19-09-2021, 03:11 AM
Jeśli dobrze pomyśleć, to jak dotąd nigdy nie jarali i nie pili whisky tylko oni dwoje, zawsze był albo sam, albo byli z nimi Hiro i Valerian. Ewentualnie jeden z nich. Poza tym melancholijne nastroje Alex zachowywał dla siebie samego, zrządzeniem losu dzisiaj trafił na Alice w swojej samotni. Może gdyby kiedyś wcześniej nadarzyła się okazja do wspólnego palenia skrętów i zalewania nostalgii wysokoprocentowymi trunkami, to teraz nie byłoby tylu zdziwień i zaskoczenia po obydwóch stronach? Niby lepiej późno, niż wcale, ale czy dla kogoś nie chcącego zażyłości "późno" nie było aby gorszą opcją od "wcale"?
Słowa Alice miały nawet jakiś sens. Albo raczej miałyby, gdyby Alex naprawdę wiedział gdzie leżą granice jego sumienia. Do tej pory tam nie dotarł, a jedyne czego się póki co nie dopuścił, to morderstwo. I gwałt. Jakby miał obstawiać, to własne życie postawiłby na to, że prędzej dopuści się morderstwa, niż gwałtu. Może to właśnie ta jego granica?
- Nadal do granicy nie dotarłem, dla bezpieczeństwa uznajmy, że jednak sumienia nie mam. - Nie spieszył się jakoś do prezentowania swoich przemyśleń, wolał zostawić to w prostych ramach bycia skurwysynem bez skrupułów.
Może jakby nie był zjarany i nie piłby whisky, to jego sumienie zostałoby wystawione na próbę po tej zuchwałości Alice - zrzucić ją z dachu, czy nie zrzucić? Nastraszyć, że ją zrzuci? Otumaniony umysł był zbyt rozleniwiony, żeby rozpatrywać tak ekstremalne formy obrony swojego wizerunku bydlaka bez uczuć. Co więcej, cisza bez odpowiedzi na jego zawiłą wypowiedź nie wnoszącą zbyt wiele do wyjaśnienia swojej postawy, zdawała się w tej chwili brzęczeć w uszach w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję. Jego lub Alicji. A dziewczyna zdawała się nie widzieć nawet jak ma się do tego ustosunkować.
Żując w ustach przekleństwa, przez chwilę przyglądał się w bezruchu, jak pali malejącego skręta. Dla równowagi chwycił butelkę whisky, odkręcił i napił się, jakby miało to rozwiać dziwne uczucie budujące się gdzieś w środku. Uczucie samoistnie stawiające fundamenty na potrzebie bycia zrozumianym.
Wtf brain?
Nabrał nieco gwałtowniej powietrze w płuca, po czym zatrzymał je tak, jakby zaraz miał wyrzucić z siebie potok słów. Ale jak miał zacząć? Jak to wyjaśnić, żeby nie wyjść na kogoś innego, niż w rzeczywistości jest? A może to właśnie było kim jest, a rzeczywistość zależała od punktu widzenia? No bo co, jeśli wszystko było czymś innym, niż tak naprawdę jest, a nie jest tym, czym być powinno?
Wypuścił powietrze tak, jakby jakiś ciężar przeszkadzał mu w swobodnym oddychaniu. Odwrócił spojrzenie na coraz bardziej rozgwieżdżone niebo, żeby nie patrzeć na nią. Z jakiegoś powodu mówienie okazało się wtedy łatwiejsze.
- To mój ostatni rok w Hogwarcie, wy nadal tu zostajecie. Powinniście móc polegać tylko na sobie, bo razem łatwiej będzie wam zmierzyć się nawet z najgorszymi szujami. A gorzej niż na mnie raczej nie traficie. - Nawet jeśli nie powiedział całej prawdy, to byłą to jej duża część. Wybrał tę najbezpieczniejszą, bez zagłębiania się w swoje problemy i prezentowanie osobistych demonów. Na to nawet w kompletnym zjaraniu i zapiciu by się nie zdecydował.
Ale zrobiło mu się jakoś... lżej? Może. A może to dlatego, że wypity przed chwilą łyk whisky zaczął przyjemnie rozgrzewać żołądek.
Słowa Alice miały nawet jakiś sens. Albo raczej miałyby, gdyby Alex naprawdę wiedział gdzie leżą granice jego sumienia. Do tej pory tam nie dotarł, a jedyne czego się póki co nie dopuścił, to morderstwo. I gwałt. Jakby miał obstawiać, to własne życie postawiłby na to, że prędzej dopuści się morderstwa, niż gwałtu. Może to właśnie ta jego granica?
- Nadal do granicy nie dotarłem, dla bezpieczeństwa uznajmy, że jednak sumienia nie mam. - Nie spieszył się jakoś do prezentowania swoich przemyśleń, wolał zostawić to w prostych ramach bycia skurwysynem bez skrupułów.
Może jakby nie był zjarany i nie piłby whisky, to jego sumienie zostałoby wystawione na próbę po tej zuchwałości Alice - zrzucić ją z dachu, czy nie zrzucić? Nastraszyć, że ją zrzuci? Otumaniony umysł był zbyt rozleniwiony, żeby rozpatrywać tak ekstremalne formy obrony swojego wizerunku bydlaka bez uczuć. Co więcej, cisza bez odpowiedzi na jego zawiłą wypowiedź nie wnoszącą zbyt wiele do wyjaśnienia swojej postawy, zdawała się w tej chwili brzęczeć w uszach w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję. Jego lub Alicji. A dziewczyna zdawała się nie widzieć nawet jak ma się do tego ustosunkować.
Żując w ustach przekleństwa, przez chwilę przyglądał się w bezruchu, jak pali malejącego skręta. Dla równowagi chwycił butelkę whisky, odkręcił i napił się, jakby miało to rozwiać dziwne uczucie budujące się gdzieś w środku. Uczucie samoistnie stawiające fundamenty na potrzebie bycia zrozumianym.
Wtf brain?
Nabrał nieco gwałtowniej powietrze w płuca, po czym zatrzymał je tak, jakby zaraz miał wyrzucić z siebie potok słów. Ale jak miał zacząć? Jak to wyjaśnić, żeby nie wyjść na kogoś innego, niż w rzeczywistości jest? A może to właśnie było kim jest, a rzeczywistość zależała od punktu widzenia? No bo co, jeśli wszystko było czymś innym, niż tak naprawdę jest, a nie jest tym, czym być powinno?
Wypuścił powietrze tak, jakby jakiś ciężar przeszkadzał mu w swobodnym oddychaniu. Odwrócił spojrzenie na coraz bardziej rozgwieżdżone niebo, żeby nie patrzeć na nią. Z jakiegoś powodu mówienie okazało się wtedy łatwiejsze.
- To mój ostatni rok w Hogwarcie, wy nadal tu zostajecie. Powinniście móc polegać tylko na sobie, bo razem łatwiej będzie wam zmierzyć się nawet z najgorszymi szujami. A gorzej niż na mnie raczej nie traficie. - Nawet jeśli nie powiedział całej prawdy, to byłą to jej duża część. Wybrał tę najbezpieczniejszą, bez zagłębiania się w swoje problemy i prezentowanie osobistych demonów. Na to nawet w kompletnym zjaraniu i zapiciu by się nie zdecydował.
Ale zrobiło mu się jakoś... lżej? Może. A może to dlatego, że wypity przed chwilą łyk whisky zaczął przyjemnie rozgrzewać żołądek.