Nie była tego pewna. Nie była przekonana do pomysłu, aby wyjawić mu, co ją tak naprawdę trapi. To było… to było zbyt wiele ciemności. Nie chciała tego na niego zrzucać. Nie chciała też, żeby zaczął na nią patrzeć przez pryzmat jej problemów i… Nie chciała, żeby ją zostawiał…
— Bardzo często się boję, że wszyscy się ode mnie odwrócą i po prostu zostanę sama ze sobą – powiedziała cicho, poruszając jedynie wierzchołek całej góry lodowej, w której kryło się o wiele więcej… bagna. – Że tak z dnia na dzień, wszyscy zerwą ze mną wszystkie kontakty i nie będą chcieli mnie już znać. To… dość przerażająca wizja…
Zważywszy na to, jak bardzo nienawidziła być sobą, to tak. Była przerażająca. I to okropnie.
— Chyba Ci zazdroszczę – przyznała w końcu, podnosząc nieco głowę, aby spojrzeć raz jeszcze na twarz Puchona. – Ja nigdy czegoś takiego nie usłyszałam. Za to wiele razy wpajano mi do głowy, że na błędy nie ma czasu. Trzeba zawsze dać z siebie sto procent. Być najlepszym. Albo zginie się w przeciętności, która nie jest pisana takim…
Ugryzła się w porę w język, przy tym uciekając z odrobiną speszenia spojrzeniem w bok. Miała dokończyć, że takim jak my, mając na myśli czarodziejów czystej krwi, pochodzących z rodzin arystokratycznych, ale… ale nie chciała, aby Teddy poczuł się gorszy albo dyskryminowany. Wcale nie był. Uważała go za cudownego, słodkiego chłopaka, który zawsze potrafił chociaż troszkę rozproszyć ciemność gromadzącą się wokół Aspasii. Inna sprawa, że jej rodzice by tego nie zrozumieli…
Zerknęła na niego dosyć nieśmiało, kiedy poczuła ponownie jego dłoń na swoich włosach. Dostrzegła, że ze skupieniem poprawiał kwiat wcześniej wpleciony między kosmyki – teraz zapewne musiał się odrobinę wyswobodzić i opaść. Uśmiechnęła się mimo wszystko. Znów poczuła to samo, co za pierwszym razem, kiedy wplatał jej ten drobny kwiatuszek we włosy… Znów poczuła, jak delikatnie pieką ją policzki, a ona opuszcza spojrzenie w dół z odrobiną zakłopotania.
Taka bliskość była dla niej dość nowa. Na jakiekolwiek bliższe czy czulsze gesty pozwalała sobie głównie wobec brata, a teraz…
W tym wszystkim jakoś za bardzo nie mogła skupić się na jego kolejnych słowach, że powinna pójść do profesor eliksirów. Może nawet dobrze, bo nie za bardzo spodobał jej się ten pomysł. Wolała jakoś… sama to załatwić. Może pójdzie do niej dopiero w ostateczności. Ale przemilczała to, szczególnie, że Teddy poruszył temat o wiele wrażliwszy niż ten, jaki zawód mogłaby wybrać…
Przygryzła dolną wargę, zerkając na niego z nieśmiałością, na ułamek sekundy. Nie była tego pewna. Nie była przekonana do pomysłu, aby wyjawić mu, co ją tak naprawdę trapi. To było… to było zbyt wiele ciemności. Nie chciała tego na niego zrzucać. Nie chciała też, żeby zaczął na nią patrzeć przez pryzmat jej problemów i… Nie chciała, żeby ją zostawiał…
— Bardzo często się boję, że wszyscy się ode mnie odwrócą i po prostu zostanę sama ze sobą – powiedziała cicho, poruszając jedynie wierzchołek całej góry lodowej, w której kryło się o wiele więcej… bagna. – Że tak z dnia na dzień, wszyscy zerwą ze mną wszystkie kontakty i nie będą chcieli mnie już znać. To… dość przerażająca wizja…
Zważywszy na to, jak bardzo nienawidziła być sobą, to tak. Była przerażająca. I to okropnie.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?