05-09-2021, 06:19 PM
Może faktycznie przywiązywał zbyt wiele wagi do wydarzeń dnia dzisiejszego. To wszystko było na pewno wynikiem stresu i jutro wrócą do normalności, będą się nienawidzić, a nie z jakiegoś powodu rozmawiać uprzejmie.
Tak bardzo chciał w to wierzyć, że zakazał sobie myśleć o tym dniu, kiedy robili razem eliksir i swoich dziwnych emocjach od tamtej pory. Raz na ruski rok mogą być dla siebie mili i prowadzić cywilizowaną konwersację, wyczerpią limit na kolejne sto lat i z głowy. Tak.
Pokręcił lekko głową, zniżając brodę na znak, że to nie to miał na myśli. Nie sugerował żadnych problemów (chociaż jakby się zastanowił, to tak to właśnie brzmiało) ani typowej dla robota bezduszności i braku potrzeby relaksu. Chociażby dzisiaj wyraźnie dała mu do zrozumienia, że jest człowiek takim, jak on. Dodatkowo bardzo zgrabnym i ładnym człowiekiem, tylko do tej pory ta jej uroda jakoś kamuflowała się za obustronną nienawiścią.
- Nie chodziło mi o to, że jesteś robotem. Ale ze względu na swoją obecną pozycję prefekta... - wskazał na przypiętą na jej piersi odznakę - ... ryzykujesz znacznie więcej niż my, zwykłe szaraki, które nie muszą być przykładem dla młodszych. Szacun. - Większość jego wypowiedzi zdecydowanie brzmiała jak ciąg dalszy droczenia się, ale ostatnie słowo było jak najbardziej szczere. Generalnie on sam powinien być jakimś tam przykładem, w końcu jest dziedzicem rodu, obraca się w elitarnych kręgach starych rodów nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na świecie. Różnica była taka, że trzymał fason przez niemal cały czas, opuszczając gardę tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył. Albo kiedy nie patrzył nikt znaczący, komu mogłoby się to nie spodobać. Całe szczęście wyglądało na to, że Rose zupełnie nie przeszkadzało widzieć po prostu Dextera, a nie pierworodnego potomka głowy znanej i szanowanej rodziny. Przecież on też jest tylko człowiekiem.
Napełniwszy znowu obydwie szklanki, odstawił zakorkowaną butelkę na stolik, po czym oparł się możliwie wygodnie na wątpliwie wygodnym krześle. Na komentarz odnośnie muzyki i wyciszenia pokoju, poczuł dziwny, zaskakująco przyjemny piruet żołądka, bo coś w jego głowie krzyknęło, że to spotkanie coraz bardziej wygląda jak jakaś cholerna randka! I to całkiem przypadkiem! Tym gorzej, że Dexter grał na pianinie od bardzo młodych lat, więc miał świadomość, że jest w tym całkiem niezły i mógłby zapewnić im dwojgu trochę tego typu rozrywki, ale... no właśnie, ale. Chyba za mało jeszcze wypił, żeby ochoczo rzucać się do klawiszy.
- Pełno tu różnych instrumentów, zawsze możemy spróbować jakieś zaczarować z nadzieją, że nie zrobią kakofonii. - Lekkim ruchem ręki wskazał na pomieszczenie i znajdujące się w nim chyba wszystkie możliwe akcesorium do tworzenia muzyki. - A nawet jeśli nie, to wyciszenie pokoju i tak jest dobrym pomysłem. - Spojrzenie przez chwilę zatrzymane na leżących w kącie dudach przeniósł na siedzącą w sumie zalewie metr od niego Rose. W sumie wyglądała całkiem elegancko siedząc przy klawiaturze pianina, nawet jeśli brakowało jej odpowiedniej postawy.
Za ułamek sekundy zdał sobie sprawę z tego, że się na nią autentycznie gapi, więc ostatnie słowa mogły zostać odebrane bardzo sugestywnie i zarazem opacznie. Pospieszył ze sprostowaniem, żeby nie oskarżyła go o jakieś ukryte motywy tego spotkania.
- No wiesz, pijemy alkohol na terenie szkoły. I pewnie nadal będziemy to robić po ciszy nocnej... pić alkohol, I mean. Ale kto wie jakie pomysły możemy mieć po jego nadmiarze. - Cóż, nadal nie brzmiało to dobrze, przynajmniej w jego głowie, gdzie przybierała formę dziwnie sugestywną. - Na przykład zachce nam się grać na dudach. - Wskazał na owy instrument, mając nadzieję, że jednak Rose nie odbierze żadnych jego słów w taki sposób, w jaki nie chciał, żeby odebrała - jakby miały jakiś podtekst seksualny. Bo nie miały.
A może po prostu sam powinien pokój wyciszyć, a nie pierdolić głupoty?
Napił się odrobinę whisky, chyba tylko po to, żeby nie palnąć jeszcze czegoś nieodpowiedniego.
Tak bardzo chciał w to wierzyć, że zakazał sobie myśleć o tym dniu, kiedy robili razem eliksir i swoich dziwnych emocjach od tamtej pory. Raz na ruski rok mogą być dla siebie mili i prowadzić cywilizowaną konwersację, wyczerpią limit na kolejne sto lat i z głowy. Tak.
Pokręcił lekko głową, zniżając brodę na znak, że to nie to miał na myśli. Nie sugerował żadnych problemów (chociaż jakby się zastanowił, to tak to właśnie brzmiało) ani typowej dla robota bezduszności i braku potrzeby relaksu. Chociażby dzisiaj wyraźnie dała mu do zrozumienia, że jest człowiek takim, jak on. Dodatkowo bardzo zgrabnym i ładnym człowiekiem, tylko do tej pory ta jej uroda jakoś kamuflowała się za obustronną nienawiścią.
- Nie chodziło mi o to, że jesteś robotem. Ale ze względu na swoją obecną pozycję prefekta... - wskazał na przypiętą na jej piersi odznakę - ... ryzykujesz znacznie więcej niż my, zwykłe szaraki, które nie muszą być przykładem dla młodszych. Szacun. - Większość jego wypowiedzi zdecydowanie brzmiała jak ciąg dalszy droczenia się, ale ostatnie słowo było jak najbardziej szczere. Generalnie on sam powinien być jakimś tam przykładem, w końcu jest dziedzicem rodu, obraca się w elitarnych kręgach starych rodów nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na świecie. Różnica była taka, że trzymał fason przez niemal cały czas, opuszczając gardę tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył. Albo kiedy nie patrzył nikt znaczący, komu mogłoby się to nie spodobać. Całe szczęście wyglądało na to, że Rose zupełnie nie przeszkadzało widzieć po prostu Dextera, a nie pierworodnego potomka głowy znanej i szanowanej rodziny. Przecież on też jest tylko człowiekiem.
Napełniwszy znowu obydwie szklanki, odstawił zakorkowaną butelkę na stolik, po czym oparł się możliwie wygodnie na wątpliwie wygodnym krześle. Na komentarz odnośnie muzyki i wyciszenia pokoju, poczuł dziwny, zaskakująco przyjemny piruet żołądka, bo coś w jego głowie krzyknęło, że to spotkanie coraz bardziej wygląda jak jakaś cholerna randka! I to całkiem przypadkiem! Tym gorzej, że Dexter grał na pianinie od bardzo młodych lat, więc miał świadomość, że jest w tym całkiem niezły i mógłby zapewnić im dwojgu trochę tego typu rozrywki, ale... no właśnie, ale. Chyba za mało jeszcze wypił, żeby ochoczo rzucać się do klawiszy.
- Pełno tu różnych instrumentów, zawsze możemy spróbować jakieś zaczarować z nadzieją, że nie zrobią kakofonii. - Lekkim ruchem ręki wskazał na pomieszczenie i znajdujące się w nim chyba wszystkie możliwe akcesorium do tworzenia muzyki. - A nawet jeśli nie, to wyciszenie pokoju i tak jest dobrym pomysłem. - Spojrzenie przez chwilę zatrzymane na leżących w kącie dudach przeniósł na siedzącą w sumie zalewie metr od niego Rose. W sumie wyglądała całkiem elegancko siedząc przy klawiaturze pianina, nawet jeśli brakowało jej odpowiedniej postawy.
Za ułamek sekundy zdał sobie sprawę z tego, że się na nią autentycznie gapi, więc ostatnie słowa mogły zostać odebrane bardzo sugestywnie i zarazem opacznie. Pospieszył ze sprostowaniem, żeby nie oskarżyła go o jakieś ukryte motywy tego spotkania.
- No wiesz, pijemy alkohol na terenie szkoły. I pewnie nadal będziemy to robić po ciszy nocnej... pić alkohol, I mean. Ale kto wie jakie pomysły możemy mieć po jego nadmiarze. - Cóż, nadal nie brzmiało to dobrze, przynajmniej w jego głowie, gdzie przybierała formę dziwnie sugestywną. - Na przykład zachce nam się grać na dudach. - Wskazał na owy instrument, mając nadzieję, że jednak Rose nie odbierze żadnych jego słów w taki sposób, w jaki nie chciał, żeby odebrała - jakby miały jakiś podtekst seksualny. Bo nie miały.
A może po prostu sam powinien pokój wyciszyć, a nie pierdolić głupoty?
Napił się odrobinę whisky, chyba tylko po to, żeby nie palnąć jeszcze czegoś nieodpowiedniego.