20-09-2021, 02:50 AM
Nagle przerwana wylewność została zastąpiona ciszą. Ciszą, która paradoksalnie głośno wybrzmiewała w uszach Alexa, niczym wkurwiający pisk po nokaucie, którego nie sposób było się pozbyć potrząśnięciem głowy. Zwykle cenił sobie brak zgiełku i możliwość skupienia się na alkoholu i skręcie, szukaniu w nich sensu istnienia, spokoju, otumanienia, znieczulenia i wyłączenia się. Ale teraz, pomimo zbawiennego działania thc i procentów, daleko mu było do tej wolności umysłowej, bo choć oblicze pozostawało tak samo niewzruszone i surowe (może odrobinę przejęte, ale to skutecznie maskowała ciemność nocy), to w głowie trwała zaciekłą gonitwa myśli. Przyćmiony umysł nie był w stanie za nimi nadążyć, połączyć fakty tak szybko, jak zrobiłby to na trzeźwo, wyłapać te znaczące i odgonić te bezwartościowe. Cały proces próby zrozumienia co, do kurwy, przeżyła Alice, że miała taką traumę zajęło mu dużo więcej czasu.
Wykorzystał panującą ciszę do podjęcia próby analizy jej słów i znalezienia czegoś, co mogłoby w jakiś sposób pomóc jej poradzić sobie w tej chwili z... z całym tym bagnem, które nieoczekiwanie na nią spadło na dachu, siedem pięter nad ziemią.
Nieco niepewnie obserwował ją zanim wzięła kurtkę, a im bardziej zwlekała, tym bardziej głupio się czuł. O dziwo nie czuł irytacji, nawet frustracja przygasła znacząco, pozostało jedynie... co to właściwie było? Chęć poprawienia jej nastroju? Chęć wsparcia?
Odetchnął, kiedy ostatecznie wzięła od niego kurtkę. Wstrzymywał oddech w oczekiwaniu? Nawet nie zdał sobie z tego sprawy. Może jednak był bardziej zjarany, niż podejrzewał? Może dlatego słysząc jej podziękowanie, pokiwał głową w odpowiedzi i uśmiechnął się krzywo, czego z pewnością w ciemności nie zauważyła, zajęta zakładaniem kurtki.
Jak już wyciągnęła w jego stronę zapalniczkę i odebrał ją wyjątkowo skupiony na tym, żeby teraz przypadkiem jej nie dotknąć, uderzyło go w końcu zrozumienie dlaczego tak panicznie boi się dotyku. Nastoletnia dziewczyna, która nie jest nieśmiała, nie jest bojaźliwa i płochliwa, ale boi się kontaktu fizycznego do tego stopnia, że zwykle reaguje agresywnie... Bez wątpienia agresją zakrywała lęk, Alex robił dokładnie to samo. Lęk zakorzeniony w podświadomości zniszczonej traumą psychiki... Poczuł nagłe palenie złości nieukierunkowanej, bo nie wiedział nawet na kogo ją ukierunkować. Nie wiedział kto tak bardzo skrzywdził Alice, nie potrafił w pełni zrozumieć jej demonów, ale teraz przynajmniej wiedział po jakim gruncie się porusza.
Odpalił własnego skręta, zaciągnął się głęboko, a wraz z wypuszczanym z płuc dymem z jego ust samoistnie poleciał potok słów. I nie mógł go powstrzymać.
- Stawanie twarzą w twarz z własnymi demonami nigdy nie jest łatwe, kurewsko paraliżuje i będzie paraliżować, dopóki się im nie postawić. Tyle, kurwa, razy konfrontowałem się z moimi własnymi i za każdym razem poniosłem klęskę, że... - Zawiesił się tylko na chwilę, żeby pokręcić z głową z politowaniem dla siebie samego, bo dobrze wiedział, że odpychanie od siebie ludzi było zwyczajną ucieczką przed istniejącą możliwością zostania porzuconym. - Przynajmniej masz kogoś, dla kogo walczysz i nie uciekasz. To da ci motywację i siłę do zwalczenia demonów. Ja jestem... cóż, jestem tylko ja. Zawsze byłem tylko ja, a ci co pojawiali się i obiecywali wiele rzeczy, po jakimś czasie znikali i znowu zostawała pogłębiająca się pustka. - Pewnie nie mówił jasno, może nawet Alice go nie rozumiała, ale nie będąc trzeźwym trudniej było ułożyć wszystko w sensowną całość. Poza tym na trzeźwo w ogóle nie podjąłby się powiedzenia czegokolwiek, co obnażałoby jego problemy, słabości, lęki i demony. A teraz w jakiś popierdolony sposób widział w tym najlepszą formę okazania dziewczynie... zrozumienia. I wsparcia. - Nie tylko ty borykasz się z obezwładniającym lękiem przejmującym nad tobą kontrolę. Nie tylko ty czujesz tę potworną niemoc, kiedy wiesz, że nie możesz nic z tym zrobić, więc robisz co możesz, żeby mieć poczucie kontroli nad własnym życiem. - Jakby w duchu tych słów pociągnął kolejnego bucha i zamilkł na moment, a kiedy świadomie zdał sobie sprawę z tego, że chyba za bardzo się zagalopował, za bardzo otworzył, za dużo pokazał i mogło prowadzić to do nadmiernego zacieśniania więzi, przetarł twarz dłonią i zaklął siarczyście.
- Ja pierdolę, do chuja pana... - Skierowane to było do siebie samego. Skąd nagle ta pojebana ochota wylewności, odkrywania tego, co tak skrupulatnie chował cały czas, obnażania?
Sięgnął po wciąż stojącą obok Alice butelkę whisky, napił się nie jednego, nie dwa, a trzy potężne łyki, po czym z warknięciem na pieczenie w gardle, postawił butelkę znowu obok niej, udostępniając jej alkohol, jeśli tylko tego chciała.
Wykorzystał panującą ciszę do podjęcia próby analizy jej słów i znalezienia czegoś, co mogłoby w jakiś sposób pomóc jej poradzić sobie w tej chwili z... z całym tym bagnem, które nieoczekiwanie na nią spadło na dachu, siedem pięter nad ziemią.
Nieco niepewnie obserwował ją zanim wzięła kurtkę, a im bardziej zwlekała, tym bardziej głupio się czuł. O dziwo nie czuł irytacji, nawet frustracja przygasła znacząco, pozostało jedynie... co to właściwie było? Chęć poprawienia jej nastroju? Chęć wsparcia?
Odetchnął, kiedy ostatecznie wzięła od niego kurtkę. Wstrzymywał oddech w oczekiwaniu? Nawet nie zdał sobie z tego sprawy. Może jednak był bardziej zjarany, niż podejrzewał? Może dlatego słysząc jej podziękowanie, pokiwał głową w odpowiedzi i uśmiechnął się krzywo, czego z pewnością w ciemności nie zauważyła, zajęta zakładaniem kurtki.
Jak już wyciągnęła w jego stronę zapalniczkę i odebrał ją wyjątkowo skupiony na tym, żeby teraz przypadkiem jej nie dotknąć, uderzyło go w końcu zrozumienie dlaczego tak panicznie boi się dotyku. Nastoletnia dziewczyna, która nie jest nieśmiała, nie jest bojaźliwa i płochliwa, ale boi się kontaktu fizycznego do tego stopnia, że zwykle reaguje agresywnie... Bez wątpienia agresją zakrywała lęk, Alex robił dokładnie to samo. Lęk zakorzeniony w podświadomości zniszczonej traumą psychiki... Poczuł nagłe palenie złości nieukierunkowanej, bo nie wiedział nawet na kogo ją ukierunkować. Nie wiedział kto tak bardzo skrzywdził Alice, nie potrafił w pełni zrozumieć jej demonów, ale teraz przynajmniej wiedział po jakim gruncie się porusza.
Odpalił własnego skręta, zaciągnął się głęboko, a wraz z wypuszczanym z płuc dymem z jego ust samoistnie poleciał potok słów. I nie mógł go powstrzymać.
- Stawanie twarzą w twarz z własnymi demonami nigdy nie jest łatwe, kurewsko paraliżuje i będzie paraliżować, dopóki się im nie postawić. Tyle, kurwa, razy konfrontowałem się z moimi własnymi i za każdym razem poniosłem klęskę, że... - Zawiesił się tylko na chwilę, żeby pokręcić z głową z politowaniem dla siebie samego, bo dobrze wiedział, że odpychanie od siebie ludzi było zwyczajną ucieczką przed istniejącą możliwością zostania porzuconym. - Przynajmniej masz kogoś, dla kogo walczysz i nie uciekasz. To da ci motywację i siłę do zwalczenia demonów. Ja jestem... cóż, jestem tylko ja. Zawsze byłem tylko ja, a ci co pojawiali się i obiecywali wiele rzeczy, po jakimś czasie znikali i znowu zostawała pogłębiająca się pustka. - Pewnie nie mówił jasno, może nawet Alice go nie rozumiała, ale nie będąc trzeźwym trudniej było ułożyć wszystko w sensowną całość. Poza tym na trzeźwo w ogóle nie podjąłby się powiedzenia czegokolwiek, co obnażałoby jego problemy, słabości, lęki i demony. A teraz w jakiś popierdolony sposób widział w tym najlepszą formę okazania dziewczynie... zrozumienia. I wsparcia. - Nie tylko ty borykasz się z obezwładniającym lękiem przejmującym nad tobą kontrolę. Nie tylko ty czujesz tę potworną niemoc, kiedy wiesz, że nie możesz nic z tym zrobić, więc robisz co możesz, żeby mieć poczucie kontroli nad własnym życiem. - Jakby w duchu tych słów pociągnął kolejnego bucha i zamilkł na moment, a kiedy świadomie zdał sobie sprawę z tego, że chyba za bardzo się zagalopował, za bardzo otworzył, za dużo pokazał i mogło prowadzić to do nadmiernego zacieśniania więzi, przetarł twarz dłonią i zaklął siarczyście.
- Ja pierdolę, do chuja pana... - Skierowane to było do siebie samego. Skąd nagle ta pojebana ochota wylewności, odkrywania tego, co tak skrupulatnie chował cały czas, obnażania?
Sięgnął po wciąż stojącą obok Alice butelkę whisky, napił się nie jednego, nie dwa, a trzy potężne łyki, po czym z warknięciem na pieczenie w gardle, postawił butelkę znowu obok niej, udostępniając jej alkohol, jeśli tylko tego chciała.