02-09-2021, 01:34 AM
Ciężko było jej powiedzieć, co tak naprawdę miała na myśli… Lecz odbiegając od tematu, mogłaby ze zdumieniem obserwować przemianę nastawienia wobec Romilly’ego, jaka w niej nastąpiła. Jeszcze zaledwie ze dwa tygodnie temu uważała go za swojego personalnego wroga i komuś, komu za nic w świecie nie mogłaby zaufać. A dzisiaj? Dzisiaj nie miałaby oporu opowiedzieć mu o swoich zmartwieniach… gdyby tylko wiedziała, jak to ubrać w słowa.
No bo co? Chłopak stwierdził, że jestem ładna i chce mnie namalować? Przecież to nie o to chodziło, ale do tego się sprowadzało. Chodził tylko i marudził jej, aby została jego modelką, chociaż raz. I może nawet by to rozważyła, może nawet byłoby jej miło, gdyby nie fakt, że był to ten konkretny Ślizgon, o którym chadzały bardzo różne plotki.
I, okej, wiele osób w Hogwarcie nie była w porządku, wiele prowadziło dość… lekki tryb życia, ale ona się w to nie zamierzała mieszać. Ich życie, ich sprawy, ona miała własne.
Można przy okazji pominąć fakt, że nigdy nie była w nikim zakochana i nie wie, jak to jest, być z kimś blisko. Ale o tym wiedział… dosłownie nikt. Może Argos, ale on bardziej chciał w to zwyczajnie wierzyć, niż był świadomy istniejącego faktu.
Skinęła tylko głową na jego odpowiedź, co miało znaczyć, że rozumie. Teraz już wiedziała, że oboje mają problemy z emocjami i… i w zasadzie jej też przebywanie wśród natury pomagało. Miała nawet jedno ulubione miejsce w Zakazanym Lesie. Może pokaże je kiedyś Romilly’emu.
Westchnęła głęboko. Nie było sensu walczyć i postanowiła być z chłopakiem szczera. Tym bardziej, że tym razem wierzyła w jego szczere intencję oraz troskę.
Usiadła więc po turecku i zwróciła się nieco ku niemu.
— Miles Villiers, ten Ślizgon z siódmego roku, jakieś kilka dni temu zobaczył mnie opromienioną niebiańskim światłem doskonale podkreślającym anielskość moich rysów, czy coś takiego, i od tamtego momentu stwierdził, że musi namalować obraz. Ze mną jako modelką. Super, może w innym przypadku nawet byłoby mi miło. Gdyby to nie był Miles Villiers. I nie proponował mi bycia swoją… modelką – sposób, w jaki to wypowiedziała, wręcz za bardzo sugerował, że to wcale nie o pozowanie chodziło. – I potrafił zrozumieć słowo nie, ale to rozumie mało kto.
A ona rzadko kiedy nie ulegała. Po jakiś czasie zwyczajnie pękała, wysypywała się i zgadzała na wszystko. A jeśli dodać do tego szczyptę szantażu emocjonalnego…
Westchnęła głęboko, zamknęła oczy i odchyliła lekko głowę w tył.
— Nie wiem, ile dam radę jeszcze mu się stawiać. Wiem, że nie jestem silna. Wiem, że nie dam w końcu rady – zacisnęła mocniej powieki, czując, jak jej gardło zaciska się, a jej ciałem zaczynają miotać skrajne emocje. Te negatywne. Te smutne. Te, które zazwyczaj uwalniają łzy.
Nie chciała płakać. Za wszelką cenę starała się powstrzymać od płaczu.
— Chciałabym chociaż raz nie być sobą i potrafić to wszystko, czego mi brakuje.
No bo co? Chłopak stwierdził, że jestem ładna i chce mnie namalować? Przecież to nie o to chodziło, ale do tego się sprowadzało. Chodził tylko i marudził jej, aby została jego modelką, chociaż raz. I może nawet by to rozważyła, może nawet byłoby jej miło, gdyby nie fakt, że był to ten konkretny Ślizgon, o którym chadzały bardzo różne plotki.
I, okej, wiele osób w Hogwarcie nie była w porządku, wiele prowadziło dość… lekki tryb życia, ale ona się w to nie zamierzała mieszać. Ich życie, ich sprawy, ona miała własne.
Można przy okazji pominąć fakt, że nigdy nie była w nikim zakochana i nie wie, jak to jest, być z kimś blisko. Ale o tym wiedział… dosłownie nikt. Może Argos, ale on bardziej chciał w to zwyczajnie wierzyć, niż był świadomy istniejącego faktu.
Skinęła tylko głową na jego odpowiedź, co miało znaczyć, że rozumie. Teraz już wiedziała, że oboje mają problemy z emocjami i… i w zasadzie jej też przebywanie wśród natury pomagało. Miała nawet jedno ulubione miejsce w Zakazanym Lesie. Może pokaże je kiedyś Romilly’emu.
Westchnęła głęboko. Nie było sensu walczyć i postanowiła być z chłopakiem szczera. Tym bardziej, że tym razem wierzyła w jego szczere intencję oraz troskę.
Usiadła więc po turecku i zwróciła się nieco ku niemu.
— Miles Villiers, ten Ślizgon z siódmego roku, jakieś kilka dni temu zobaczył mnie opromienioną niebiańskim światłem doskonale podkreślającym anielskość moich rysów, czy coś takiego, i od tamtego momentu stwierdził, że musi namalować obraz. Ze mną jako modelką. Super, może w innym przypadku nawet byłoby mi miło. Gdyby to nie był Miles Villiers. I nie proponował mi bycia swoją… modelką – sposób, w jaki to wypowiedziała, wręcz za bardzo sugerował, że to wcale nie o pozowanie chodziło. – I potrafił zrozumieć słowo nie, ale to rozumie mało kto.
A ona rzadko kiedy nie ulegała. Po jakiś czasie zwyczajnie pękała, wysypywała się i zgadzała na wszystko. A jeśli dodać do tego szczyptę szantażu emocjonalnego…
Westchnęła głęboko, zamknęła oczy i odchyliła lekko głowę w tył.
— Nie wiem, ile dam radę jeszcze mu się stawiać. Wiem, że nie jestem silna. Wiem, że nie dam w końcu rady – zacisnęła mocniej powieki, czując, jak jej gardło zaciska się, a jej ciałem zaczynają miotać skrajne emocje. Te negatywne. Te smutne. Te, które zazwyczaj uwalniają łzy.
Nie chciała płakać. Za wszelką cenę starała się powstrzymać od płaczu.
— Chciałabym chociaż raz nie być sobą i potrafić to wszystko, czego mi brakuje.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?