05-09-2021, 04:18 PM
Kiwnęła na niego palcem na uwagę, przyjmując wyzwanie jeszcze zanim w ogóle powstało. Można nazwać to jej kawałkiem patoli, ale raz, że raczej nie odmawiała alkoholu, ever, dwa, że z reguły ciężko przychodziło jej postawić granicę między byciem pijaną, a nawaloną. Zatem pod stołem? Yes, zdarzało się, pewnie częściej niż powinno.
- Oh nie, to byłoby nie do pomyślenia. - Pokręciła głową, udając odrzucenie od tego pomysłu. - Chyba że zależy na wygraniu tego pojedynku, to musisz wiedzieć, że dam z siebie dwieście procent, jak zawsze.
Uśmiechnęła się z dumą, jako że faktycznie, jeśli walczyła i angażowała się w coś, to w pełni, a nie półgębkiem. Nie miała czasu i ochoty na ółśrodki, zwyczajnie jeśli miałaby się w coś angażować jedną nogą zamiast całą sobą, znaczyło to, że nie było zbyt ważne i mogła odpuścić całkiem, oszczędzić energię na wszystko inne, co musiała własnymi rękami na barkach nosić.
Widząc jak Dexter wychylił nieco więcej niż ona, uniosła brwi, po czym parsknęła śmiechem.
- Okej. - Skomentowała tylko z rozbawieniem, dopijając swojej części tyle, by mieli mniej więcej po równo. Już czuła ten charakterystyczny gorąc w żołądku, rozlewający się cudownie i rozluźniający mięśnie. Jej kilka godzin "me time", gdzie mogła przez chwilę nie być główną dowodzącą zarzuconych sobie przez samą siebie obowiązków.
Na jego pytanie jej uśmiech odrobinę zastygł w sztuczności, gdy odwróciła na chwilę wzrok niby w rozjerzeniu się po sali i zastanowieniu jak odpowiedzieć. A wcale nie była już w tym temacie tak... Beztroska.
- Świetnie. Przemyślałam swoje życie, wyliczyłam następstwa gdybym ewentualnie straciła życie od fikusa - a ze wszystkich rzeczy tego bym się chyba nie spodziewała... - Pokiwała głową powoli, spoglądając na niego znowu z nieco sztucznym entuzjazmem. - Yeah, było, minęło. - Wychyliła whisky do końca bez cienia wahania, po czym spojrzała na Dextera najpewniej co najmniej nie spodziewającego się takiej jej odsłony. - Jestem zdania, że z pierwszy m się nie czeka, bo rozbieg trwa za długo.
Wzruszyła ramionami, po czym rozejrzała się gdzie mogłaby usiąść. Ostatecznie podeszła znowu do pianina obok, przysiadając na taborecie i tak samo jak wcześniej, opierajac się o przykrywę łokciami. Przekrzywiła lekko głowę, patrząc na niego z lekkim, rozbawionym uśmiechem.
- A co, zmartwiony?
- Oh nie, to byłoby nie do pomyślenia. - Pokręciła głową, udając odrzucenie od tego pomysłu. - Chyba że zależy na wygraniu tego pojedynku, to musisz wiedzieć, że dam z siebie dwieście procent, jak zawsze.
Uśmiechnęła się z dumą, jako że faktycznie, jeśli walczyła i angażowała się w coś, to w pełni, a nie półgębkiem. Nie miała czasu i ochoty na ółśrodki, zwyczajnie jeśli miałaby się w coś angażować jedną nogą zamiast całą sobą, znaczyło to, że nie było zbyt ważne i mogła odpuścić całkiem, oszczędzić energię na wszystko inne, co musiała własnymi rękami na barkach nosić.
Widząc jak Dexter wychylił nieco więcej niż ona, uniosła brwi, po czym parsknęła śmiechem.
- Okej. - Skomentowała tylko z rozbawieniem, dopijając swojej części tyle, by mieli mniej więcej po równo. Już czuła ten charakterystyczny gorąc w żołądku, rozlewający się cudownie i rozluźniający mięśnie. Jej kilka godzin "me time", gdzie mogła przez chwilę nie być główną dowodzącą zarzuconych sobie przez samą siebie obowiązków.
Na jego pytanie jej uśmiech odrobinę zastygł w sztuczności, gdy odwróciła na chwilę wzrok niby w rozjerzeniu się po sali i zastanowieniu jak odpowiedzieć. A wcale nie była już w tym temacie tak... Beztroska.
- Świetnie. Przemyślałam swoje życie, wyliczyłam następstwa gdybym ewentualnie straciła życie od fikusa - a ze wszystkich rzeczy tego bym się chyba nie spodziewała... - Pokiwała głową powoli, spoglądając na niego znowu z nieco sztucznym entuzjazmem. - Yeah, było, minęło. - Wychyliła whisky do końca bez cienia wahania, po czym spojrzała na Dextera najpewniej co najmniej nie spodziewającego się takiej jej odsłony. - Jestem zdania, że z pierwszy m się nie czeka, bo rozbieg trwa za długo.
Wzruszyła ramionami, po czym rozejrzała się gdzie mogłaby usiąść. Ostatecznie podeszła znowu do pianina obok, przysiadając na taborecie i tak samo jak wcześniej, opierajac się o przykrywę łokciami. Przekrzywiła lekko głowę, patrząc na niego z lekkim, rozbawionym uśmiechem.
- A co, zmartwiony?