18-09-2021, 11:10 AM
Hiroshi co prawda z większym spokojem wysłuchiwał całą resztę tej historii, lecz nie umknęło jej uwadze, że gdy przeszła do części z jej udziałem, a raczej zabawą jej kosztem, również odrobinę się wkurwił. I mógł myśleć co chciał, ale chyba była wdzięczna za tę chwilę zrozumienia. I to, że ktoś stanął faktycznie po jej stronie w tym wszystkim.
Bo cholera, to było w chuj niesprawiedliwe! Ona wykonywała idiotyczne zadanie Valeriana, a przypadkiem oblała Alexa i to była jej wina, tak? No spoko. Tylko że kiedy on zlecał jej zadanie do wykonania i Mickey wystartował ku niej z łapami, to już nie była jego wina, nie on był odpowiedzialny, on rączki miał czyste, tak? Bullshit! To działało dokładnie tak samo, a że nie umiał się przyznać do błędu i w tym momencie był bardziej gówniarski niż oni sami, to już jego problem.
Pokiwała głową na stwierdzenie, że to było poniżej pasa. Było. A mogło być bardziej. Mogła, na przykład, kopnąć go jeszcze w jaja na zachętę do przeruchania tamtej laski. Na pewno napaliłby się jeszcze bardziej.
— Skończony kretyn – burknęła na komentarz jeszcze na temat Alexa, nim wyrzuciła dopalonego peta za balustradę wieży. Chrzanić go. Miała nadzieję, że kiedyś sam będzie musiał się zmierzyć z własnymi demonami, cokolwiek nimi było. Nie zamierzała, w przeciwieństwie do niego, przykładać do tego ręki, ale serdecznie mu tego życzyła.
Niech chociaż raz poczuje się mały i nieznaczący w tym całym świecie gówna.
Spojrzała na Hiroshiego w lekkim poczuciu zaskoczenia. W tym wszystkim nie sądziła, że chłopak miał wyrzuty sumienia, bo się zmył. Sama zapewne by to zrobiła, gdyby cała afera nie kręciła się wokół niej i… i gdyby nie była Alice, która potrafiła stać jak słup i przyjąć na siebie wszystkie ciosy w milczeniu. Czasem nawet się odwinąć, ugryźć słownie tam, gdzie bolało, trafić ripostą.
Więc w sumie gdyby nie była sobą.
Ale tak czy siak, nie uważała tego za jakąś wielką zdradę stanu. Zdawało jej się to nawet rozsądne w obecnej sytuacji. A to, że ona nie spierdoliła w podskokach, zanim jeszcze Alex otworzył oczy, to świadczyło tylko o niej.
— Twoja obecność nie zmieniłaby tam dosłownie nic – wzruszyła ramionami, zwracając się przodem do balustrady. – Gnój musiał się wyżyć. Nie musisz się go bać, teraz mnie zamorduje chętniej niż Ciebie – stwierdziła, zadzierając nieco podbródek, aby zerknąć w niebo. – Przyzwyczaiłam się już do otoczenia skurwysynów, którzy myślą tylko o własnym fiucie.
W tym przypadku Alex nie różnił się niczym od zasranego Clyde’a. Może poza tym, że Clyde jeszcze perfidnie szantażował, a Alex miał chęć zamordować za nieposłuszeństwo.
Mimo wszystko Alex wydawał jej się mniejszym i mniej szkodliwym złem. Nie znał jej czułych punktów. Nie wiedział, gdzie uderzyć. Jedyne, co mógł jej zrobić, to wyskoczyć do niej z łapami… A to nie było w jego stylu. Owszem, dotknął ją kilka razy, kilka razy mu się też odwinęła, ale nie było to… z tą intencją.
W jego oczach – tak jak i pewnie w oczach Valeriana i Hiroshiego – była bezpłciowa. Była kumplem z długimi włosami. I to jej pasowało.
Bo cholera, to było w chuj niesprawiedliwe! Ona wykonywała idiotyczne zadanie Valeriana, a przypadkiem oblała Alexa i to była jej wina, tak? No spoko. Tylko że kiedy on zlecał jej zadanie do wykonania i Mickey wystartował ku niej z łapami, to już nie była jego wina, nie on był odpowiedzialny, on rączki miał czyste, tak? Bullshit! To działało dokładnie tak samo, a że nie umiał się przyznać do błędu i w tym momencie był bardziej gówniarski niż oni sami, to już jego problem.
Pokiwała głową na stwierdzenie, że to było poniżej pasa. Było. A mogło być bardziej. Mogła, na przykład, kopnąć go jeszcze w jaja na zachętę do przeruchania tamtej laski. Na pewno napaliłby się jeszcze bardziej.
— Skończony kretyn – burknęła na komentarz jeszcze na temat Alexa, nim wyrzuciła dopalonego peta za balustradę wieży. Chrzanić go. Miała nadzieję, że kiedyś sam będzie musiał się zmierzyć z własnymi demonami, cokolwiek nimi było. Nie zamierzała, w przeciwieństwie do niego, przykładać do tego ręki, ale serdecznie mu tego życzyła.
Niech chociaż raz poczuje się mały i nieznaczący w tym całym świecie gówna.
Spojrzała na Hiroshiego w lekkim poczuciu zaskoczenia. W tym wszystkim nie sądziła, że chłopak miał wyrzuty sumienia, bo się zmył. Sama zapewne by to zrobiła, gdyby cała afera nie kręciła się wokół niej i… i gdyby nie była Alice, która potrafiła stać jak słup i przyjąć na siebie wszystkie ciosy w milczeniu. Czasem nawet się odwinąć, ugryźć słownie tam, gdzie bolało, trafić ripostą.
Więc w sumie gdyby nie była sobą.
Ale tak czy siak, nie uważała tego za jakąś wielką zdradę stanu. Zdawało jej się to nawet rozsądne w obecnej sytuacji. A to, że ona nie spierdoliła w podskokach, zanim jeszcze Alex otworzył oczy, to świadczyło tylko o niej.
— Twoja obecność nie zmieniłaby tam dosłownie nic – wzruszyła ramionami, zwracając się przodem do balustrady. – Gnój musiał się wyżyć. Nie musisz się go bać, teraz mnie zamorduje chętniej niż Ciebie – stwierdziła, zadzierając nieco podbródek, aby zerknąć w niebo. – Przyzwyczaiłam się już do otoczenia skurwysynów, którzy myślą tylko o własnym fiucie.
W tym przypadku Alex nie różnił się niczym od zasranego Clyde’a. Może poza tym, że Clyde jeszcze perfidnie szantażował, a Alex miał chęć zamordować za nieposłuszeństwo.
Mimo wszystko Alex wydawał jej się mniejszym i mniej szkodliwym złem. Nie znał jej czułych punktów. Nie wiedział, gdzie uderzyć. Jedyne, co mógł jej zrobić, to wyskoczyć do niej z łapami… A to nie było w jego stylu. Owszem, dotknął ją kilka razy, kilka razy mu się też odwinęła, ale nie było to… z tą intencją.
W jego oczach – tak jak i pewnie w oczach Valeriana i Hiroshiego – była bezpłciowa. Była kumplem z długimi włosami. I to jej pasowało.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.