19-09-2021, 01:27 AM
Nijak nie zinterpretował jej odpowiedzi. Akurat nawet na nią nie patrzył, więc umknął mu ten smutny uśmiech i jedynie usłyszał względnie neutralne słowa. Z pewnością nie tylko Tim będzie miał frajdę, bo chyba każdy czarodziej wyczekiwał tego momentu, kiedy będzie mógł w końcu rzucać zaklęcia poza szkołą, choćby dla ułatwienia sobie życia codziennego. Uznał to za całkiem normalną odpowiedź typową dla ucznia Hogwartu. Nawet jeśli mógłby podejrzewać, że kryje się za tym coś więcej choćby przez wzgląd na to, że Alice miała jakąś traumę szpecącą nastoletni umysł (nie istotne, że nie wiedział jaką), nie połączył tego tak bezpośrednio. Czy jakby miał trzeźwy, nie otumaniony ziołem umysł, to zauważyłby głębsze znaczenie jej słów? Może. A może nie.
Parsknął krótko na jej stwierdzenie, że będzie ją miał na sumieniu. Było to coś pomiędzy rozbawieniem a typową dla Alexa pogardą, ale wbrew pozorom nie było w tym nic negatywnego. Prawie tak, jakby przedrzeźniał się z Alice całkiem świadomie. Cóż, rozluźnienie po kilku skrętach wyraźnie dawało mu się we znaki. Zjaranie się przez upiciem to była dobra decyzja, mógł sobie pogratulować.
- Zakładając, że w ogóle mam sumienie. - Czy kiedykolwiek miał jakieś wyrzuty sumienia? Nie przypominał sobie. Nawet jeśli teraz żartowali, to mimo wszystko pozostał w tym szczery! Alice na pewno też mogłaby z powodzeniem stwierdzić ,że Alex sumienia po prostu nie posiada.
Przez moment powstałej ciszy wpatrzył się znowu w coraz bardziej granatowe niebo. Słońce zniknęło za horyzontem, wiec ciemność też coraz odważniej obejmowała okolicę. A wraz z nią spadająca stopniowo temperatura. Mimo to nadal nie czuł chłodu.
Powoli i z ukontentowaniem zaciągnął się kolejnym buchem, bardziej słysząc niż widząc jak obok niego Alice zmienia pozycję. I dopiero kiedy się odezwała, zaczął wypuszczać dym przez nos i z uniesionymi pytająco brwiami przekręcił głowę, żeby na nią spojrzeć. Mógł spodziewać się chyba wszystkiego, ale totalnie nie podejrzewał tych słów, które usłyszał. Przez pierwsze sekundy w ogóle myślał, że mu się przesłyszało, że przecież w normalnych warunkach Alice raczej nie odważyłaby się na taką bezczelną bezpośredniość. No właśnie, w normalnych warunkach...
Ku własnemu zdziwieniu irytacja pobudzona jej wypowiedział nie wybuchła ogniem piekielnym, północne wiatry nie rozbuchały jej do rozmiarów pożaru wściekłości. Nie. Zatliła się lekko malutkim płomyczkiem, żeby zaraz zgasnąć pod pierzynką otępionego ziołem umysłu. Był zbyt zrelaksowany i rozleniwiony, żeby wkurwić się za coś, za co normalnie pewnie potraktowałby ją agresywnymi słowami.
Jak miał do tego podejść? Jak odpowiedzieć? I co, do kurwy nędzy, się stało, że gówniaki stały się takie zuchwałe wobec niego?
Milczał przez dobre kilka sekund, zaciskając nieco nieświadomie szczęki w niespodziewanym zmieszaniu tą pojebaną sytuacją. Opierdolić ją? Zignorować? Zrzucić z dachu? Już sam wcześniej zasugerował, że nie ma sumienia.
Nie zrobił nic z tych rzeczy, a w zamian... wyciągnął w jej stronę kończącego się skręta.
- Pal, nie pierdol. - Chciał, żeby zabrzmiało to jak ucięcie tematu, ale zabrakło w jego tonie ostrej nuty sugerującej niebezpieczeństwo zagłębiania się w tę kwestię. Nie powie jej przecież, że jest bucem, bo naprawdę chce przygotować ich do swojej nieobecności w przyszłym roku, bo powinni trzymać się razem i być sobie lojalni. Bo obawiał się, że przyzwyczaił się do nich za bardzo i zakończenie Hogwartu obudzi te wszystkie demony, których nie chciał budzić.
Nie mógł przecież przyznać się, że woli żeby go znienawidzili, wszyscy razem, solidarnie, bo to umocni ich jako grupę, a jemu da łatwą drogę ucieczki przed własnymi lękami. Lepiej być znienawidzonym na własne życzenie i z własnej winy, niż porzuconym przez nieobecność.
- Wszystko ma jakiś morał, pod warunkiem, że umiesz go znaleźć. - W sumie nie dał jej jasnej odpowiedzi, pewnie nawet nic nią nie wyjaśnił, ale czy potrafiłby w ogóle wyjaśnić?
Parsknął krótko na jej stwierdzenie, że będzie ją miał na sumieniu. Było to coś pomiędzy rozbawieniem a typową dla Alexa pogardą, ale wbrew pozorom nie było w tym nic negatywnego. Prawie tak, jakby przedrzeźniał się z Alice całkiem świadomie. Cóż, rozluźnienie po kilku skrętach wyraźnie dawało mu się we znaki. Zjaranie się przez upiciem to była dobra decyzja, mógł sobie pogratulować.
- Zakładając, że w ogóle mam sumienie. - Czy kiedykolwiek miał jakieś wyrzuty sumienia? Nie przypominał sobie. Nawet jeśli teraz żartowali, to mimo wszystko pozostał w tym szczery! Alice na pewno też mogłaby z powodzeniem stwierdzić ,że Alex sumienia po prostu nie posiada.
Przez moment powstałej ciszy wpatrzył się znowu w coraz bardziej granatowe niebo. Słońce zniknęło za horyzontem, wiec ciemność też coraz odważniej obejmowała okolicę. A wraz z nią spadająca stopniowo temperatura. Mimo to nadal nie czuł chłodu.
Powoli i z ukontentowaniem zaciągnął się kolejnym buchem, bardziej słysząc niż widząc jak obok niego Alice zmienia pozycję. I dopiero kiedy się odezwała, zaczął wypuszczać dym przez nos i z uniesionymi pytająco brwiami przekręcił głowę, żeby na nią spojrzeć. Mógł spodziewać się chyba wszystkiego, ale totalnie nie podejrzewał tych słów, które usłyszał. Przez pierwsze sekundy w ogóle myślał, że mu się przesłyszało, że przecież w normalnych warunkach Alice raczej nie odważyłaby się na taką bezczelną bezpośredniość. No właśnie, w normalnych warunkach...
Ku własnemu zdziwieniu irytacja pobudzona jej wypowiedział nie wybuchła ogniem piekielnym, północne wiatry nie rozbuchały jej do rozmiarów pożaru wściekłości. Nie. Zatliła się lekko malutkim płomyczkiem, żeby zaraz zgasnąć pod pierzynką otępionego ziołem umysłu. Był zbyt zrelaksowany i rozleniwiony, żeby wkurwić się za coś, za co normalnie pewnie potraktowałby ją agresywnymi słowami.
Jak miał do tego podejść? Jak odpowiedzieć? I co, do kurwy nędzy, się stało, że gówniaki stały się takie zuchwałe wobec niego?
Milczał przez dobre kilka sekund, zaciskając nieco nieświadomie szczęki w niespodziewanym zmieszaniu tą pojebaną sytuacją. Opierdolić ją? Zignorować? Zrzucić z dachu? Już sam wcześniej zasugerował, że nie ma sumienia.
Nie zrobił nic z tych rzeczy, a w zamian... wyciągnął w jej stronę kończącego się skręta.
- Pal, nie pierdol. - Chciał, żeby zabrzmiało to jak ucięcie tematu, ale zabrakło w jego tonie ostrej nuty sugerującej niebezpieczeństwo zagłębiania się w tę kwestię. Nie powie jej przecież, że jest bucem, bo naprawdę chce przygotować ich do swojej nieobecności w przyszłym roku, bo powinni trzymać się razem i być sobie lojalni. Bo obawiał się, że przyzwyczaił się do nich za bardzo i zakończenie Hogwartu obudzi te wszystkie demony, których nie chciał budzić.
Nie mógł przecież przyznać się, że woli żeby go znienawidzili, wszyscy razem, solidarnie, bo to umocni ich jako grupę, a jemu da łatwą drogę ucieczki przed własnymi lękami. Lepiej być znienawidzonym na własne życzenie i z własnej winy, niż porzuconym przez nieobecność.
- Wszystko ma jakiś morał, pod warunkiem, że umiesz go znaleźć. - W sumie nie dał jej jasnej odpowiedzi, pewnie nawet nic nią nie wyjaśnił, ale czy potrafiłby w ogóle wyjaśnić?