13-09-2021, 10:22 PM
Naturalnie, że wino było wyborne! Wybierał dla Bianci tylko najlepsze wina, byle chłamu za piątaka by jej nie dał... Zresztą, normalnie zawsze miał klasę z wyborem podobnych trunków, Bianca była jedynie na piedestale w jego hierarchii i najpewniej nie miał skrupółów przynosić jej produktów godnych jej królewskiej, perfekcyjnej aury. Z ledwie "dobrym" winem czyłby się jakby właśnie bezcześcił arcydzieło tanią farbą.
Zerkając co chwilę na dziewczynę, przestawiał szkiełka i rozświetlającą je lampkę tak, by kolory padały na jej twarz w odpowiedni sposób. Uśmiechnął się szeroko na słowa dziewczyny.
- Skarbie, absolutnie nie mówię tego w formie obrazy, ale nie sądzę żebyś dała radę się tam odnaleźć. - Stuknął lekko w swoją skroń. - Sam czasem mam z tym problemy. Poza tym, niektóre rzeczy smakują lepiej bez podjadania po drodze.
Mrugnął do niej, po czym odsunął się dwa kroki żeby ocenić czy efekt ustawiania oświetlenia mu odpowiada. Mimo generalnie swobody spotkania i lekkiej rozmowy, Miles zawsze bardzo poważnie traktował sam czas malowania i choć lubił się w trakcie podroczyć, pogadać, czasem pośmiać w granicach rozsądku, to jednak większość jego uwagi była na obrazie. To był jego świat, jego kredki, niemalże jak wpis do pamiętnika, mimo że przecież malował konkretną scenerię, nie zaś czysto zmyślony widok. A jednak w tych obrazach wkładał zawsze wszystko, co czuł i myślał, nawet jeśli miało formę koloru jedynie, czy konkretnego pociągnięcia pędzlem. To było wręcz... Terapeutyczne. Może dlatego tak niewiele widać było po nim stresu czy wszelkich niepewności? Po prostu stale je z siebie wylewał, dzięki czemu miał przestrzeń na więcej.
- Oczywiście, kto jak kto, ale ty kochanie nigdy nie zawodzisz. - Zapewnił z uśmiechem. Wtedy dopiero do niej podszedł, objaśniając po krótce i z pełną delikatnością i szacunkiem dla jej ciała ustawiajac odpowiednią pozycję, nie tylko w siadzie, ale i dopasowując ją do ustawionego witrażu. Dopiero gdy już był zadowolony z tego, co widzi, cmoknął Biancę krótko w policzek w formie... Cóż, może po prostu uwielbiając ją na tyle, by mieć potrzebę zrobienia tego, po czym wrócił do płótna, małymi kroczkami zabierając się za malowanie.
- Planujesz wieczorem coś czy raczej z ciszą nocną do spania? - Zagaił, w sumie trochę badając czy wie o wyścigach w lesie, czy nie. - Wieczorem później, mam na myśli. - Uzupełnił, bo przecież wieczór to był już, i właśnie on stał się jej planem.
Zerkając co chwilę na dziewczynę, przestawiał szkiełka i rozświetlającą je lampkę tak, by kolory padały na jej twarz w odpowiedni sposób. Uśmiechnął się szeroko na słowa dziewczyny.
- Skarbie, absolutnie nie mówię tego w formie obrazy, ale nie sądzę żebyś dała radę się tam odnaleźć. - Stuknął lekko w swoją skroń. - Sam czasem mam z tym problemy. Poza tym, niektóre rzeczy smakują lepiej bez podjadania po drodze.
Mrugnął do niej, po czym odsunął się dwa kroki żeby ocenić czy efekt ustawiania oświetlenia mu odpowiada. Mimo generalnie swobody spotkania i lekkiej rozmowy, Miles zawsze bardzo poważnie traktował sam czas malowania i choć lubił się w trakcie podroczyć, pogadać, czasem pośmiać w granicach rozsądku, to jednak większość jego uwagi była na obrazie. To był jego świat, jego kredki, niemalże jak wpis do pamiętnika, mimo że przecież malował konkretną scenerię, nie zaś czysto zmyślony widok. A jednak w tych obrazach wkładał zawsze wszystko, co czuł i myślał, nawet jeśli miało formę koloru jedynie, czy konkretnego pociągnięcia pędzlem. To było wręcz... Terapeutyczne. Może dlatego tak niewiele widać było po nim stresu czy wszelkich niepewności? Po prostu stale je z siebie wylewał, dzięki czemu miał przestrzeń na więcej.
- Oczywiście, kto jak kto, ale ty kochanie nigdy nie zawodzisz. - Zapewnił z uśmiechem. Wtedy dopiero do niej podszedł, objaśniając po krótce i z pełną delikatnością i szacunkiem dla jej ciała ustawiajac odpowiednią pozycję, nie tylko w siadzie, ale i dopasowując ją do ustawionego witrażu. Dopiero gdy już był zadowolony z tego, co widzi, cmoknął Biancę krótko w policzek w formie... Cóż, może po prostu uwielbiając ją na tyle, by mieć potrzebę zrobienia tego, po czym wrócił do płótna, małymi kroczkami zabierając się za malowanie.
- Planujesz wieczorem coś czy raczej z ciszą nocną do spania? - Zagaił, w sumie trochę badając czy wie o wyścigach w lesie, czy nie. - Wieczorem później, mam na myśli. - Uzupełnił, bo przecież wieczór to był już, i właśnie on stał się jej planem.