19-09-2021, 05:11 AM
Nie bardzo rozumiał co miało sumienie do stawania w jej obronie, ale może to dlatego, że umysł coraz bardziej spowalniał i nie łączył faktów tak szybko, przynosząc też błogi spokój zbawiennego braku nadmiernego myślenia.
- Daję sobie obić za ciebie mordę, bo sam lubię obijać mordy, simple as that. - Nawet jeśli powiedział to tonem "nie doszukuj się w tym głębi", to faktem było, że stawał w obronie gówniaków nie tylko dla samej przyjemności wdania się w bójkę. Stawał w ich obronie, bo przede wszystkim nie bał się konsekwencji, a to w wielu przypadkach bardzo onieśmielało napastnika. Przecież człowiek, który nie ma nic do stracenia i niczego się nie boi jest nie tylko szalony, ale i bardzo niebezpieczny.
Gdyby tylko wiedziała jak daleko jej przypuszczenia są od prawdy... ale nie wiedziała. I lepiej chyba, żeby tak pozostało. Bo przecież o to mu chodziło, prawda? Odepchnąć ich od siebie, zniechęcić, wywołać nienawiść, żeby później mógł sam siebie obwiniać o wybór samotności, żeby nie musieć po raz kolejny znosić zawodu porzucenia, jakby był tylko chwilowym pasażerem w ich podróży życia. Bo przecież był. Dlatego lepiej przyspieszyć proces wysiadania.
Nie spodziewał się jednak takiej interpretacji jego słów. Nawet spojrzał na Alice z niezrozumieniem skąd takie zrozumienie tej wypowiedzi. Może faktycznie nie wyraził się jasno? Może enigmatyczne odpowiedzi jednak nie były dobrą formą komunikacji, kiedy autentycznie chciał być zrozumiany? Sfrustrowało go to odrobinę. Nie jej nie zrozumienie, ale jego własna nieumiejętność wyłożenia kawy na ławę.
- Świata nie, ale szkoły... owszem, tak właśnie uważam. - Nawet jeśli po korytarzach zamku chodzili młodociani tyrani, to Alex w dalszym ciągu sądził, że był najgorszym z nich. Z naprawdę wielu powodów.
Z początku nie wziął nawet podanego mu skręta, bo słowa Alice w jakiś sposób dokopały się do jakiegoś newralgicznego punktu, a to z kolei wywołało krótki zryw złości tym, że go nie rozumiała. Na jego własne życzenie, ale nadal.
- Nie masz pojęcia jak dobrze zdaję sobie sprawę z tego ile gorszego gówna jest na świecie. A żeby w nim nie utonąć wolę się z nim utożsamić w jakiś stopniu, nie płynąć pod prąd, bo tylko wtedy mogę być od niego wolnym. Parę wyzwisk i obita morda to pierwszy krok to pozbycia się strachu przed tych zjebanym chaosem czekającym poza szkołą. I tak, jestem ostatnim bucem, bo musicie się, kurwa, nauczyć przestać bać. Nawet mnie. Nienawiść jest najłatwiejszą drogą do tego celu. Ja pierdole. - Zagalopował się i zanim zdążył się pohamować, powiedział więcej, niż w ogóle zamierzał. Tym razem jednak w jego tonie rozbrzmiały ostre, surowe nuty, mimo że nadal znacznie przytłumione zjaraniem umysłu. Na koniec sapnął w złości na samego siebie, że dał się tak ponieść i przesadnie otworzyć, pokazać swoje karty, po czym sięgnął dopiero teraz po wyciągniętego w jego stronę jointa.
Może to przez gasnącą szybko złość, a może przez otumanienie umysłu, ale tak energicznie złapał za króciutkiego już skręta, że przez moment jego palce spoczęły na wierzchu dłoni Alice.
- Daję sobie obić za ciebie mordę, bo sam lubię obijać mordy, simple as that. - Nawet jeśli powiedział to tonem "nie doszukuj się w tym głębi", to faktem było, że stawał w obronie gówniaków nie tylko dla samej przyjemności wdania się w bójkę. Stawał w ich obronie, bo przede wszystkim nie bał się konsekwencji, a to w wielu przypadkach bardzo onieśmielało napastnika. Przecież człowiek, który nie ma nic do stracenia i niczego się nie boi jest nie tylko szalony, ale i bardzo niebezpieczny.
Gdyby tylko wiedziała jak daleko jej przypuszczenia są od prawdy... ale nie wiedziała. I lepiej chyba, żeby tak pozostało. Bo przecież o to mu chodziło, prawda? Odepchnąć ich od siebie, zniechęcić, wywołać nienawiść, żeby później mógł sam siebie obwiniać o wybór samotności, żeby nie musieć po raz kolejny znosić zawodu porzucenia, jakby był tylko chwilowym pasażerem w ich podróży życia. Bo przecież był. Dlatego lepiej przyspieszyć proces wysiadania.
Nie spodziewał się jednak takiej interpretacji jego słów. Nawet spojrzał na Alice z niezrozumieniem skąd takie zrozumienie tej wypowiedzi. Może faktycznie nie wyraził się jasno? Może enigmatyczne odpowiedzi jednak nie były dobrą formą komunikacji, kiedy autentycznie chciał być zrozumiany? Sfrustrowało go to odrobinę. Nie jej nie zrozumienie, ale jego własna nieumiejętność wyłożenia kawy na ławę.
- Świata nie, ale szkoły... owszem, tak właśnie uważam. - Nawet jeśli po korytarzach zamku chodzili młodociani tyrani, to Alex w dalszym ciągu sądził, że był najgorszym z nich. Z naprawdę wielu powodów.
Z początku nie wziął nawet podanego mu skręta, bo słowa Alice w jakiś sposób dokopały się do jakiegoś newralgicznego punktu, a to z kolei wywołało krótki zryw złości tym, że go nie rozumiała. Na jego własne życzenie, ale nadal.
- Nie masz pojęcia jak dobrze zdaję sobie sprawę z tego ile gorszego gówna jest na świecie. A żeby w nim nie utonąć wolę się z nim utożsamić w jakiś stopniu, nie płynąć pod prąd, bo tylko wtedy mogę być od niego wolnym. Parę wyzwisk i obita morda to pierwszy krok to pozbycia się strachu przed tych zjebanym chaosem czekającym poza szkołą. I tak, jestem ostatnim bucem, bo musicie się, kurwa, nauczyć przestać bać. Nawet mnie. Nienawiść jest najłatwiejszą drogą do tego celu. Ja pierdole. - Zagalopował się i zanim zdążył się pohamować, powiedział więcej, niż w ogóle zamierzał. Tym razem jednak w jego tonie rozbrzmiały ostre, surowe nuty, mimo że nadal znacznie przytłumione zjaraniem umysłu. Na koniec sapnął w złości na samego siebie, że dał się tak ponieść i przesadnie otworzyć, pokazać swoje karty, po czym sięgnął dopiero teraz po wyciągniętego w jego stronę jointa.
Może to przez gasnącą szybko złość, a może przez otumanienie umysłu, ale tak energicznie złapał za króciutkiego już skręta, że przez moment jego palce spoczęły na wierzchu dłoni Alice.