13-09-2021, 02:17 PM
Czy jej życie się zmieniło przez ostatnie dwa tygodnie – raczej nie. Chociaż wkurwienie jej nieco przeszło – i na rodzinę, z ojczymem na czele, i na Alexa, to poza tym, wszystko było tak samo. Może częściej spędzała czas samotnie, ale, jak na ironię, potrzebowała tego. Częściej znikała w komnacie muzycznej, żeby rozczytywać i ćwiczyć nowe utwory, które przywiozła w tym roku ze sobą. Wyżyła się na Dickmanie raz jeszcze w sposób taki, iż nawet nie raczyła złożyć mu życzeń, mimo że pamiętała o jego urodzinach. Myślała, że poczuje płynącą z tego satysfakcję, ale jakoś nie, wcale nie było jej lepiej.
Niemniej czuła, że sobie zasłużył za to, co jej zgotował. Z drugiej jednak strony wiedziała, że nie poczuwał się do winy. Po pierwsze – Alex nigdy nie poczuwał się do winy i nigdy nic nie było jego winą, a po drugie – traktował ją z chłodną ignorancją, trochę jakby nie istniała. Nie była wcale lepsza, odpłacała mu dokładnie tym samym.
Miała głęboko gdzieś jakieś chore walki o dominację w grupie i pokazywanie, kto tu rządzi. Chciała po prostu czuć się gdzieś bezpieczna – i zazwyczaj tak było w towarzystwie tych trzech chłopaków. Tamtego dnia było inaczej. Poczuła się zagrożona, wręcz zraniona, kiedy ci idioci po prostu siedzieli i przyklaskiwali rozwojowi wydarzeń. Nie mieli pojęcia, przez co musiała przejść dla głupiego zdobycia atencji dziewczyny, która wpadła Alexowi w oko. Dlatego nie zamierzała za nim biegać, nawet jeśli momentami czuła się samotna.
Może prawem natury przeżywało stado, a samotne wilki ginęły, ale szczerze – miała to gdzieś.
Miała zabrane ze sobą książki, które czasami czytała rozłożona na fotelu w pokoju wspólnym. Miała też fortepian i nuty. To musiało jej wystarczyć.
A niebawem miała też i wyjście do Hogsmeade, z którego skorzystała z wielką chęcią i po raz pierwszy od… jakiegoś roku odwiedziła Miodowe Królestwo. Ona nie miała zamiaru dotykać słodyczy, ale Tim za nimi przepadał.
Ona też je kiedyś kochała. Mogłaby zajadać się czekoladkami, cukierkami i batonikami bez pamięci.
To było zanim jej życie zmieniło się w piekło.
Kupiła tylko kilka czekoladowych żab, które przed zaledwie chwilą wysłała przypadkową sową, wraz z liścikiem z życzeniami urodzinowymi. Przez chwilę jeszcze patrzyła na zwierzę niknące na horyzoncie, a dopiero po krótkiej chwili bezczynności wyszła z sowiarni.
Miała zamiar wrócić do pokoju wspólnego… ale napadł ją cholernie melancholijny nastrój. Już na siódmym piętrze stwierdziła, że się tam nie odnajdzie. Że potrzebuje czegoś na lekkie otrzeźwienie. Dlatego swoje kroki skierowała ku zachodniemu dachowi.
Lubiła tam przychodzić, szczególnie w takim stanie jak dzisiaj. Zdarzał się szczególnie, gdy wracała z domu do szkoły i szukała wyciszenia, odrobiny samotności. Nigdy jeszcze nie natrafiła tam na nikogo poza kilkoma wystraszonymi nietoperzami, toteż wiedziona tą myślą i nadzieją, przeszła po dachówkach, aby ulokować na nich swój tyłek.
Słońce akurat chyliło się ku zachodowi. Przepiękny widok, choć nieco szkodliwy dla dusz, które poszukiwały chwili wytchnienia. Przywodził na myśl wszystkie te cudowne chwile, od których było się daleko. I wszystkie te złe, o których próbowało się zapomnieć.
Z cichutkim westchnieniem sięgnęła do kieszeni swoich dżinsów, wyciągając z nich odrobinę pomięte, złożone zdjęcie. Gdy je rozłożyła, uśmiechnęła się na jego widok i przejechała delikatnie kciukiem po jego powierzchni.
Zdjęcie przedstawiało małego chłopca o jeszcze dość okrągłej buźce, uśmiechającego się do kamery. Miał jasnobrązowe włosy i wyglądał na góra kilkulatka, chłopca w wieku szkolnym. Nieco wyżej z uśmiechem na ustach jedną ręką obejmowała go i przytulała do swojego policzka Alice – druga była wyciągnięta, jakby to ona trzymała obiektyw.
W zasadzie tak było. To zdjęcie zrobili tuż przed jej wyjazdem do szkoły, i kiedy Tim miał pójść po raz pierwszy do podstawówki. Był tak podekscytowany, a Alice była z niego tak cholernie dumna. Zrobili to zdjęcie na pamiątkę – a potem ona zabrała jedno z tych wywołanych, aby mieć go blisko, zawsze przy sobie.
Tim od zawsze był osobą, której nigdy nie dotyczyły żadne warunki, ani traumy. Nigdy nie bała się go dotykać. Potrafiła rozpoznać nawet dotyk jego małych dłoni, kiedy obejmował się znienacka, potrafiła zawsze sporo wcześniej rozpoznać, gdy się zbliżał, i nigdy nie reagowała gwałtownie. Był jedynym, któremu ufała.
Jedynym, którego szczerze kochała.
Zamknęła oczy i odetchnęła cicho, trzymając mocno w dłoniach zdjęcie zwykłe, nieruchome zdjęcie, aby czasem nie wyrwał jej go wiatr.
Miała nadzieję, że jeszcze dzisiaj dostanie swój mały prezent urodzinowy…
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.