13-09-2021, 03:42 AM
- Szkoda byłoby tego wina. Chociaż może Cavington nie jest taki twardogłowy, to by się butelka nie rozjebała... - Nawet jeśli ta wizja mogła być całkiem zabawna, to Alex mimo wszystko wolałby, żeby jednak Alice nie zamachnęła się trunkiem na Ślizgona. Mogłoby to sprowokować niepotrzebne problemy, trzeba by interweniować, a jego dzisiejszy nastrój z pewnością sprzyjałby temu, żeby była to interwencja fizyczna - ktoś oberwałby w ryj. Pewnie nawet kilka ktosiów.
Ku jego zdziwieniu - zapewne również Valerian doznał szoku - zamiast odwinąć się popisowo, McIntosh zniosła ten minimalny dotyk (osobiście nie zaliczyłby tego do dotyku, toż to tylko włosy) i nawet się uśmiechnęła, wykorzystując sytuację całkiem sprawnie i zgarniając wino ze stołu. Sforza akurat przyglądała się tłumowi, Cavington najwyraźniej łyknął bajerę (pytanie czy bajera tak dobra, czy był już tak pijany). Nawet poczuł pewien rodzaj dumy, że Alice tak dobrze poszło.
- Ja pierdole, albo już się najebałem, albo doświadczamy jakiegoś popierdolonego cudu. - Zdumiony tym opanowaniem małej Gryfonki, spojrzał na Valeriana z niedowierzaniem.
A jak wróciła, odstawił na moment już prawie pustą butelkę ognistej na stół i powoli zabił jej brawo.
- That was a great performance. - Znowu chwycił za butelkę Ognistej, ale nawet nie bardzo miał z czego nalać jej alkoholu, bo na dnie pozostały może trzy łyki. Zanim zdążył rozważyć, czy może jednak otworzyć butelkę przyniesionego przez nią wina, podniosła głowę i wycelowała w niego palcem. Nie pierwszy raz obrzucała go morderczym wzrokiem, jakoś to aż tak go nie ruszało, gorzej że zraz zaczęła mielić jęzorem. Uniósł brwi na jej słowa, ale wzrok wyraźnie stężał, na usta wpłynął sarkastyczny, nieco okrutny uśmiech. No do prawdy, gówniaki przez wakacje potraciły rozum i instynkt samozachowawczy. Valerian zdawał się go z wolna odzyskiwać, ale Alice chyba właśnie tracić. Może zamieniali się na rozumy spontanicznie i bezwarunkowo?
Nie oderwał od niej wzroku ani na chwilę, czując jak na nowo wzrasta w nim przytłumiony już alkoholem wkurw. Teraz to whisky wzmagała to uczucie, jakby z kojącego nerwy balsamu zamieniła się w łatwopalną substancję wlewaną do ogniska.
- Bez wątpienia będzie przyjemne, pozdrowię od ciebie króliczą norę. - Wycedził to przez zęby tak lepkim od słodyczy głosem, że nie dało się pomylić jego wewnętrznie szalejącego wkurwa z niczym innym. Odprowadził ją wzrokiem pełnym niebezpiecznej dzikości błyszczącej w rozszerzonych źrenicach, dopóki nie zniknęła.
- Durna siksa. - Rzucił ten obraźliwy komentarz pod nosem, może nawet Val go nie usłyszał, po czym na raz dopił zawartość ognistej, odbił się od stołu tylko po to, żeby się do niego odwrócić przodem, przysunął bliżej butelkę z winem, żeby nikt jej nie zajebał, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął z niej jedną fajkę i schowane na dnie zioło, z innej kieszeni papierki i choć był zdecydowanie wstawiony, to bardzo sprawnie skręcił sobie jointa, odpalił i zaciągnął się tak, jakby chciał dym poczuć w samych piętach.
Ku jego zdziwieniu - zapewne również Valerian doznał szoku - zamiast odwinąć się popisowo, McIntosh zniosła ten minimalny dotyk (osobiście nie zaliczyłby tego do dotyku, toż to tylko włosy) i nawet się uśmiechnęła, wykorzystując sytuację całkiem sprawnie i zgarniając wino ze stołu. Sforza akurat przyglądała się tłumowi, Cavington najwyraźniej łyknął bajerę (pytanie czy bajera tak dobra, czy był już tak pijany). Nawet poczuł pewien rodzaj dumy, że Alice tak dobrze poszło.
- Ja pierdole, albo już się najebałem, albo doświadczamy jakiegoś popierdolonego cudu. - Zdumiony tym opanowaniem małej Gryfonki, spojrzał na Valeriana z niedowierzaniem.
A jak wróciła, odstawił na moment już prawie pustą butelkę ognistej na stół i powoli zabił jej brawo.
- That was a great performance. - Znowu chwycił za butelkę Ognistej, ale nawet nie bardzo miał z czego nalać jej alkoholu, bo na dnie pozostały może trzy łyki. Zanim zdążył rozważyć, czy może jednak otworzyć butelkę przyniesionego przez nią wina, podniosła głowę i wycelowała w niego palcem. Nie pierwszy raz obrzucała go morderczym wzrokiem, jakoś to aż tak go nie ruszało, gorzej że zraz zaczęła mielić jęzorem. Uniósł brwi na jej słowa, ale wzrok wyraźnie stężał, na usta wpłynął sarkastyczny, nieco okrutny uśmiech. No do prawdy, gówniaki przez wakacje potraciły rozum i instynkt samozachowawczy. Valerian zdawał się go z wolna odzyskiwać, ale Alice chyba właśnie tracić. Może zamieniali się na rozumy spontanicznie i bezwarunkowo?
Nie oderwał od niej wzroku ani na chwilę, czując jak na nowo wzrasta w nim przytłumiony już alkoholem wkurw. Teraz to whisky wzmagała to uczucie, jakby z kojącego nerwy balsamu zamieniła się w łatwopalną substancję wlewaną do ogniska.
- Bez wątpienia będzie przyjemne, pozdrowię od ciebie króliczą norę. - Wycedził to przez zęby tak lepkim od słodyczy głosem, że nie dało się pomylić jego wewnętrznie szalejącego wkurwa z niczym innym. Odprowadził ją wzrokiem pełnym niebezpiecznej dzikości błyszczącej w rozszerzonych źrenicach, dopóki nie zniknęła.
- Durna siksa. - Rzucił ten obraźliwy komentarz pod nosem, może nawet Val go nie usłyszał, po czym na raz dopił zawartość ognistej, odbił się od stołu tylko po to, żeby się do niego odwrócić przodem, przysunął bliżej butelkę z winem, żeby nikt jej nie zajebał, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął z niej jedną fajkę i schowane na dnie zioło, z innej kieszeni papierki i choć był zdecydowanie wstawiony, to bardzo sprawnie skręcił sobie jointa, odpalił i zaciągnął się tak, jakby chciał dym poczuć w samych piętach.