18-09-2021, 10:48 PM
Nie chciał rozpatrywać tej sytuacji nadmiernie. Nie spodziewał się, że nie będzie tego wieczoru sam, ale skoro już trafiło się towarzystwo Alice i atmosfera była tak zupełnie różna od ich jakichkolwiek innych spotkań, to nie było co rozmyślać nad tym przesadnie. Byli tu obydwoje i nawet rozmawiali jak całkiem cywilizowani ludzie. Może i to całkowicie sprzeczne z wizerunkiem, jaki Alex podtrzymuje, ale nie obawiał się, że nagle przez tę jedną dziewczynę ogólna obiegowa opinia na jego temat się zmieni. Jeśli w ogóle komukolwiek by powiedziała - a zakładał, że nie powie z wielu powodów - to pewnie nikt by jej nie uwierzył.
Tym lepiej, bo nie czuł się nawet zbytnio na siłach na bycie codziennym skurwysynem.
- Jak już skończysz siedemnaście lat i będziesz mogła używać czarów poza szkołą, wtedy dopiero będzie miał frajdę. - Spróbował wyobrazić sobie takiego szczyla z fascynacją obserwującego durnowate Lumos. On sam na początku obserwował jakiekolwiek zaklęcia z rozdziawioną gębą, bo to tak bardzo zmieniało cały świat dookoła i zarazem tak niewiele w jego własnym zjebanym życiu, że nasuwało się pytanie "i na chuj komu taka magia?".
Poczuł ulgę, kiedy Alice nie drążyła tematu jego braku rodzeństwa. Domyślała się, czy też nie (raczej sądził, że nie, ale przecież w jej głowie nie siedzi, wiec skąd miałby wiedzieć) prawdziwego podłoża tych słów, Alexowi naprawdę po prostu ulżyło, bo nie musiał ani ignorować jej, ani wyganiać z dachu, ani sam z dachu schodzić. Chwała jej za to, choć nie podejrzewał, że potrafiłaby być wyrozumiała. Cóż, to tylko bardzo pokazuje, jak niewiele o sobie nawzajem wiedzą, pomimo trzymania się razem od trzech lat.
Nie protestował, kiedy zatrzymała skręta na chwilę dłużej. Czuł zbawienny wpływ poprzednich trzech wypalonych w pojedynkę, przyjemne otępienie zmęczonego umysłu, więc i coraz mniej przeszkadzało mu nie tylko towarzystwo i melancholijna atmosfera, ale również naginanie własnych zasad względem traktowania i podejścia do innych, łącznie z gówniakami. A tak konkretniej w tej chwili to tej jednej smarkuli. Odebrał przekazanego magicznego papieroska i zaciągnął się niemal od razu, zatrzymując na chwilę dym w płucach.
- Jak potrzebujesz, to wiesz, że załatwię. - Może przez ostatnie dwa tygodnie by nie załatwił, ale odkąd miał możliwość czy załatwienia zioła, czy też alkoholu, to nie odmawiał ani jej, ani Valerianowi, ani Hiro kiedy mieli ochotę na którąś z używek. Jako ten najstarszy kupował im fajki i trunki, oczywiście za ich pieniądze, a jaranie załatwiał za darmo, bo sam nic za to nie płacił, wystarczyło wiedzieć gdzie rośnie, kiedy zebrać i kiedy można palić. Nie mniej, przypomniał jej w tej chwili, że mogła na niego liczyć pod tym względem, tak jak przed tą felerną imprezą.
Przez sekundę chciał jej odpowiedzieć, że w razie głodu mają tę czekoladową żabę, ale równie szybko ta myśl rozpłynęła się pod powiedzą, że przecież Alice słodyczy nie lubi. Cóż, pozostawało zabijać głód alkoholem, albo... no właśnie, wyprawa do kuchni, którą zaproponowała niemal od razu. Jakoś nie brał nawet pod uwagę opcji zejścia na kolację, byłą w tej chwili tak samo abstrakcyjna, jak cały ten dziwny wieczór. Tym bardziej, że nie czuł głodu, spodziewał się w ogóle nie poczuć.
Pokręcił powoli przecząco głową, zatrzymując ją w takiej pozycji, że mógł spojrzeć na leżącą obok dziewczynę.
- Schodzenie tyle pięter w dół w środku nocy tylko po to, żeby zostać obskoczonym przez nachalne i przekrzykujące się skrzaty w celu wydębienia czegokolwiek do zjedzenia chyba nie jest warte zachodu. - Nie wspominając o tym, że już jest trochę zjarany, a po obaleniu whisky będzie dodatkowo pijany. Jedyne co będzie miał wtedy w głowie to łóżko i pijacki sen do rana. Wtedy dopiero będzie się martwił o kaca i jedzenie. - Tego questa będziesz musiała wykonać sama. Chyba że zalewanie głoda alkoholem ci pomoże, na to jest remedium. - Poklepał leżącą obok siebie butelkę whisky, sugerując podzielenie się trunkiem jeśli będzie chciała.
Właściwie dochodził do wniosku, że całkiem przyjemnie było nie spędzać tego wieczoru w samotności. Zapijanie melancholii do tej pory uważał za sport indywidualny, ale może jednak z dobrym towarzystwem rezultaty będą... lepsze? Ciekawe, że to właśnie Alice była takim towarzystwem, zupełnie jakby ta ich kłótnia w jakiś sposób oczyściła atmosferę pomiędzy nimi i zrobiła miejsce na coś... coś innego. Zrozumienie?
Tym lepiej, bo nie czuł się nawet zbytnio na siłach na bycie codziennym skurwysynem.
- Jak już skończysz siedemnaście lat i będziesz mogła używać czarów poza szkołą, wtedy dopiero będzie miał frajdę. - Spróbował wyobrazić sobie takiego szczyla z fascynacją obserwującego durnowate Lumos. On sam na początku obserwował jakiekolwiek zaklęcia z rozdziawioną gębą, bo to tak bardzo zmieniało cały świat dookoła i zarazem tak niewiele w jego własnym zjebanym życiu, że nasuwało się pytanie "i na chuj komu taka magia?".
Poczuł ulgę, kiedy Alice nie drążyła tematu jego braku rodzeństwa. Domyślała się, czy też nie (raczej sądził, że nie, ale przecież w jej głowie nie siedzi, wiec skąd miałby wiedzieć) prawdziwego podłoża tych słów, Alexowi naprawdę po prostu ulżyło, bo nie musiał ani ignorować jej, ani wyganiać z dachu, ani sam z dachu schodzić. Chwała jej za to, choć nie podejrzewał, że potrafiłaby być wyrozumiała. Cóż, to tylko bardzo pokazuje, jak niewiele o sobie nawzajem wiedzą, pomimo trzymania się razem od trzech lat.
Nie protestował, kiedy zatrzymała skręta na chwilę dłużej. Czuł zbawienny wpływ poprzednich trzech wypalonych w pojedynkę, przyjemne otępienie zmęczonego umysłu, więc i coraz mniej przeszkadzało mu nie tylko towarzystwo i melancholijna atmosfera, ale również naginanie własnych zasad względem traktowania i podejścia do innych, łącznie z gówniakami. A tak konkretniej w tej chwili to tej jednej smarkuli. Odebrał przekazanego magicznego papieroska i zaciągnął się niemal od razu, zatrzymując na chwilę dym w płucach.
- Jak potrzebujesz, to wiesz, że załatwię. - Może przez ostatnie dwa tygodnie by nie załatwił, ale odkąd miał możliwość czy załatwienia zioła, czy też alkoholu, to nie odmawiał ani jej, ani Valerianowi, ani Hiro kiedy mieli ochotę na którąś z używek. Jako ten najstarszy kupował im fajki i trunki, oczywiście za ich pieniądze, a jaranie załatwiał za darmo, bo sam nic za to nie płacił, wystarczyło wiedzieć gdzie rośnie, kiedy zebrać i kiedy można palić. Nie mniej, przypomniał jej w tej chwili, że mogła na niego liczyć pod tym względem, tak jak przed tą felerną imprezą.
Przez sekundę chciał jej odpowiedzieć, że w razie głodu mają tę czekoladową żabę, ale równie szybko ta myśl rozpłynęła się pod powiedzą, że przecież Alice słodyczy nie lubi. Cóż, pozostawało zabijać głód alkoholem, albo... no właśnie, wyprawa do kuchni, którą zaproponowała niemal od razu. Jakoś nie brał nawet pod uwagę opcji zejścia na kolację, byłą w tej chwili tak samo abstrakcyjna, jak cały ten dziwny wieczór. Tym bardziej, że nie czuł głodu, spodziewał się w ogóle nie poczuć.
Pokręcił powoli przecząco głową, zatrzymując ją w takiej pozycji, że mógł spojrzeć na leżącą obok dziewczynę.
- Schodzenie tyle pięter w dół w środku nocy tylko po to, żeby zostać obskoczonym przez nachalne i przekrzykujące się skrzaty w celu wydębienia czegokolwiek do zjedzenia chyba nie jest warte zachodu. - Nie wspominając o tym, że już jest trochę zjarany, a po obaleniu whisky będzie dodatkowo pijany. Jedyne co będzie miał wtedy w głowie to łóżko i pijacki sen do rana. Wtedy dopiero będzie się martwił o kaca i jedzenie. - Tego questa będziesz musiała wykonać sama. Chyba że zalewanie głoda alkoholem ci pomoże, na to jest remedium. - Poklepał leżącą obok siebie butelkę whisky, sugerując podzielenie się trunkiem jeśli będzie chciała.
Właściwie dochodził do wniosku, że całkiem przyjemnie było nie spędzać tego wieczoru w samotności. Zapijanie melancholii do tej pory uważał za sport indywidualny, ale może jednak z dobrym towarzystwem rezultaty będą... lepsze? Ciekawe, że to właśnie Alice była takim towarzystwem, zupełnie jakby ta ich kłótnia w jakiś sposób oczyściła atmosferę pomiędzy nimi i zrobiła miejsce na coś... coś innego. Zrozumienie?