05-09-2021, 05:41 AM
Dobrowolnie zaproponował Rose butelkę whisky. A ona nieprzymuszenie zaproponowała obalenie jej razem. Przyjął zaproszenie bez nawet ZAWAHANIA i umówili się na spędzenie tego sobotniego wieczoru razem. We dwoje. Przy alkoholu. WHAT. THE. FCUK.
Dexter nie tylko nie rozumiał co i jak się stało - łącznie z tym, że uratował Blackwood przed spadającym fikusem, nie zważając na to, że sam tez mógł oberwać - ale również tego dlaczego z taką łatwością przyszło mu zgodzić się na poświęcanie własnego czasu i spędzanie go z kimś, kogo autentycznie nie trawi! I co gorsza czuł tak irracjonalne emocje na myśl o tym spotkaniu, że z czytania książki na błoniach nie wyszło zupełnie nic.
Po sytej kolacji - nie będzie przecież pił na pusty żołądek - zniknął na trochę w dormitorium, żeby wykopać z dna kufra nie jedną, ale dwie - DWIE! - butelki alkoholu, z czego jedna była Ognistą Whisky, a druga znanym wszystkim Jackiem Danielsem. Przez moment sam siebie przeklął i schował Danielsa znowu do kufra, ale zaledwie kilka sekund później znowu go wyciągnął. No bo co, jeśli jedna butelka nie wystarczy żeby rozstrzygnąć kto ma mocniejszą głowę?
Obydwa trunki zawinął w papier dla stłumienia stukotu szkła i wrzucił do szkolnej torby razem z dwiema niskimi, szerokimi szklankami o grubym denku - jak pić whisky, to z klasą. Skoczył pod szybki prysznic, po czym ubrawszy się jak najbardziej casual, podobnie jak wcześniej, w końcu wyszedł z lochów. Do ciszy nocnej jeszcze trochę czasu było, więc mógł bez strachu poruszać się po zamku, ale będąc już na czwartym piętrze upewnił się, że nie ma świadków i dopiero wszedł do sali muzycznej. Starał się przekonać samego siebie, że to po to, żeby nikt nie skojarzył z kim spędzał ten wieczór.
Nawet jeśli czuł dziwną ekscytację tym faktem.
Już od progu zauważył, że nie był pierwszy na umówionym miejscu. Udało mu się powstrzymać irracjonalnie szeroki uśmiech pchający się na usta i ograniczyć go do uprzejmego rozciągnięcia warg na powitanie. Podszedł do stolika umieszczonego obok pianina i ostrożnie odłożył tam torbę, z której od razu wyjął szklanki i obydwie butelki.
- W razie jakby jednak nie było jasne kto znosi lepiej duże ilości alkoholu, mamy drugą rundę. - Nie czekając na jej zachętę, odkorkował Ognistą i nalał szczodrze do obydwóch szklaneczek. Chwycił obydwie, po czym jedną z nich podał Rose.
Damn, potrzebował się napić i to szybko, bo zdał sobie sprawę z tego, że nie tylko z uznaniem przygląda się jej i kontempluje jej urodę, ale również z dziwnym zniecierpliwieniem czeka, aż Gryfonka odbierze szklankę i liczy na to, że poczuje to samo porażenie prądem, jeśli zupełnie przypadkiem ich dłonie się dotkną. Dlaczego chciał żeby się dotknęły?!
Dexter nie tylko nie rozumiał co i jak się stało - łącznie z tym, że uratował Blackwood przed spadającym fikusem, nie zważając na to, że sam tez mógł oberwać - ale również tego dlaczego z taką łatwością przyszło mu zgodzić się na poświęcanie własnego czasu i spędzanie go z kimś, kogo autentycznie nie trawi! I co gorsza czuł tak irracjonalne emocje na myśl o tym spotkaniu, że z czytania książki na błoniach nie wyszło zupełnie nic.
Po sytej kolacji - nie będzie przecież pił na pusty żołądek - zniknął na trochę w dormitorium, żeby wykopać z dna kufra nie jedną, ale dwie - DWIE! - butelki alkoholu, z czego jedna była Ognistą Whisky, a druga znanym wszystkim Jackiem Danielsem. Przez moment sam siebie przeklął i schował Danielsa znowu do kufra, ale zaledwie kilka sekund później znowu go wyciągnął. No bo co, jeśli jedna butelka nie wystarczy żeby rozstrzygnąć kto ma mocniejszą głowę?
Obydwa trunki zawinął w papier dla stłumienia stukotu szkła i wrzucił do szkolnej torby razem z dwiema niskimi, szerokimi szklankami o grubym denku - jak pić whisky, to z klasą. Skoczył pod szybki prysznic, po czym ubrawszy się jak najbardziej casual, podobnie jak wcześniej, w końcu wyszedł z lochów. Do ciszy nocnej jeszcze trochę czasu było, więc mógł bez strachu poruszać się po zamku, ale będąc już na czwartym piętrze upewnił się, że nie ma świadków i dopiero wszedł do sali muzycznej. Starał się przekonać samego siebie, że to po to, żeby nikt nie skojarzył z kim spędzał ten wieczór.
Nawet jeśli czuł dziwną ekscytację tym faktem.
Już od progu zauważył, że nie był pierwszy na umówionym miejscu. Udało mu się powstrzymać irracjonalnie szeroki uśmiech pchający się na usta i ograniczyć go do uprzejmego rozciągnięcia warg na powitanie. Podszedł do stolika umieszczonego obok pianina i ostrożnie odłożył tam torbę, z której od razu wyjął szklanki i obydwie butelki.
- W razie jakby jednak nie było jasne kto znosi lepiej duże ilości alkoholu, mamy drugą rundę. - Nie czekając na jej zachętę, odkorkował Ognistą i nalał szczodrze do obydwóch szklaneczek. Chwycił obydwie, po czym jedną z nich podał Rose.
Damn, potrzebował się napić i to szybko, bo zdał sobie sprawę z tego, że nie tylko z uznaniem przygląda się jej i kontempluje jej urodę, ale również z dziwnym zniecierpliwieniem czeka, aż Gryfonka odbierze szklankę i liczy na to, że poczuje to samo porażenie prądem, jeśli zupełnie przypadkiem ich dłonie się dotkną. Dlaczego chciał żeby się dotknęły?!