19-09-2021, 04:30 PM
Prychnęła jedynie na jego odpowiedź. Co za totalna bzdura! Znaczy, nie, miał oczywiście rację – potem będzie tylko gorzej, bo świat to skurwysyńskie miejsce, które tylko patrzy, czy lepiej podłożyć nogę, czy rzucić kłodę, czy przyjebać ostro w łeb, ale to nie znaczyło, że miał się tak wobec nich zachowywać. Chciał ich przygotować, poświęcić się w jakiś sposób dla ich dobra – cudownie, to było kochane i zapewne by to doceniła… ALE NIE W TAKI SPOSÓB! To było przeciwieństwo wychowania! To jak rzucić dziecko do morza, żeby się nauczyło pływać, i patrzeć, czy utonie czy nie. Znalazł się, kurwa, jebany Spartanin.
I pewnie wściekałaby się na niego dalej, może w końcu by sobie poszła – gdyby nie ten jeden, drobny przypadek, który kompletnie ją sparaliżował. Uśpiona czujność zabolała ją teraz podwójnie, gdy podnosiła się tak gwałtownie i, spięta na całym ciele, próbowała sobie sama dodać w jakiś sposób otuchy, uspokoić.
Kurwa, Alex nigdy nie widział jej ataku paniki. Nie wiedział, z czym wiązał się dotyk, jakie były jego konsekwencje. Nie wiedział, jak cierpiała po jego drobnej zabawie te kilka tygodni temu. Nic nie wiedział. Nie miał prawa wiedzieć. Dopilnowała tego, aby nikt nie był tego świadomy, zawsze wybierała takie miejsca, w których nikt nie mógł jej zobaczyć.
Aż do teraz – kiedy straciła grunt pod nogami, kiedy lekko przytłumione zmysły nie wyczuły zbliżającego się zagrożenia. Zaskoczyło ją, zbiło z tropu, nie zapanowała nad sobą na czas. A teraz było już za późno, żeby uciekać.
Chociaż – mogłaby. Ale co by to zmieniło? Dosłownie nic. Poza tym, że Alex patrzyłby na nią jak na dziwaczkę i paranoiczkę. Albo by stwierdził, że jest słaba.
Nie była słaba. Nie uważała się za słabą. Była kurewsko silna, bo potrafiła przyjmować na siebie każdy możliwy cios i wytrzymać go, aby ochronić tych, których kochała. To nie była słabość. To była siła, na którą nie każdy by się zdobył.
I nie każdy by ją zrozumiał.
Boisz się mnie.
Co?
Te słowa padły ze strony Alexa. Nie były pytaniem – brzmiały tak, jakby stwierdzał po prostu fakt. I chociaż wiele mogła na jego temat powiedzieć, to… chyba nie to, że się go bała. Może trochę, czasami – na przykład kiedy wpadał we wściekłość. Ale to nadal nie był taki sam stopień, w jakim bał się go, na przykład, Hiroshi. I o ile pierwszemu by zaprzeczyła – że nie chodziło wcale o samego Alexa, tak następne słowa zamknęły jej otwierające się usta.
Ty się po prostu boisz.
Poczuła, jak jej wargi zaczęły drżeć. Zacisnęła powieki i palce na swoim ramieniu. Nie potrafiła temu zaprzeczyć. Tak, bała się. Kurewsko bała się każdego dotyku. Nie chciała się do tego przyznać – dlatego reagowała agresją za każdym razem, gdy ktoś wyskakiwał ku niej z łapami, bo… bo tak było lepiej niż uciekać i płakać w kącie. Miała wtedy przynajmniej poczucie, że panowała nad sobą, nad własnym lękiem… nad swoim życiem. Choć w malutkim stopniu.
Ale nie miała.
Nie odpowiedziała mu. Nie potrafiła. I chociaż panująca między nimi przez krótką chwilę cisza zdawała się być dość kojąca, przynosząca ulgę, to nie trwało to długo.
Kolejne zdanie zabolało ją jeszcze bardziej.
Nie chodziło nawet o to, że próbował ją przekonać, że nic jej nie zrobi. Chodziło o to, że… Sama nie wiedziała, o co chodziło, ale z jakiegoś powodu w jej gardle pojawiła się ogromna gula, a Alice zacisnęła powieki, czując, jak pod nimi zaczęły pojawiać się łzy.
Nie, kurwa. Nie. Nikt do tej pory nie widział Alice płaczącej. Dokładnie tego pilnowała, aby nie pokazywać się w tym stanie nikomu. Mogła być wkurwiona, mogła być zła, mogła napadać na kogoś z agresją, mogła przełykać gorzkie słowa – ale nigdy, przenigdy nie okazywała słabości.
Aż do, kurwa, teraz. Wystarczyło kilka słów, które z jakiegoś powodu w nią trafiły jeszcze bardziej.
Czuła się odsłonięta. Prawie naga. Alex doskonale ją rozgryzł i to w jednej chwili – jednej, jedynej chwili, w której przestała się kontrolować. Miał rację. Bała się. A przy tym…
Kurwa, tak długo czekała, aż ktoś, ktokolwiek powie jej, że przy nim nic jej nie grozi, i… ze wszystkich osób tego świata usłyszała te słowa dopiero od Alexa. Od kogoś, po kim nie spodziewała się nigdy usłyszeć czegokolwiek miłego, czy kojącego. Po którym nie spodziewałaby się otoczenia jej troskliwą opieką czy chociażby cienia zrozumienia na jego twarzy.
Dostrzegła kątem oka, jak przysunął ku niej butelkę. A potem również i świeżo zrobionego skręta, razem z zapalniczką. Jakby chciał za wszelką cenę pokazać jej, że naprawdę jej nie skrzywdzi i ma dobre intencje. Prawie jakby… prawie jakby mu zależało.
Schowała na moment twarz wśród ramion, pozwalając sobie na delikatnie drżenie. Nie miała ochoty ani pić, ani palić. Jedyne, co teraz chciała, to przestać trząść się jak ostatnia galareta, wziąć się w garść i przestać ryczeć jak ostatnia ofiara losu.
A w tym wszystkim Alex myślał, że to jest jego wina. Co, do cholery, kazało mu myśleć, że to on rozjebał jej psychikę?
Podniosła głowę, aby nabrać przez usta powietrza. A potem pociągnęła krótko nosem.
— Nie chodzi o Ciebie, Alex.
Powiedziała to cicho, tak łagodnie, prawie jakby zdobywała się właśnie na jakieś wyznanie względem niego. Prawdą było, że nie potrafiła powiedzieć nic głośniej w obawie, że jej głos zaraz się złamie i wyjdzie na jaw fakt, że ją tym kompletnie rozpierdolił.
— Mówiłam Ci, że na świecie jest mnóstwo o wiele gorszych demonów.
A w cieniu tego, który prześladował Alice, Alex wypadał tragicznie blado. Był praktycznie nieszkodliwy. Jak miałaby się go bać, skoro nigdy nie skrzywdził jej… w ten sposób? Nie niszczył jej psychicznie. Nigdy mu na tym nie zależało.
Ten, z którym musiała się mierzyć, był najgorszym ze swojego rodzaju. Okrutny manipulator, który najpierw owijał delikatnie, niemalże pieszczotliwie macki wokół własnej ofiary – aby w konsekwencji swoim uściskiem miażdżyć powoli jej kości i ciało, aż będzie krwawić, krzyczeć i błagać o litość, która nigdy nie nastąpi. Zniszczy człowieka, pozbawi go zmysłów – a gdy już jednego uda mu się złamać, sięgnie po następnego.
A potem następnego…
Nie miała żadnej gwarancji, że w końcu nie sięgnie po jedyną istotę, którą starała się bronić.
Zagryzła drżące wargi. Jej mięśnie napięły się jeszcze mocniej, a ona jakby przygarbiła się jeszcze bardziej. Z jej ust wydarł się szept, który mógł być równie dobrze szmerem wiatru:
— Powiedział, że zabije Tima, jeśli komukolwiek powiem.
To był jedyny powód, dla którego nadal przyjmowała na siebie kolejne okropieństwa, dla którego nadal starała się być silna. Dla którego nie padała na kolana, pomimo zadawanych ciosów.
— Jest w każdym, nawet przypadkowym dotyku. Jest w oddechu, który czuję za blisko siebie, i w krokach za blisko mnie. Nigdy nie chodziło o nikogo poza nim.
Alex nie musiał tego wiedzieć. Do tej pory nie chciała, żeby wiedział.
Ale jeszcze bardziej nie chciała, żeby myślał, że bała się jego.
Wystarczyło, że ona cierpiała przez tego potwora. Dostał już wystarczająco bólu, krwi i cierpienia, aby się nim nasycić. Nie pozwoli mu dostać więcej.
I pewnie wściekałaby się na niego dalej, może w końcu by sobie poszła – gdyby nie ten jeden, drobny przypadek, który kompletnie ją sparaliżował. Uśpiona czujność zabolała ją teraz podwójnie, gdy podnosiła się tak gwałtownie i, spięta na całym ciele, próbowała sobie sama dodać w jakiś sposób otuchy, uspokoić.
Kurwa, Alex nigdy nie widział jej ataku paniki. Nie wiedział, z czym wiązał się dotyk, jakie były jego konsekwencje. Nie wiedział, jak cierpiała po jego drobnej zabawie te kilka tygodni temu. Nic nie wiedział. Nie miał prawa wiedzieć. Dopilnowała tego, aby nikt nie był tego świadomy, zawsze wybierała takie miejsca, w których nikt nie mógł jej zobaczyć.
Aż do teraz – kiedy straciła grunt pod nogami, kiedy lekko przytłumione zmysły nie wyczuły zbliżającego się zagrożenia. Zaskoczyło ją, zbiło z tropu, nie zapanowała nad sobą na czas. A teraz było już za późno, żeby uciekać.
Chociaż – mogłaby. Ale co by to zmieniło? Dosłownie nic. Poza tym, że Alex patrzyłby na nią jak na dziwaczkę i paranoiczkę. Albo by stwierdził, że jest słaba.
Nie była słaba. Nie uważała się za słabą. Była kurewsko silna, bo potrafiła przyjmować na siebie każdy możliwy cios i wytrzymać go, aby ochronić tych, których kochała. To nie była słabość. To była siła, na którą nie każdy by się zdobył.
I nie każdy by ją zrozumiał.
Boisz się mnie.
Co?
Te słowa padły ze strony Alexa. Nie były pytaniem – brzmiały tak, jakby stwierdzał po prostu fakt. I chociaż wiele mogła na jego temat powiedzieć, to… chyba nie to, że się go bała. Może trochę, czasami – na przykład kiedy wpadał we wściekłość. Ale to nadal nie był taki sam stopień, w jakim bał się go, na przykład, Hiroshi. I o ile pierwszemu by zaprzeczyła – że nie chodziło wcale o samego Alexa, tak następne słowa zamknęły jej otwierające się usta.
Ty się po prostu boisz.
Poczuła, jak jej wargi zaczęły drżeć. Zacisnęła powieki i palce na swoim ramieniu. Nie potrafiła temu zaprzeczyć. Tak, bała się. Kurewsko bała się każdego dotyku. Nie chciała się do tego przyznać – dlatego reagowała agresją za każdym razem, gdy ktoś wyskakiwał ku niej z łapami, bo… bo tak było lepiej niż uciekać i płakać w kącie. Miała wtedy przynajmniej poczucie, że panowała nad sobą, nad własnym lękiem… nad swoim życiem. Choć w malutkim stopniu.
Ale nie miała.
Nie odpowiedziała mu. Nie potrafiła. I chociaż panująca między nimi przez krótką chwilę cisza zdawała się być dość kojąca, przynosząca ulgę, to nie trwało to długo.
Kolejne zdanie zabolało ją jeszcze bardziej.
Nie chodziło nawet o to, że próbował ją przekonać, że nic jej nie zrobi. Chodziło o to, że… Sama nie wiedziała, o co chodziło, ale z jakiegoś powodu w jej gardle pojawiła się ogromna gula, a Alice zacisnęła powieki, czując, jak pod nimi zaczęły pojawiać się łzy.
Nie, kurwa. Nie. Nikt do tej pory nie widział Alice płaczącej. Dokładnie tego pilnowała, aby nie pokazywać się w tym stanie nikomu. Mogła być wkurwiona, mogła być zła, mogła napadać na kogoś z agresją, mogła przełykać gorzkie słowa – ale nigdy, przenigdy nie okazywała słabości.
Aż do, kurwa, teraz. Wystarczyło kilka słów, które z jakiegoś powodu w nią trafiły jeszcze bardziej.
Czuła się odsłonięta. Prawie naga. Alex doskonale ją rozgryzł i to w jednej chwili – jednej, jedynej chwili, w której przestała się kontrolować. Miał rację. Bała się. A przy tym…
Kurwa, tak długo czekała, aż ktoś, ktokolwiek powie jej, że przy nim nic jej nie grozi, i… ze wszystkich osób tego świata usłyszała te słowa dopiero od Alexa. Od kogoś, po kim nie spodziewała się nigdy usłyszeć czegokolwiek miłego, czy kojącego. Po którym nie spodziewałaby się otoczenia jej troskliwą opieką czy chociażby cienia zrozumienia na jego twarzy.
Dostrzegła kątem oka, jak przysunął ku niej butelkę. A potem również i świeżo zrobionego skręta, razem z zapalniczką. Jakby chciał za wszelką cenę pokazać jej, że naprawdę jej nie skrzywdzi i ma dobre intencje. Prawie jakby… prawie jakby mu zależało.
Schowała na moment twarz wśród ramion, pozwalając sobie na delikatnie drżenie. Nie miała ochoty ani pić, ani palić. Jedyne, co teraz chciała, to przestać trząść się jak ostatnia galareta, wziąć się w garść i przestać ryczeć jak ostatnia ofiara losu.
A w tym wszystkim Alex myślał, że to jest jego wina. Co, do cholery, kazało mu myśleć, że to on rozjebał jej psychikę?
Podniosła głowę, aby nabrać przez usta powietrza. A potem pociągnęła krótko nosem.
— Nie chodzi o Ciebie, Alex.
Powiedziała to cicho, tak łagodnie, prawie jakby zdobywała się właśnie na jakieś wyznanie względem niego. Prawdą było, że nie potrafiła powiedzieć nic głośniej w obawie, że jej głos zaraz się złamie i wyjdzie na jaw fakt, że ją tym kompletnie rozpierdolił.
— Mówiłam Ci, że na świecie jest mnóstwo o wiele gorszych demonów.
A w cieniu tego, który prześladował Alice, Alex wypadał tragicznie blado. Był praktycznie nieszkodliwy. Jak miałaby się go bać, skoro nigdy nie skrzywdził jej… w ten sposób? Nie niszczył jej psychicznie. Nigdy mu na tym nie zależało.
Ten, z którym musiała się mierzyć, był najgorszym ze swojego rodzaju. Okrutny manipulator, który najpierw owijał delikatnie, niemalże pieszczotliwie macki wokół własnej ofiary – aby w konsekwencji swoim uściskiem miażdżyć powoli jej kości i ciało, aż będzie krwawić, krzyczeć i błagać o litość, która nigdy nie nastąpi. Zniszczy człowieka, pozbawi go zmysłów – a gdy już jednego uda mu się złamać, sięgnie po następnego.
A potem następnego…
Nie miała żadnej gwarancji, że w końcu nie sięgnie po jedyną istotę, którą starała się bronić.
Zagryzła drżące wargi. Jej mięśnie napięły się jeszcze mocniej, a ona jakby przygarbiła się jeszcze bardziej. Z jej ust wydarł się szept, który mógł być równie dobrze szmerem wiatru:
— Powiedział, że zabije Tima, jeśli komukolwiek powiem.
To był jedyny powód, dla którego nadal przyjmowała na siebie kolejne okropieństwa, dla którego nadal starała się być silna. Dla którego nie padała na kolana, pomimo zadawanych ciosów.
— Jest w każdym, nawet przypadkowym dotyku. Jest w oddechu, który czuję za blisko siebie, i w krokach za blisko mnie. Nigdy nie chodziło o nikogo poza nim.
Alex nie musiał tego wiedzieć. Do tej pory nie chciała, żeby wiedział.
Ale jeszcze bardziej nie chciała, żeby myślał, że bała się jego.
Wystarczyło, że ona cierpiała przez tego potwora. Dostał już wystarczająco bólu, krwi i cierpienia, aby się nim nasycić. Nie pozwoli mu dostać więcej.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.