04-09-2021, 11:43 PM
W zasadzie niewiele się spodziewała na dzień dzisiejszy. A na pewno nie Dextera nagle łapiącego ją za ramiona i popychającego ze sobą na ścianę. Mogła wyładować mu w twarz czy cokolwiek, gdyby w ogóle ogarniała co się stało. Ale sekundę, może dwie, po tym geście za jej plecami coś łupnęło. Drgnęła, oglądając się i widząc... Cóż, chyba zwłoki fikusa. Naturalnie, Irytka zobaczyła zaraz po tym, śmiejącego się wesoło, a potem odwróciła się do Dextera, który był...
Oh dear. Miejsca mało, powietrza jeszcze mniej. Dopiero do niej w pełni dotarło to, w jakiej sytuacji się znajdowała. To, jak Ślizgon obejmował ją mocno, trzymając przy sobie męsko i protektywnie, to, że aktualnie właśnie uratował jej skórę, i jak w tym wszystkim patrzyli sobie przez chwilę w oczy z tak cholernie bliska. And then she felt it. To jedno uderzenie serca, które zdawało się nierówne, zupełnie jak krok gdy człowiek się potknie. I faktycznie czuła się jakby zgubiła schodek, a jej oddech na chwilę zapomniał istnieć.
Pewnie to trwało sekundę. Może dwie. Nie więcej! Nie mogło. Ale gdy się ocknęła, odwróciła wzrok i odchrząknęła, odsuwając się o krok od Dextera, jeśli ją puścił, i zerkając znowu na zdechłą roślinę.
- Dziękuję. - Powiedziała szczerze, bez cienia ironii, jaką zawsze w jego stronę rzucała wiadrami. - Pokurwiło go już do reszty. - Dodała z oburzeniem, patrząc za Irytkiem, w zasadzie wymuszenie, próbując przywołać się w myślach do porządku. O rzesz kurwa, co to było.
Oh dear. Miejsca mało, powietrza jeszcze mniej. Dopiero do niej w pełni dotarło to, w jakiej sytuacji się znajdowała. To, jak Ślizgon obejmował ją mocno, trzymając przy sobie męsko i protektywnie, to, że aktualnie właśnie uratował jej skórę, i jak w tym wszystkim patrzyli sobie przez chwilę w oczy z tak cholernie bliska. And then she felt it. To jedno uderzenie serca, które zdawało się nierówne, zupełnie jak krok gdy człowiek się potknie. I faktycznie czuła się jakby zgubiła schodek, a jej oddech na chwilę zapomniał istnieć.
Pewnie to trwało sekundę. Może dwie. Nie więcej! Nie mogło. Ale gdy się ocknęła, odwróciła wzrok i odchrząknęła, odsuwając się o krok od Dextera, jeśli ją puścił, i zerkając znowu na zdechłą roślinę.
- Dziękuję. - Powiedziała szczerze, bez cienia ironii, jaką zawsze w jego stronę rzucała wiadrami. - Pokurwiło go już do reszty. - Dodała z oburzeniem, patrząc za Irytkiem, w zasadzie wymuszenie, próbując przywołać się w myślach do porządku. O rzesz kurwa, co to było.