05-09-2021, 02:00 AM
Nie poddawaj się czarnym myślom. Z jednej strony, miała ochotę pokazac mu środkowy palec. Łatwo mówić frajerowi, skoro to nie on niemal zginął pod jebany fikusem. Z drugiej strony, mimo wszystko to było odrobinę sprowadzające na ziemię. Na chwilę. Minimalnie. Ale jednak, było to coś, co mimo pierwszych negatywnych emocji troszkę sprawiło, że się ogarnęła.
A przynajmniej póki nie zbliżył się w gotowości do pomocy i znowu straciła grunt. Prawie zginęła ORAZ Dexter najwyrażniej nie jest tylko i wyłącznie wkurwiający, nadęty i snobistyczny. Co jeszcze? Fortepian spadnie im na głowę? (Nie kuś.) Kiedy więc zapytał czy u niej okej, prawie zabiła go wzrokiem. W zasadzie to pomiędzy nadal ogromną konsternacją i przerażeniem, więc nie dało się wyczytać nic konkretnego.
Tu jednak duma uderzyła. Duma? Nie wiedziała może czy to dokładnie to, ale wyprostowała się, zbierając w sobie i nie chcąc wyjść na słabą. Odetchnęła, odchrząkując po tym cicho i unosząc niego brodę. Odrobinę, nie tyle wyniośle, ile by się nie garbić. I choć była przejęta, było to widać, to widać i tak zamierzała grać, że tak nie było.
- Nie, w porządku. Trochę tylko mnie uh... Zemdliło. Ale jest dobrze. Może pójdę to zgłoszę od razu, bo jakby to był ktoś młodszy, albo ja gdyby cię nie było, nie wiem, może wąchałabym kwiatki od spodu.
A może nie, może przesadzała. Skąd miała to wiedzieć?! Nie dostała kilku-kilogramową kostką ziemi z drzewem w łeb, ani nikt jej nie mówił, że kiedykolwiek mogłaby. Co jest następne, to samo, ale z glinianą donicą? No chyba kogoś pokurwiło, że pójdzie i uda, że to się nie wydarzyło. Jakby to był ktokolwiek z jej rodziny, osobiście doprowadziłaby do zagłady Irytka.
O ile dotrze teraz do jakiegokolwiek gabinetu, ale choć nogi jej się trzęsły, puściła ścianę, nieco jak na kiju idąc przed siebie z ponurą miną.
- Oczekuję dzisiaj dobrej dawki ognistej. - Powiedziała bardziej do siebie ciszej. Co z tego, że była prefektem, chuj z tym, człowiekiem była, nie robotem.
A przynajmniej póki nie zbliżył się w gotowości do pomocy i znowu straciła grunt. Prawie zginęła ORAZ Dexter najwyrażniej nie jest tylko i wyłącznie wkurwiający, nadęty i snobistyczny. Co jeszcze? Fortepian spadnie im na głowę? (Nie kuś.) Kiedy więc zapytał czy u niej okej, prawie zabiła go wzrokiem. W zasadzie to pomiędzy nadal ogromną konsternacją i przerażeniem, więc nie dało się wyczytać nic konkretnego.
Tu jednak duma uderzyła. Duma? Nie wiedziała może czy to dokładnie to, ale wyprostowała się, zbierając w sobie i nie chcąc wyjść na słabą. Odetchnęła, odchrząkując po tym cicho i unosząc niego brodę. Odrobinę, nie tyle wyniośle, ile by się nie garbić. I choć była przejęta, było to widać, to widać i tak zamierzała grać, że tak nie było.
- Nie, w porządku. Trochę tylko mnie uh... Zemdliło. Ale jest dobrze. Może pójdę to zgłoszę od razu, bo jakby to był ktoś młodszy, albo ja gdyby cię nie było, nie wiem, może wąchałabym kwiatki od spodu.
A może nie, może przesadzała. Skąd miała to wiedzieć?! Nie dostała kilku-kilogramową kostką ziemi z drzewem w łeb, ani nikt jej nie mówił, że kiedykolwiek mogłaby. Co jest następne, to samo, ale z glinianą donicą? No chyba kogoś pokurwiło, że pójdzie i uda, że to się nie wydarzyło. Jakby to był ktokolwiek z jej rodziny, osobiście doprowadziłaby do zagłady Irytka.
O ile dotrze teraz do jakiegokolwiek gabinetu, ale choć nogi jej się trzęsły, puściła ścianę, nieco jak na kiju idąc przed siebie z ponurą miną.
- Oczekuję dzisiaj dobrej dawki ognistej. - Powiedziała bardziej do siebie ciszej. Co z tego, że była prefektem, chuj z tym, człowiekiem była, nie robotem.