18-09-2021, 11:48 PM
Uśmiechnęła się pod nosem – choć było to tragicznie smutny uśmiech.
— Tak. Nie tylko on – westchnęła, wlepiając dość puste spojrzenie w ciemniejące niebo.
Alex mógł to interpretować jak chciał – że chciała robić sztuczki dla brata czy coś w tym rodzaju. Prawdą było, że czekała, aż skończy siedemnaście lat i będzie w stanie obronić się przed Clydem. Aż będzie mogła unieść przeciw niemu różdżkę i rzucić zaklęcie, które zada mu tyle samo bólu, co on zadawał jej przez wszystkie te lata nieustających cierpień.
A potem go zabije.
Może niemało było na świecie osób, których Alice by nie znosiła, ale tylko ta jedna wyróżniała się na ich tle tym, że autentycznie życzyła jej śmierci. Miała chęć patrzeć jak zdycha w męczarniach, jak gasną ostatnie promienie życia w jego oczach.
Aż ten potwór nareszcie po prostu zniknie. Aż jej piekło się skończy.
Nie wiedziała, co zrobi potem. Nie wiedziała, skąd weźmie pieniądze na utrzymanie siebie i swojej rodziny. Przede wszystkim Tima. Nie wiedziała, co powie, gdy zaczną się pytania o to, co się stało z Clydem. Za każdym razem, gdy o tym myślała, nie przychodził jej do głowy żaden plan. Każda myśl skupiała się wokół śmierci bydlaka.
Co się robi, gdy okowy cierpienia spadają i nareszcie można poczuć się wolnym?...
Zerknęła na Alexa, gdy odezwał się kolejny raz. I kolejny raz nieco ją zaskoczył. W sensie… tak, wiedziała, że gdyby tylko go poprosiła (i nie byliby na siebie akurat śmiertelnie obrażeni), to by jej to ogarnął. Robił to w końcu od lat i nie skąpił im ani alkoholu, ani innych używek. Tylko… dlaczego to mówił? Po co to powtarzał właśnie teraz, w takim momencie?
Może chciał powiedzieć po prostu cokolwiek. A może chciał być miły. To było niesamowite – bo nawet nie zaczęła jarać, kiedy Alex faktycznie, w jej mniemaniu, próbował być… miły. Niewiarygodne. Nie wierzyła prawie, że może umieć taki być. Że ma swoją bardziej normalną i spokojniejszą stronę.
I że faktycznie może chcieć okazywać komuś wsparcie. Nawet jeśli jedynie przez załatwianie zioła.
Zaśmiała się pod nosem, przekręcając nieco głowę tak, aby móc swobodnie spojrzeć na Alexa. No dobra, gdy tak przedstawiał sprawę, to faktycznie ten pomysł nie wydawał się tak genialny jak jeszcze przed chwilą w jej głowie. Jeśli trochę popiją albo popalą, to mogą jej siąść nerwy przez jakiś dodatkowy pisk, krzyk, skrzek, albo opierdalanie przez prefekta, bo na pewno siądzie jej czujność.
— Nie mam pojęcia, ale jak zdechnę z głodu, będziesz miał mnie na sumieniu – rzuciła żartobliwym tonem, unosząc palec, jakby chciała mu dodatkowo pogrozić.
Może jej się zdawało, może była bardziej wrażliwa na używki, ale atmosfera się chyba i nieco oczyściła, i rozluźniła. Przynajmniej ona czuła się nieco swobodniej w jego towarzystwie. Na tyle swobodnie, aby na moment zawiesić się, gdy jej wzrok spoczął na pierwszej migoczącej tego wieczoru gwieździe. Przynajmniej pierwszej, jaką dostrzegła. A zaraz przekręciła się na bok. Jakiś medyk czy ktoś po kursie pierwszej pomocy skomentowałby, że to bardzo ładna pozycja boczna, ale jej akurat tak było wygodnie – z ramieniem pod głową, po którym rozsypały się jej jasne włosy z różowym pasmem, z drugą dłonią nieopodal brzucha, nieco wysuniętą w stronę Alexa, i zgiętym kolanem.
— Wiesz, nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy – stwierdziła.
W normalnych okolicznościach pogratulowałaby sobie odwagi lub braku instynktu samozachowawczego. Ale miała wrażenie, że może pozwolić sobie na nieco więcej tego wieczoru. Zwłaszcza po tym, jak zaczęli się przed sobą nieco otwierać, a skorupki, którymi się otoczyli, zostały naruszone.
— Potrafisz być zajebiście miłym facetem – powiedziała, a po krótkiej pauzie uniosła nieco dłoń, dorzucając: - Nie, żebym zamierzała Ci psuć opinię publiczną, gówno mnie obchodzą ploteczki, a tym bardziej obrabianie komuś dupy czy coś w ten deseń. Ale tak teraz, między nami… Gdy tutaj przyszedłeś, jeszcze czułam, że jesteś na mnie wkurwiony, a mimo wszystko podzieliłeś się ze mną własną whisky, palisz ze mną skręta, a w dodatku rozmawiamy, no… jak normalni ludzie. Więc dlaczego na co dzień zachowujesz się jak ostatni buc? – zmarszczyła lekko brwi. – Nawet chrzanić innych ludzi, jak dla mnie możesz ich wszystkich wytłuc, ale chodzi mi… o nas. Mnie, Hiroshiego, albo Valeriana.
W normalnych warunkach właśnie pogratulowałaby sobie odwagi. Ba! W normalnych warunkach w ogóle nie zadałaby tego pytania! Ale już ustaliła, że to nie były normalne warunki, ani normalny dzień, ani normalne okoliczności…
Nic w tym nie było normalnego.
Może faktycznie znaleźli się w Krainie Czarów.
— Tak. Nie tylko on – westchnęła, wlepiając dość puste spojrzenie w ciemniejące niebo.
Alex mógł to interpretować jak chciał – że chciała robić sztuczki dla brata czy coś w tym rodzaju. Prawdą było, że czekała, aż skończy siedemnaście lat i będzie w stanie obronić się przed Clydem. Aż będzie mogła unieść przeciw niemu różdżkę i rzucić zaklęcie, które zada mu tyle samo bólu, co on zadawał jej przez wszystkie te lata nieustających cierpień.
A potem go zabije.
Może niemało było na świecie osób, których Alice by nie znosiła, ale tylko ta jedna wyróżniała się na ich tle tym, że autentycznie życzyła jej śmierci. Miała chęć patrzeć jak zdycha w męczarniach, jak gasną ostatnie promienie życia w jego oczach.
Aż ten potwór nareszcie po prostu zniknie. Aż jej piekło się skończy.
Nie wiedziała, co zrobi potem. Nie wiedziała, skąd weźmie pieniądze na utrzymanie siebie i swojej rodziny. Przede wszystkim Tima. Nie wiedziała, co powie, gdy zaczną się pytania o to, co się stało z Clydem. Za każdym razem, gdy o tym myślała, nie przychodził jej do głowy żaden plan. Każda myśl skupiała się wokół śmierci bydlaka.
Co się robi, gdy okowy cierpienia spadają i nareszcie można poczuć się wolnym?...
Zerknęła na Alexa, gdy odezwał się kolejny raz. I kolejny raz nieco ją zaskoczył. W sensie… tak, wiedziała, że gdyby tylko go poprosiła (i nie byliby na siebie akurat śmiertelnie obrażeni), to by jej to ogarnął. Robił to w końcu od lat i nie skąpił im ani alkoholu, ani innych używek. Tylko… dlaczego to mówił? Po co to powtarzał właśnie teraz, w takim momencie?
Może chciał powiedzieć po prostu cokolwiek. A może chciał być miły. To było niesamowite – bo nawet nie zaczęła jarać, kiedy Alex faktycznie, w jej mniemaniu, próbował być… miły. Niewiarygodne. Nie wierzyła prawie, że może umieć taki być. Że ma swoją bardziej normalną i spokojniejszą stronę.
I że faktycznie może chcieć okazywać komuś wsparcie. Nawet jeśli jedynie przez załatwianie zioła.
Zaśmiała się pod nosem, przekręcając nieco głowę tak, aby móc swobodnie spojrzeć na Alexa. No dobra, gdy tak przedstawiał sprawę, to faktycznie ten pomysł nie wydawał się tak genialny jak jeszcze przed chwilą w jej głowie. Jeśli trochę popiją albo popalą, to mogą jej siąść nerwy przez jakiś dodatkowy pisk, krzyk, skrzek, albo opierdalanie przez prefekta, bo na pewno siądzie jej czujność.
— Nie mam pojęcia, ale jak zdechnę z głodu, będziesz miał mnie na sumieniu – rzuciła żartobliwym tonem, unosząc palec, jakby chciała mu dodatkowo pogrozić.
Może jej się zdawało, może była bardziej wrażliwa na używki, ale atmosfera się chyba i nieco oczyściła, i rozluźniła. Przynajmniej ona czuła się nieco swobodniej w jego towarzystwie. Na tyle swobodnie, aby na moment zawiesić się, gdy jej wzrok spoczął na pierwszej migoczącej tego wieczoru gwieździe. Przynajmniej pierwszej, jaką dostrzegła. A zaraz przekręciła się na bok. Jakiś medyk czy ktoś po kursie pierwszej pomocy skomentowałby, że to bardzo ładna pozycja boczna, ale jej akurat tak było wygodnie – z ramieniem pod głową, po którym rozsypały się jej jasne włosy z różowym pasmem, z drugą dłonią nieopodal brzucha, nieco wysuniętą w stronę Alexa, i zgiętym kolanem.
— Wiesz, nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy – stwierdziła.
W normalnych okolicznościach pogratulowałaby sobie odwagi lub braku instynktu samozachowawczego. Ale miała wrażenie, że może pozwolić sobie na nieco więcej tego wieczoru. Zwłaszcza po tym, jak zaczęli się przed sobą nieco otwierać, a skorupki, którymi się otoczyli, zostały naruszone.
— Potrafisz być zajebiście miłym facetem – powiedziała, a po krótkiej pauzie uniosła nieco dłoń, dorzucając: - Nie, żebym zamierzała Ci psuć opinię publiczną, gówno mnie obchodzą ploteczki, a tym bardziej obrabianie komuś dupy czy coś w ten deseń. Ale tak teraz, między nami… Gdy tutaj przyszedłeś, jeszcze czułam, że jesteś na mnie wkurwiony, a mimo wszystko podzieliłeś się ze mną własną whisky, palisz ze mną skręta, a w dodatku rozmawiamy, no… jak normalni ludzie. Więc dlaczego na co dzień zachowujesz się jak ostatni buc? – zmarszczyła lekko brwi. – Nawet chrzanić innych ludzi, jak dla mnie możesz ich wszystkich wytłuc, ale chodzi mi… o nas. Mnie, Hiroshiego, albo Valeriana.
W normalnych warunkach właśnie pogratulowałaby sobie odwagi. Ba! W normalnych warunkach w ogóle nie zadałaby tego pytania! Ale już ustaliła, że to nie były normalne warunki, ani normalny dzień, ani normalne okoliczności…
Nic w tym nie było normalnego.
Może faktycznie znaleźli się w Krainie Czarów.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.