05-09-2021, 12:53 AM
Świadomie zdecydował się ignorować to, jak bardzo intensywnie odczuwał ten krótki kontakt. I jak bardzo pozytywnie, zaraz obok tego, jak bardzo poczuł chwilowe przerażenie, że coś mogło się Rose stać. Wybrał, żeby samemu sobie tłumaczyć to jako najzwyklejszy świecie ludzki odruch chęci pomocy komuś w potrzebie Tak, to nie było nic innego, po prostu empatia do drugiej istoty żywej, jeśli tego będzie się trzymał, to wszystko będzie w porządku.
Ale nie było, bo doskonale wiedział, że zaangażowane w to były całkiem inne emocje. I - co gorsza!- zdał sobie sprawę z tego, że nie on jeden poczuł... coś. Coś niespodziewanego i - o, niebiosa! - obustronnie niepożądanego.
- Całe szczęście udało się uniknąć tragedii, nie poddawaj się tym czarnym myślom. - Odetchnął powoli przez nos i w końcu zdecydował się spojrzeć na Rose, mając nadzieję, że tym razem nie poczuje żadnych dziwnych dreszczy, gęsich skórek, impulsów elektrycznych, czy cholera wie jakiego dziadostwa. Miał narzeczoną, do cholery!
Odwrócił wzrok akurat w doskonałym momencie, żeby być świadkiem lekkiego przerażenia malującego się na blednącym obliczu Gryfonki. Na dodatek oparła się o ścianę, trzymając za brzuch. O nie, niech mu tylko tutaj nie mdleje ani nie zwraca śniadania, bo to również znaczyłoby wędrówkę do Skrzydla Szpitalnego, a tego nie chciał. O dziwo nie dlatego, że musiałby ją tam zatargać, ale dlatego, że się... zmartwił jej stanem.
Co.
Odruchowo, profilaktycznie wyciągnął w jej kierunku rękę i delikatnie ścisnął jej ramię, jakby już przygotowywał się do łapania jej jeśli poczuje się na tyle słabo, żeby nie móc dłużej stać.
- W porządku? Może usiądź na chwilę? - Rozejrzał się pospiesznie i wskazał na najbliższą ławkę, do której mógł jej nawet pomóc podejść. Hell, mógłby ją nawet zanieść!... ale może jednak lepiej niech nie potrzebuje noszenia.
Ale nie było, bo doskonale wiedział, że zaangażowane w to były całkiem inne emocje. I - co gorsza!- zdał sobie sprawę z tego, że nie on jeden poczuł... coś. Coś niespodziewanego i - o, niebiosa! - obustronnie niepożądanego.
- Całe szczęście udało się uniknąć tragedii, nie poddawaj się tym czarnym myślom. - Odetchnął powoli przez nos i w końcu zdecydował się spojrzeć na Rose, mając nadzieję, że tym razem nie poczuje żadnych dziwnych dreszczy, gęsich skórek, impulsów elektrycznych, czy cholera wie jakiego dziadostwa. Miał narzeczoną, do cholery!
Odwrócił wzrok akurat w doskonałym momencie, żeby być świadkiem lekkiego przerażenia malującego się na blednącym obliczu Gryfonki. Na dodatek oparła się o ścianę, trzymając za brzuch. O nie, niech mu tylko tutaj nie mdleje ani nie zwraca śniadania, bo to również znaczyłoby wędrówkę do Skrzydla Szpitalnego, a tego nie chciał. O dziwo nie dlatego, że musiałby ją tam zatargać, ale dlatego, że się... zmartwił jej stanem.
Co.
Odruchowo, profilaktycznie wyciągnął w jej kierunku rękę i delikatnie ścisnął jej ramię, jakby już przygotowywał się do łapania jej jeśli poczuje się na tyle słabo, żeby nie móc dłużej stać.
- W porządku? Może usiądź na chwilę? - Rozejrzał się pospiesznie i wskazał na najbliższą ławkę, do której mógł jej nawet pomóc podejść. Hell, mógłby ją nawet zanieść!... ale może jednak lepiej niech nie potrzebuje noszenia.