11-09-2021, 05:30 PM
Dzisiejszy dzień chyba się na Alexa uwziął, bo najwyraźniej mało mu było wkurwa.
Jak tylko odsunął małpę w czerwonym ze swojej drogi z zamiarem ułatwienia sobie drogi dostępu do upatrzonego alkoholu, to nie zdążył zrobić nawet pół kroku. Zdążył jedynie odruchowo zamknąć oczy, kiedy poczuł jak obrywa w twarz zimnym napojem. Poziom obecnej wściekłości wystrzelił w górę z takim impetem, że rozjebał skalę i przez moment słyszał w uszach irytujący pisk zagłuszający zgiełk imprezy. A może to po prostu wszyscy zamarli w ciszy, bo spodziewali się nadciągającej apokalipsy?
Zanim otworzył oczy, zacisnął szczęki tak mocno, że ż poczuł zgrzyt między zębami. Powoli przez nabrał głęboki wdech, po czym wypuścił powietrze, rozbryzgując trochę spływającej po twarzy cieczy. Komuś należał się wpierdol, więc, przetarł dłonią oczy i jak w końcu je otworzył, zobaczył przed sobą bardzo osobliwy obrazek: Alice stojąca kilka kroków przed nim, sparaliżowana z przerażenia i wciąż trzymająca w dłoni pusty już kubek - niezbity dowód na to, że była takim kozakiem, żeby go oblać (nawet jeśli niezamierzenie). Niedaleko za nią, tuż przy stole, Valerian wychylił duszkiem własną zawartość kubka, a stojący obok Hiro odwrócił się na pięcie i profilaktycznie zniknął w tłumie. Chyba jako jedyny miał na tyle instynktu samozachowawczego, żeby wyczuć w jak głębokiej dupie właśnie się znaleźli i postanowił ratować skórę.
Alex spojrzał na Alice tak ostro, że aż dziwne, że nie podcięło jej to gardła. Jak tylko zabrała się do przepraszania, uniósł jedną otwartą dłoń w geście "zamknij się, kurwa, albo ci jęzor wyrwę, gnojku" i nic nie powiedział, a to mogło jedynie oznaczać, że będzie miała przesrane nie przez najbliższy rok, ale przez najbliższe trzy kolejne życia.
Musiał się napić, natychmiast. I to w ilości horrendalnej. Dlatego wyminął koleżankę, podszedł do stołu nawet nie spoglądając na Valeriana, sięgnął po tę cholerną Ognistą, odkręcił i pociągnął z gwinta nie jeden, nie dwa, ale trzy solidne łyki. Może alkohol wypali nie tylko gardło, ale część irytacji.
Trzymając nadal odkręconą butelkę w dłoni, spojrzał na nią tak, jakby w tej chwili była jego jedyną zaufaną znajomą. Jak któreś z gówniaków próbowało coś do niego mówić, to potraktował ich tak chłodną ignorancją, że chyba aż temperatura pomieszczenia spadła o dwa stopnie.
Po kilku sekundach ciszy znowu spojrzał na Alice surowo i uniósł nieznacznie brwi.
- Będziesz stała jak ten pierdolony kołek i srała pod siebie, czy zamierzasz coś z tym zrobić? Masz jedną szansę na wyczyszczenie tego zaklęciem, jak nie to zapierdalasz prać ręcznie. - Wskazał tu na swój mokry i lekko przebarwiony ponczem tiszert. Twarz przetrze choćby obrusem. Albo koszulką dziewczyny, jak uzna, że jednak w ten sposób bardziej się przyda.
/Hiro has left the party
Jak tylko odsunął małpę w czerwonym ze swojej drogi z zamiarem ułatwienia sobie drogi dostępu do upatrzonego alkoholu, to nie zdążył zrobić nawet pół kroku. Zdążył jedynie odruchowo zamknąć oczy, kiedy poczuł jak obrywa w twarz zimnym napojem. Poziom obecnej wściekłości wystrzelił w górę z takim impetem, że rozjebał skalę i przez moment słyszał w uszach irytujący pisk zagłuszający zgiełk imprezy. A może to po prostu wszyscy zamarli w ciszy, bo spodziewali się nadciągającej apokalipsy?
Zanim otworzył oczy, zacisnął szczęki tak mocno, że ż poczuł zgrzyt między zębami. Powoli przez nabrał głęboki wdech, po czym wypuścił powietrze, rozbryzgując trochę spływającej po twarzy cieczy. Komuś należał się wpierdol, więc, przetarł dłonią oczy i jak w końcu je otworzył, zobaczył przed sobą bardzo osobliwy obrazek: Alice stojąca kilka kroków przed nim, sparaliżowana z przerażenia i wciąż trzymająca w dłoni pusty już kubek - niezbity dowód na to, że była takim kozakiem, żeby go oblać (nawet jeśli niezamierzenie). Niedaleko za nią, tuż przy stole, Valerian wychylił duszkiem własną zawartość kubka, a stojący obok Hiro odwrócił się na pięcie i profilaktycznie zniknął w tłumie. Chyba jako jedyny miał na tyle instynktu samozachowawczego, żeby wyczuć w jak głębokiej dupie właśnie się znaleźli i postanowił ratować skórę.
Alex spojrzał na Alice tak ostro, że aż dziwne, że nie podcięło jej to gardła. Jak tylko zabrała się do przepraszania, uniósł jedną otwartą dłoń w geście "zamknij się, kurwa, albo ci jęzor wyrwę, gnojku" i nic nie powiedział, a to mogło jedynie oznaczać, że będzie miała przesrane nie przez najbliższy rok, ale przez najbliższe trzy kolejne życia.
Musiał się napić, natychmiast. I to w ilości horrendalnej. Dlatego wyminął koleżankę, podszedł do stołu nawet nie spoglądając na Valeriana, sięgnął po tę cholerną Ognistą, odkręcił i pociągnął z gwinta nie jeden, nie dwa, ale trzy solidne łyki. Może alkohol wypali nie tylko gardło, ale część irytacji.
Trzymając nadal odkręconą butelkę w dłoni, spojrzał na nią tak, jakby w tej chwili była jego jedyną zaufaną znajomą. Jak któreś z gówniaków próbowało coś do niego mówić, to potraktował ich tak chłodną ignorancją, że chyba aż temperatura pomieszczenia spadła o dwa stopnie.
Po kilku sekundach ciszy znowu spojrzał na Alice surowo i uniósł nieznacznie brwi.
- Będziesz stała jak ten pierdolony kołek i srała pod siebie, czy zamierzasz coś z tym zrobić? Masz jedną szansę na wyczyszczenie tego zaklęciem, jak nie to zapierdalasz prać ręcznie. - Wskazał tu na swój mokry i lekko przebarwiony ponczem tiszert. Twarz przetrze choćby obrusem. Albo koszulką dziewczyny, jak uzna, że jednak w ten sposób bardziej się przyda.
/Hiro has left the party