15-09-2021, 11:37 PM
Gdyby Alice zastanawiała się nad przyjęciem zaoferowanej whisky odrobinę dłużej, to Alex zapewne cofnąłby rękę i osobiście zaopiekował bursztynowym alkoholem, nie proponując jej więcej nawet łyka. I z pewnością poczułby się z tym o tyle źle, że odmówiłaby tego wyjątkowo miłego gestu z jej strony. Całe szczęście nie musiał się nad tym zastanawiać, bo wzięła butelkę i napiła się solidnego łyka. Jak tylko oddała trunek, to i on wlał w siebie porządną porcję na dobre rozpoczęcie wieczoru. Znajome palenie w gardle sprawiło, że poczuł się jakoś... lepiej. Może to dzięki dobrze znanemu uczuciu pieczenia w przełyku i ciepła rozchodzącego się powoli wraz ze spływającym do żołądka alkoholem, a może to dzięki temu, że Alice nie odrzuciła gestu mającego pomóc zakopać topór wojenny.
Nie mówił tego nigdy głośno, ale lubił towarzystwo gówniaków. Byli jedynymi osobami, które mniej lub bardziej tolerowały jego ekstremalne nastroje, nie były natrętnymi gnojkami zadającymi miliardy pytań i nawet jeśli powstawały między nimi jakieś konflikty, to pozostawali sobie lojalni. Nie musieli się nawet specjalnie lubić żeby pozostać jak to stado wilków, które trzyma się razem i stawia czoła przeciwnościom losu. Nawet nie musieli wiedzieć o sobie zbyt wiele, tak było nawet dużo lepiej. Dlatego jak nagle ktoś wyłamywał się z grupy z jakiegoś powodu, strzelał focha z dupy i demonstrował swoją obojętność niemalże bez przerwy, Alex wkurwiał się dodatkowo. I w życiu nie przyznałby się do tego, że wzbudzało to w nim ten głęboko zakorzeniony demoniczny mrok oplatający umysł - to było kolejnym zapalnikiem wściekłości.
Jednokrotnie kiwną głową w odpowiedzi na jej podziękowanie. Zdał sobie też w tej chwili sprawę z tego, że jeśli ma znieść nie tylko swój melancholijny nastrój, ale również i Alice, to najpierw będzie musiał się porządnie zjarać, a dopiero później zalać to alkoholem. Jeden skręt na początek to było za mało, żeby przetrawić tę sytuację bez późniejszych reperkusji. Dlatego pogrzebał w paczce papierosów i zaraz znowu miał w ustach odpalonego błyskawicznie jointa. Położył się znowu na pochyłej powierzchni dachu i tak jak przed kilkoma minutami podłączył jedno ramię pod głowę. Druga ręka operowała skręconym magicznym fajkiem. Dopiero kiedy wspomniała o swojej wizycie w Miodowym Królestwie, przekręcił nieznacznie głowę i przyjrzał się jej pozornie neutralnie, chociaż taka informacja w jej ustach z pewnością była czymś nadzwyczajnym. Wiedział, że Alice słodyczy nie lubi - i okej, nie każdy przecież musi - więc z jakiej okazji wybrała się do sklepu, gdzie nie było w sumie nic innego?
Odpowiedź padła po paru sekundach, zupełnie jakby jego milczenie było niewypowiedzianym pytaniem zadawanym w głowie. I to było czymś zupełnie nowym. Może i kiedyś wspomniała o rodzeństwie, a może nie, ale Alex nie przypominał sobie takiej konwersacji, bo nigdy nie mieli "momentu szczerości". Czyżby ta dzielona melancholia miała okazać się właśnie dziwną wersją otwierania się przed sobą? Skręty to może być za mało, przydałoby się bongo.
Nie zdążył nic odpowiedzieć na tę niespodziewaną informację, kiedy doznał kolejnego zaskoczenia. Generalnie nie obchodził swoich urodzin, miał na to wyjebane, dzień jak co dzień... ale robiło mu się miło, jak ktoś złożył mu choćby głupie życzenia. Nie chciał prezentów, imprez-niespodzianek, fałszywej uprzejmości i nadskakiwania - liczyła się pamięć. Jeśli natomiast ktoś z najbliższego grona zapominał (tym bardziej celowo), to niemiłe ukłucie w klatce piersiowej szybko rozpalało płomyk irytacji, zwykle prowadzący do gniewu.
Jak tylko Alice złożyła mu spóźnione życzenia, zmarszczył odrobinę brwi, próbując doszukać się w tym kpiny, ironii, złośliwości, czy też jakiejkolwiek innej negatywnej emocji. Ale jedyne co widział w jej nieco smutnych oczach, była autentycznie szczera intencja nadrobienia tamtego niedopatrzenia.
- Rychło w czas. - Może i nie było to po prostu "dziękuję", bo jakoś nie mogło to przejść mu przez gardło, ale sam neutralny, może nawet odrobinę przebrzmiewający rozbawieniem ton sugerował, że Alex jest wdzięczny.
Z początku nie zrozumiał jej nagłego drgnięcia i pojawienia się uśmiechu, ale cała tajemnica rozwiązała się w momencie kiedy... wyciągnęła w jego stronę czekoladową żabę. Spojrzał na pudełeczko trochę zmieszany, następnie podnosząc wzrok na samą dziewczynę. Fakt, wolałby alkohol, fajki, szybki numerek albo możliwość sprowokowania kogoś do bójki, ale tak jak Alice wspomniała: pierwszego i drugiego nikt jej nie sprzeda przez wiek, trzeciego w życiu od niej by nie oczekiwał (nawet nie chciał!), a czwarte... cóż, jakkolwiek by go nie wkurwiła, to jej by nie wpierdolił, bo mimo wszystko jakieś swoje zasady miał. Valerianowi i Hiro mógłby wjebać jakby przegięli pałę, ale McIntosh była kumplem z (wciąż nie rozwiniętymi w pełni) cyckami. Poza tym chyba by ją przypadkiem połamał, tak małe z niej dziewczątko.
Zawahał się przez chwilę, ponownie przenosząc spojrzenie na podarek. I w tym momencie uderzyło go mocno to, jak bardzo jest to podobne do jego gestu sprzed chwili, do podzielenia się świeżo otwartą butelką whisky. Chciała być miła. Chciała wrócić do normalności i zapomnieć o tych dwóch ostatnich tygodniach ignorowania siebie nawzajem. Musiała czuć się w sumie dość samotna, bo nawet jeśli rozmawiała z Hiro i Valem, to dużo mniej z nimi przebywała. A przynajmniej Alex tak to odebrał. Może obydwoje przegięli z tym wkurwianiem się na siebie, bo właściwie i dlaczego? Stado nie powinno się dzielić tylko dlatego, że powstał jakiś konflikt pomiędzy dwoma członkami.
Uśmiechnął się nieco krzywo, jakby faktycznie próbował zmusić usta do uprzejmego grymasu, po czym sięgnął po pudełeczko i odchrząknąwszy odłożył je obok siebie.
- Przyda się, jak gastro po skrętach wjedzie. - Raczej nie miewał takich zachcianek, ale może to też dlatego, że po prostu nie miał zapasów słodyczy w kufrze, a do kuchni nie lubił chodzić, bo wkurwiało go natręctwo skrzatów? Niezależnie d tego, zrobiło mu się... miło. Ten gest był miły. I podziałał jak odrobina chłodzącego balsamu wylana na oparzoną skórę.
Poczuł jak jakaś część napiętych nerwów odpuszcza.
- Hm, mówiłaś, że masz brata... ile lat kończy? - Nie chciał wyjść na kompletnie niewdzięcznego za życzenia i prezent, nawiązał do wcześniejszych słów Alice. Skoro już tutaj są, obydwoje tak melancholijni, to może jakaś wymiana kilku podstawowych informacji na swój temat dla pokazania swojego człowieczeństwa nie zaszkodzi ich znajomości.
Nie mówił tego nigdy głośno, ale lubił towarzystwo gówniaków. Byli jedynymi osobami, które mniej lub bardziej tolerowały jego ekstremalne nastroje, nie były natrętnymi gnojkami zadającymi miliardy pytań i nawet jeśli powstawały między nimi jakieś konflikty, to pozostawali sobie lojalni. Nie musieli się nawet specjalnie lubić żeby pozostać jak to stado wilków, które trzyma się razem i stawia czoła przeciwnościom losu. Nawet nie musieli wiedzieć o sobie zbyt wiele, tak było nawet dużo lepiej. Dlatego jak nagle ktoś wyłamywał się z grupy z jakiegoś powodu, strzelał focha z dupy i demonstrował swoją obojętność niemalże bez przerwy, Alex wkurwiał się dodatkowo. I w życiu nie przyznałby się do tego, że wzbudzało to w nim ten głęboko zakorzeniony demoniczny mrok oplatający umysł - to było kolejnym zapalnikiem wściekłości.
Jednokrotnie kiwną głową w odpowiedzi na jej podziękowanie. Zdał sobie też w tej chwili sprawę z tego, że jeśli ma znieść nie tylko swój melancholijny nastrój, ale również i Alice, to najpierw będzie musiał się porządnie zjarać, a dopiero później zalać to alkoholem. Jeden skręt na początek to było za mało, żeby przetrawić tę sytuację bez późniejszych reperkusji. Dlatego pogrzebał w paczce papierosów i zaraz znowu miał w ustach odpalonego błyskawicznie jointa. Położył się znowu na pochyłej powierzchni dachu i tak jak przed kilkoma minutami podłączył jedno ramię pod głowę. Druga ręka operowała skręconym magicznym fajkiem. Dopiero kiedy wspomniała o swojej wizycie w Miodowym Królestwie, przekręcił nieznacznie głowę i przyjrzał się jej pozornie neutralnie, chociaż taka informacja w jej ustach z pewnością była czymś nadzwyczajnym. Wiedział, że Alice słodyczy nie lubi - i okej, nie każdy przecież musi - więc z jakiej okazji wybrała się do sklepu, gdzie nie było w sumie nic innego?
Odpowiedź padła po paru sekundach, zupełnie jakby jego milczenie było niewypowiedzianym pytaniem zadawanym w głowie. I to było czymś zupełnie nowym. Może i kiedyś wspomniała o rodzeństwie, a może nie, ale Alex nie przypominał sobie takiej konwersacji, bo nigdy nie mieli "momentu szczerości". Czyżby ta dzielona melancholia miała okazać się właśnie dziwną wersją otwierania się przed sobą? Skręty to może być za mało, przydałoby się bongo.
Nie zdążył nic odpowiedzieć na tę niespodziewaną informację, kiedy doznał kolejnego zaskoczenia. Generalnie nie obchodził swoich urodzin, miał na to wyjebane, dzień jak co dzień... ale robiło mu się miło, jak ktoś złożył mu choćby głupie życzenia. Nie chciał prezentów, imprez-niespodzianek, fałszywej uprzejmości i nadskakiwania - liczyła się pamięć. Jeśli natomiast ktoś z najbliższego grona zapominał (tym bardziej celowo), to niemiłe ukłucie w klatce piersiowej szybko rozpalało płomyk irytacji, zwykle prowadzący do gniewu.
Jak tylko Alice złożyła mu spóźnione życzenia, zmarszczył odrobinę brwi, próbując doszukać się w tym kpiny, ironii, złośliwości, czy też jakiejkolwiek innej negatywnej emocji. Ale jedyne co widział w jej nieco smutnych oczach, była autentycznie szczera intencja nadrobienia tamtego niedopatrzenia.
- Rychło w czas. - Może i nie było to po prostu "dziękuję", bo jakoś nie mogło to przejść mu przez gardło, ale sam neutralny, może nawet odrobinę przebrzmiewający rozbawieniem ton sugerował, że Alex jest wdzięczny.
Z początku nie zrozumiał jej nagłego drgnięcia i pojawienia się uśmiechu, ale cała tajemnica rozwiązała się w momencie kiedy... wyciągnęła w jego stronę czekoladową żabę. Spojrzał na pudełeczko trochę zmieszany, następnie podnosząc wzrok na samą dziewczynę. Fakt, wolałby alkohol, fajki, szybki numerek albo możliwość sprowokowania kogoś do bójki, ale tak jak Alice wspomniała: pierwszego i drugiego nikt jej nie sprzeda przez wiek, trzeciego w życiu od niej by nie oczekiwał (nawet nie chciał!), a czwarte... cóż, jakkolwiek by go nie wkurwiła, to jej by nie wpierdolił, bo mimo wszystko jakieś swoje zasady miał. Valerianowi i Hiro mógłby wjebać jakby przegięli pałę, ale McIntosh była kumplem z (wciąż nie rozwiniętymi w pełni) cyckami. Poza tym chyba by ją przypadkiem połamał, tak małe z niej dziewczątko.
Zawahał się przez chwilę, ponownie przenosząc spojrzenie na podarek. I w tym momencie uderzyło go mocno to, jak bardzo jest to podobne do jego gestu sprzed chwili, do podzielenia się świeżo otwartą butelką whisky. Chciała być miła. Chciała wrócić do normalności i zapomnieć o tych dwóch ostatnich tygodniach ignorowania siebie nawzajem. Musiała czuć się w sumie dość samotna, bo nawet jeśli rozmawiała z Hiro i Valem, to dużo mniej z nimi przebywała. A przynajmniej Alex tak to odebrał. Może obydwoje przegięli z tym wkurwianiem się na siebie, bo właściwie i dlaczego? Stado nie powinno się dzielić tylko dlatego, że powstał jakiś konflikt pomiędzy dwoma członkami.
Uśmiechnął się nieco krzywo, jakby faktycznie próbował zmusić usta do uprzejmego grymasu, po czym sięgnął po pudełeczko i odchrząknąwszy odłożył je obok siebie.
- Przyda się, jak gastro po skrętach wjedzie. - Raczej nie miewał takich zachcianek, ale może to też dlatego, że po prostu nie miał zapasów słodyczy w kufrze, a do kuchni nie lubił chodzić, bo wkurwiało go natręctwo skrzatów? Niezależnie d tego, zrobiło mu się... miło. Ten gest był miły. I podziałał jak odrobina chłodzącego balsamu wylana na oparzoną skórę.
Poczuł jak jakaś część napiętych nerwów odpuszcza.
- Hm, mówiłaś, że masz brata... ile lat kończy? - Nie chciał wyjść na kompletnie niewdzięcznego za życzenia i prezent, nawiązał do wcześniejszych słów Alice. Skoro już tutaj są, obydwoje tak melancholijni, to może jakaś wymiana kilku podstawowych informacji na swój temat dla pokazania swojego człowieczeństwa nie zaszkodzi ich znajomości.