05-09-2021, 05:00 PM
Całe szczęście Rose odebrała jego słowa w sposób bardzo żartobliwy i odnoszący się do czegoś niezobowiązującego, a nie tak jak zabrzmiało to w jego głowie. Ulżyło mu trochę, bo niezręczności zbyt długo raczej by nie zniósł. Dobrze, że mieli alkohol, to z pewnością pomoże wyzbyć się jakichkolwiek bezsensownych nerwów i irracjonalnych myśli, bo przyjemne rozluźnienie rozegna cały stres i będą mogli wrócić do sprzeczania się o byle pierdołę i nie znoszenia siebie nawzajem.
Tak, tak będzie. NA PEWNO TAK BĘDZIE.
- "Jak zawsze" kiedy pijesz? Bo po twoich wszystkich dzisiejszych słowach na temat alkoholu wnioskuję, że to dość częsta praktyka z twojej strony. - Nie zarzucał jej nic ani nie kpił, ot pociągnął tę rozmowę luźnym tonem, może z odrobiną zamiaru podroczenia się z nią w ramach koleżeńskiego odstresowania przy kielichu.
Właściwie rozbawiło go, że Rose "wyrównała" zawartość swojej szklanki do poziomu whisky w jego własnym szkle. Czyżby chciała za wszelką cenę pokazać, że go przepije?
Mimo że faktycznie martwił go jej stan po tym całym zajściu, to jakoś niekoniecznie chciał, żeby wiedziała jak dziwnie bardzo. A co, jeśli pomyśli, że nagle zmienił do niej nastawienie? Nie zmienił! Nadal jej nie lubił, nadal go irytowała!... co z tego, że właśnie w tej chwili spędzali czas razem bez jakiegokolwiek przymusu, na dodatek racząc się whisky, które sam nieprzymuszenie i nieodpłatnie zaproponował. To nic przecież nie znaczyło.
- Całe szczęście przeżyłaś, moje życie byłoby zbyt łatwe i nudne, jakbyś nagle zniknęła. - Chociaż bardzo chciał nadać tym słowom nieco złośliwy wydźwięk, jakby dla podkreślenia faktu, że nadal się nie znoszą, to w jego tonie zabrzmiało typowe dla przekomarzanek rozbawienie. Zupełnie tak, jakby chciał pomóc jej się rozluźnić i nie myśleć o tym, że kilka godzin temu prawie straciła życie.
Uniósł brwi w zdziwieniu nie dlatego, że wychyliła pozostałą zawartość szklanki na raz, ale raczej dla faktu, że zrobiła to właśnie z tym alkoholem. Ale z drugiej strony chyba jednak nie powinien się po niej spodziewać odpowiedniego respektu dla whisky, którą należało się delektować. To nie jakaś tam wóda, czy inne rumy.
- Tia, nie wątpię, że to o to chodzi... - Mruknął ciszej, uśmiechając się jedynie do siebie pod nosem. Zdecydowanie wolał upijać ognistej po trochę, ale skoro narzuciła takie tempo, to nie mógł przecież pozostać w tyle i dać jej powodów do myślenia, że nie dorówna jej kroku. Dlatego dopił zawartość swojego szkła, choć nie z taką prędkością, a z wyćwiczoną elegancją konesera. Przez kolejne dwie sekundy po prostu patrzył na szklankę i kontemplował palące uczucie i towarzyszący mu posmak typowy dla alkoholu dojrzewającego w dębowych beczkach. Z zamyślenia wyrwało go jej pytanie i gwałtownie podniósł na nią spojrzenie. W jego oczach z pewnością mrugnęło jakieś króciutkie przerażenie, że pyta poważnie, bo w jakiś sposób wie, że autentycznie się zmartwił.
- Nie wiem skąd takie bezsensowne przypuszczenie. - Odpowiedział jej na wydechu, jakby śmiejąc się odrobinę przez słowa. Nie chcąc zbyt długo przyglądać się jej twarzy - o dziwo czerpał z tego za dużo przyjemności - sięgnął znowu po butelkę Ognistej i pochylił się e kierunku Rose, żeby to jej szklaneczkę napełnić jako pierwszą.
Tak, tak będzie. NA PEWNO TAK BĘDZIE.
- "Jak zawsze" kiedy pijesz? Bo po twoich wszystkich dzisiejszych słowach na temat alkoholu wnioskuję, że to dość częsta praktyka z twojej strony. - Nie zarzucał jej nic ani nie kpił, ot pociągnął tę rozmowę luźnym tonem, może z odrobiną zamiaru podroczenia się z nią w ramach koleżeńskiego odstresowania przy kielichu.
Właściwie rozbawiło go, że Rose "wyrównała" zawartość swojej szklanki do poziomu whisky w jego własnym szkle. Czyżby chciała za wszelką cenę pokazać, że go przepije?
Mimo że faktycznie martwił go jej stan po tym całym zajściu, to jakoś niekoniecznie chciał, żeby wiedziała jak dziwnie bardzo. A co, jeśli pomyśli, że nagle zmienił do niej nastawienie? Nie zmienił! Nadal jej nie lubił, nadal go irytowała!... co z tego, że właśnie w tej chwili spędzali czas razem bez jakiegokolwiek przymusu, na dodatek racząc się whisky, które sam nieprzymuszenie i nieodpłatnie zaproponował. To nic przecież nie znaczyło.
- Całe szczęście przeżyłaś, moje życie byłoby zbyt łatwe i nudne, jakbyś nagle zniknęła. - Chociaż bardzo chciał nadać tym słowom nieco złośliwy wydźwięk, jakby dla podkreślenia faktu, że nadal się nie znoszą, to w jego tonie zabrzmiało typowe dla przekomarzanek rozbawienie. Zupełnie tak, jakby chciał pomóc jej się rozluźnić i nie myśleć o tym, że kilka godzin temu prawie straciła życie.
Uniósł brwi w zdziwieniu nie dlatego, że wychyliła pozostałą zawartość szklanki na raz, ale raczej dla faktu, że zrobiła to właśnie z tym alkoholem. Ale z drugiej strony chyba jednak nie powinien się po niej spodziewać odpowiedniego respektu dla whisky, którą należało się delektować. To nie jakaś tam wóda, czy inne rumy.
- Tia, nie wątpię, że to o to chodzi... - Mruknął ciszej, uśmiechając się jedynie do siebie pod nosem. Zdecydowanie wolał upijać ognistej po trochę, ale skoro narzuciła takie tempo, to nie mógł przecież pozostać w tyle i dać jej powodów do myślenia, że nie dorówna jej kroku. Dlatego dopił zawartość swojego szkła, choć nie z taką prędkością, a z wyćwiczoną elegancją konesera. Przez kolejne dwie sekundy po prostu patrzył na szklankę i kontemplował palące uczucie i towarzyszący mu posmak typowy dla alkoholu dojrzewającego w dębowych beczkach. Z zamyślenia wyrwało go jej pytanie i gwałtownie podniósł na nią spojrzenie. W jego oczach z pewnością mrugnęło jakieś króciutkie przerażenie, że pyta poważnie, bo w jakiś sposób wie, że autentycznie się zmartwił.
- Nie wiem skąd takie bezsensowne przypuszczenie. - Odpowiedział jej na wydechu, jakby śmiejąc się odrobinę przez słowa. Nie chcąc zbyt długo przyglądać się jej twarzy - o dziwo czerpał z tego za dużo przyjemności - sięgnął znowu po butelkę Ognistej i pochylił się e kierunku Rose, żeby to jej szklaneczkę napełnić jako pierwszą.