20-09-2021, 11:27 AM
Nie była świadoma tego, co działo się w głowie Alexa. Nie była świadoma faktu, że praktycznie wstrzymał oddech w oczekiwaniu na jej decyzję – czy przyjmie od niego kurtkę czy nie. Nie była świadoma jego krzywego uśmiechu po podziękowaniu i nie była świadoma tego, co działo się w jego głowie, podczas gdy milczała. I chyba szkoda. Może wtedy zareagowałaby trochę inaczej. Czy negatywnie? Raczej nie. Ale pewnie zmieniłoby się znacząco jej spojrzenie na Alexa. Może zrozumiałaby, że wcale nie jest mu aż tak bardzo obojętna, jak dawał jej to odczuć. Może prędzej zrozumiałaby nękające go demony…
Ale zamiast tego, przymknęła oczy i powolutku, bez większego pośpiechu, paliła skręta, którym ją poczęstował. Zrozumiała, że cały był dla niej, tak więc nie pomyślała nawet o tym, żeby go zwrócić.
Dym powoli ją uspokajał. Cisza, która tak drażniła Alexa, okazała się ciepłym przyjacielem, który koił jej nerwy i stres, sprawiała, że powoli uspokajała swoje nerwy. Ten krótki epizod, krótki wybuch łez, skończył się bardzo szybko. Pozostały po nim jedynie przekrwione oczy i ciężkie, nieco senne powieki. Ale wcale nie narzekała. Zaczynało być jej zwyczajnie… dobrze. Czuła się bezpiecznie, jakby zaufana ciemność zatopiła ją w swoich ramionach i szeptała słowa, które faktycznie niosły pocieszenie. Które faktycznie sprawiały, że nie czuła się aż tak bardzo jak skończone gówno.
Ale tylko odrobinę. Tyle, na ile mogła, aby znów była w stanie patrzeć na siebie w lustrze i strojem i makijażem zakrywać to, jak paskudnie czuje się w środku. To był taki cholerny paradoks – z jednej strony chciała stać się bezpłciowa, z drugiej zaś swoją aparycję starała się wykreować na jak najbardziej atrakcyjną, nawet wręcz wyzywającą. Po to, żeby nie zginąć w tłumie. Żeby nie dać się zmiażdżyć falom i demonom, żeby wyjść naprzeciw nich i zawołać z kurewską wściekłością jestem, żyję i nie pozbędziecie się mnie tak szybko.
Kiedy usłyszała pierwsze słowa z ust Alexa, niemalże się skrzywiła. Nie, kurwa, nie. Już wolałaby, żeby milczeli do końca, wypalili po skręcie, może kolejnym, napili się i poszli każde w swoją stronę – to było lepsze niż morały, które mógłby jej prawić o tym, że musi być dzielna i inne pierdoły. Tak w sumie zapowiadał się jego monolog i na to się już psychicznie przygotowywała.
Ale jego słowa skręciły w kompletnie nieoczekiwanym kierunku, co sprawiło, że aż odwróciła ku niemu twarz ze zdumieniem na niej wymalowanym.
Chyba ze wszystkiego, co mógł teraz powiedzieć, nie spodziewała się, że opowie jej… o sobie. O własnych demonach i o tym, co go dręczyło.
Z kolejnymi słowami powoli odwróciła się w jego stronę, jakby własnym ciałem okazując mu zainteresowanie, to, że słucha. Przyciągnęła jedynie mocniej kurtkę Alexa, aby zakryć lepiej swoje barki. Chyba nie spodziewała się, że ten jeden, głupi gest tak bardzo jej pomoże i w pewien sposób ją uspokoi.
Słuchała go w skupieniu. Jestem tylko ja. Tak, tak już powiedział wcześniej – i może nie miała wtedy pełnego obrazu, ale teraz, kiedy przedstawiał sprawę z nieco innej perspektywy…
Naprawdę był tylko on. W jego życiu nie było nikogo innego. Ani rodzeństwa, ani… ani rodziców… ani przyjaciół… A ludzie byli najgorszymi potworami tego świata, ona wiedziała o tym najlepiej. Wykorzystywali lęki, pogłębiali traumy, miażdżyli innych ludzi w imię własnej satysfakcji.
Rozumiała go. Dawał tyle szans ludziom wcześniej, że stracił już nadzieję, że może istnieć ktoś, kto go nie zostawi. To dlatego… to dlatego odpycha od siebie innych. To dlatego chciał odepchnąć ich, bo pogodził się ze stratą i chciał się na nią psychicznie przygotować, żeby nie cierpieć bardziej, niż było to konieczne.
Kurwa.
Prawda, do której właśnie doszła, z jakiegoś względu nadal wydawała jej się zaskakująca. Może dlatego, że do tej pory nie sądziła, aby ktoś taki jak Alex mógł mieć własne demony… a przynajmniej nie takiego kalibru i nie takiego rodzaju. On również się bał – lecz nie bliskości. Kiedy ona od niej uciekała, on naprawdę jej potrzebował. Potrzebował kogoś, kto by z nim został, już na zawsze. Kto będzie stałą jednostką w jego życiu. Kto nigdy nie odejdzie.
To było dla niej tak cholernym zaskoczeniem, a zdawało się tak logiczne. Zupełnie jakby się dziwiła, że kolor czerwony jest naprawdę czerwony. I chyba to ją najbardziej frustrowało – głównie w sobie samej, że dziwiła się czemuś takiemu. Że nie przypuściła nigdy, że Alex może mieć własne lęki. Po kim jak po kim, ale po nim nie spodziewała się…
Kurwa, była tak tragicznie głupia…
Jego ciche przekleństwo umknęło jej w natłoku myśli, a kiedy już do niej dotarło, zinterpretowała je kompletnie inaczej. Sądziła raczej, że jest to coś w rodzaju westchnięcia nad popierdolonym losem, który skrzywił ich oboje.
Mimo to, kiedy zabrał butelkę, przysunęła się bliżej niego.
— Kiedy byłam mała, byłam tylko ja i moja mama. Nie było nikogo więcej i nie wiedziałam nawet, że czegoś nam brakuje. Dopiero kiedy poszłam do przedszkola, dowiedziałam się, że w rodzinie istnieje jeszcze taka funkcja jak ojciec.
Nie wiedziała, po co mu to mówiła. Chyba również w ten sposób chciała okazać mu swoje zrozumienie… A prawienie kazań i morałów, albo poklepywanie po ramieniu były ostatnim, czego Alex potrzebował w tej chwili. Sama tego nie chciała, więc jak mogłaby sprezentować to jemu?
— Zapytałam ją kiedyś, gdzie jest mój tata. Powiedziała mi, że był strażakiem i umarł, ratując innych ludzi z pożaru.
Skrzywiła się lekko i sięgnęła w końcu po butelkę. Musiała się napić. Wspominając tak paskudne wydarzenia, nie mogła myśleć o tym na trzeźwo.
— Byłam z niego tak kurewsko dumna. Mówiłam dzieciakom, że mój tata był superbohaterem. Kurwa, chciałam być taką samą bohaterką jak ona. Mówiłam wszystkim dokoła, że taka będę. Wszyscy mi zazdrościli.
Z głośnym westchnięciem odwróciła głowę w bok, w stronę horyzontu, za którym jeszcze nie tak dawno temu zachodziło słońce.
— Potem moja matka przyprowadziła do domu jego. Nigdy nie byłam na nią tak wściekła. Uważałam, że nie potrzebujemy nowego taty, skoro mój był dobry. Nie lubiłam go od samego początku. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam z nim mieszkać. Nikt mnie nigdy nie słuchał, nikt ze mną nigdy nie porozmawiał. Gość grał ofiarę dyskryminacji gówniarza od samego początku.
Rzygać jej się chciało, jak o tym wspominała. Wtedy, jako kilkuletnie dziecko, jeszcze za wiele nie rozumiała, ale teraz, z perspektywy czasu widziała znacznie więcej. Widziała oznaki jego zepsucia już od pierwszych chwil. Skąd jej matka go w ogóle wzięła?
— Sprawa została przesądzona, kiedy urodził się Tim. On został. Ja przestałam się buntować. Miałam brata, którym mogłam się zajmować. Przez moment było dobrze. Przez moment – uniosła skręta do ust i powoli wypuściła dym, zamykając oczy. – Zaczynało się od drobnych rzeczy. Czegoś nie zrobiła, o czymś zapomniała, coś zrobiła źle. Zaczął ją bić, wyzywać, grozić. Miała tylko jeden moment, w którym pomyślała trzeźwo i chciała stamtąd spierdolić. Byliśmy już spakowani, kiedy spotkała go w progu mieszkania, bo wrócił wcześniej. Zaczął teatrzyk, że jest taki biedny, że wcale nie chciał, że jest przeciążony, bo musi zarobić na rodzinę. Przepraszał, błagał, żeby go nie zostawiała, bo nie miał nikogo innego poza nami. I została.
Wypaliwszy do końca skręta, wyrzuciła go jednym pstryknięciem za krawędź dachu.
— Było tylko gorzej. Szantaże, groźby, przemoc, to wszystko wróciło, a z czasem przestał ją nawet przepraszać. Zaczęła chlać, chyba tylko po to, żeby się znieczulić. A podczas jednej z awantur usłyszałam, jak mówili o moim ojcu.
Zrobiła dłuższą pauzę i zamknęła oczy. Nawet teraz, po tylu latach, było to dla niej tak kurewsko trudne.
— Wrzeszczał, że to jej wina. Że jest tak okropną kobietą, tak męczącą, że jest takim pasożytem, że nie wytrzymał i zachlał się na śmierć. – Prychnęła pod nosem, sztucznym rozbawieniem zakrywając to, jak bardzo ją to bolało. – Mój tatuś, mój superbohater, zachlał się na śmierć w jakimś rynsztoku.
Nie powinna nawet tego pamiętać. Za chwilę otworzyły się drzwi, a ona nimi oberwała, prawdopodobnie straciła przytomność i trzeba było zawieźć ją do szpitala. Nawet nie wiedziała, kto ją tam zabrał. W zasadzie, było jej to całkiem obojętne.
— Zrozumiałam wtedy, że na nikim nie mogę polegać. Mój świat runął w gruzach, razem ze wszystkimi wartościami, w które wierzyłam. Mój ojciec był zwykłym pasożytem, pijakiem. Moja matka była kłamcą i staczała się na to samo dno, co mój ojciec. Mój… ojczym… - przygryzła na moment nerwowo wargę nim kontynuowała: - jest najgorszym potworem chodzącym po tym świecie. Został mi tylko Tim. I… chyba chciałam go chronić, żeby nie musiał przeżyć tego, co doświadczyłam ja. Byłam z nim, kiedy wyrastał z pieluch, uczył się chodzić, pisać, czytać. Masz rację, jest moją siłą. I jest jedynym, przy którym czuję się bezpiecznie. Wiem, że mnie nie skrzywdzi, bo jest mój.
Jest jedyną osobą, którą Alice szczerze kocha. I, tak, Alex miał rację – jest jedyną deską, dzięki której jeszcze unosiła się na powierzchni tego całego szamba zwanego inaczej jej życiem. Może dzięki temu było jej łatwiej. Może dzięki temu uniknęła kolejnych problemów, takich jak samotność, lęk przed nią. Bo wiedziała, że kiedy wróci do domu, będzie czekał na nią brat.
Dla niego była w stanie wytrzymać wszystko.
Sięgnęła po butelkę i upiła z niej solidny łyk, nim postawiła ją z powrotem na miejscu i spojrzała ponownie na Alexa.
— Może morały naszych historii są inne, ale w gruncie rzeczy ich treść jest całkiem podobna.
Każde borykało się z innym lękiem… Ale w gruncie rzeczy obie te opowieści zawierały w sobie ból, jaki zadali im inni ludzie. To, że wydarli z nich siłą pewną cząstkę człowieczeństwa. To, że oboje przekonali się, że na nikim nie mogą polegać, poza sobą. To, że w gruncie rzeczy byli masakrycznie samotni… i oboje nie radzili sobie z własnymi demonami.
Westchnęła głęboko, przymykając oczy.
— Życie jest tak kurewsko spierdolone…
Ale zamiast tego, przymknęła oczy i powolutku, bez większego pośpiechu, paliła skręta, którym ją poczęstował. Zrozumiała, że cały był dla niej, tak więc nie pomyślała nawet o tym, żeby go zwrócić.
Dym powoli ją uspokajał. Cisza, która tak drażniła Alexa, okazała się ciepłym przyjacielem, który koił jej nerwy i stres, sprawiała, że powoli uspokajała swoje nerwy. Ten krótki epizod, krótki wybuch łez, skończył się bardzo szybko. Pozostały po nim jedynie przekrwione oczy i ciężkie, nieco senne powieki. Ale wcale nie narzekała. Zaczynało być jej zwyczajnie… dobrze. Czuła się bezpiecznie, jakby zaufana ciemność zatopiła ją w swoich ramionach i szeptała słowa, które faktycznie niosły pocieszenie. Które faktycznie sprawiały, że nie czuła się aż tak bardzo jak skończone gówno.
Ale tylko odrobinę. Tyle, na ile mogła, aby znów była w stanie patrzeć na siebie w lustrze i strojem i makijażem zakrywać to, jak paskudnie czuje się w środku. To był taki cholerny paradoks – z jednej strony chciała stać się bezpłciowa, z drugiej zaś swoją aparycję starała się wykreować na jak najbardziej atrakcyjną, nawet wręcz wyzywającą. Po to, żeby nie zginąć w tłumie. Żeby nie dać się zmiażdżyć falom i demonom, żeby wyjść naprzeciw nich i zawołać z kurewską wściekłością jestem, żyję i nie pozbędziecie się mnie tak szybko.
Kiedy usłyszała pierwsze słowa z ust Alexa, niemalże się skrzywiła. Nie, kurwa, nie. Już wolałaby, żeby milczeli do końca, wypalili po skręcie, może kolejnym, napili się i poszli każde w swoją stronę – to było lepsze niż morały, które mógłby jej prawić o tym, że musi być dzielna i inne pierdoły. Tak w sumie zapowiadał się jego monolog i na to się już psychicznie przygotowywała.
Ale jego słowa skręciły w kompletnie nieoczekiwanym kierunku, co sprawiło, że aż odwróciła ku niemu twarz ze zdumieniem na niej wymalowanym.
Chyba ze wszystkiego, co mógł teraz powiedzieć, nie spodziewała się, że opowie jej… o sobie. O własnych demonach i o tym, co go dręczyło.
Z kolejnymi słowami powoli odwróciła się w jego stronę, jakby własnym ciałem okazując mu zainteresowanie, to, że słucha. Przyciągnęła jedynie mocniej kurtkę Alexa, aby zakryć lepiej swoje barki. Chyba nie spodziewała się, że ten jeden, głupi gest tak bardzo jej pomoże i w pewien sposób ją uspokoi.
Słuchała go w skupieniu. Jestem tylko ja. Tak, tak już powiedział wcześniej – i może nie miała wtedy pełnego obrazu, ale teraz, kiedy przedstawiał sprawę z nieco innej perspektywy…
Naprawdę był tylko on. W jego życiu nie było nikogo innego. Ani rodzeństwa, ani… ani rodziców… ani przyjaciół… A ludzie byli najgorszymi potworami tego świata, ona wiedziała o tym najlepiej. Wykorzystywali lęki, pogłębiali traumy, miażdżyli innych ludzi w imię własnej satysfakcji.
Rozumiała go. Dawał tyle szans ludziom wcześniej, że stracił już nadzieję, że może istnieć ktoś, kto go nie zostawi. To dlatego… to dlatego odpycha od siebie innych. To dlatego chciał odepchnąć ich, bo pogodził się ze stratą i chciał się na nią psychicznie przygotować, żeby nie cierpieć bardziej, niż było to konieczne.
Kurwa.
Prawda, do której właśnie doszła, z jakiegoś względu nadal wydawała jej się zaskakująca. Może dlatego, że do tej pory nie sądziła, aby ktoś taki jak Alex mógł mieć własne demony… a przynajmniej nie takiego kalibru i nie takiego rodzaju. On również się bał – lecz nie bliskości. Kiedy ona od niej uciekała, on naprawdę jej potrzebował. Potrzebował kogoś, kto by z nim został, już na zawsze. Kto będzie stałą jednostką w jego życiu. Kto nigdy nie odejdzie.
To było dla niej tak cholernym zaskoczeniem, a zdawało się tak logiczne. Zupełnie jakby się dziwiła, że kolor czerwony jest naprawdę czerwony. I chyba to ją najbardziej frustrowało – głównie w sobie samej, że dziwiła się czemuś takiemu. Że nie przypuściła nigdy, że Alex może mieć własne lęki. Po kim jak po kim, ale po nim nie spodziewała się…
Kurwa, była tak tragicznie głupia…
Jego ciche przekleństwo umknęło jej w natłoku myśli, a kiedy już do niej dotarło, zinterpretowała je kompletnie inaczej. Sądziła raczej, że jest to coś w rodzaju westchnięcia nad popierdolonym losem, który skrzywił ich oboje.
Mimo to, kiedy zabrał butelkę, przysunęła się bliżej niego.
— Kiedy byłam mała, byłam tylko ja i moja mama. Nie było nikogo więcej i nie wiedziałam nawet, że czegoś nam brakuje. Dopiero kiedy poszłam do przedszkola, dowiedziałam się, że w rodzinie istnieje jeszcze taka funkcja jak ojciec.
Nie wiedziała, po co mu to mówiła. Chyba również w ten sposób chciała okazać mu swoje zrozumienie… A prawienie kazań i morałów, albo poklepywanie po ramieniu były ostatnim, czego Alex potrzebował w tej chwili. Sama tego nie chciała, więc jak mogłaby sprezentować to jemu?
— Zapytałam ją kiedyś, gdzie jest mój tata. Powiedziała mi, że był strażakiem i umarł, ratując innych ludzi z pożaru.
Skrzywiła się lekko i sięgnęła w końcu po butelkę. Musiała się napić. Wspominając tak paskudne wydarzenia, nie mogła myśleć o tym na trzeźwo.
— Byłam z niego tak kurewsko dumna. Mówiłam dzieciakom, że mój tata był superbohaterem. Kurwa, chciałam być taką samą bohaterką jak ona. Mówiłam wszystkim dokoła, że taka będę. Wszyscy mi zazdrościli.
Z głośnym westchnięciem odwróciła głowę w bok, w stronę horyzontu, za którym jeszcze nie tak dawno temu zachodziło słońce.
— Potem moja matka przyprowadziła do domu jego. Nigdy nie byłam na nią tak wściekła. Uważałam, że nie potrzebujemy nowego taty, skoro mój był dobry. Nie lubiłam go od samego początku. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam z nim mieszkać. Nikt mnie nigdy nie słuchał, nikt ze mną nigdy nie porozmawiał. Gość grał ofiarę dyskryminacji gówniarza od samego początku.
Rzygać jej się chciało, jak o tym wspominała. Wtedy, jako kilkuletnie dziecko, jeszcze za wiele nie rozumiała, ale teraz, z perspektywy czasu widziała znacznie więcej. Widziała oznaki jego zepsucia już od pierwszych chwil. Skąd jej matka go w ogóle wzięła?
— Sprawa została przesądzona, kiedy urodził się Tim. On został. Ja przestałam się buntować. Miałam brata, którym mogłam się zajmować. Przez moment było dobrze. Przez moment – uniosła skręta do ust i powoli wypuściła dym, zamykając oczy. – Zaczynało się od drobnych rzeczy. Czegoś nie zrobiła, o czymś zapomniała, coś zrobiła źle. Zaczął ją bić, wyzywać, grozić. Miała tylko jeden moment, w którym pomyślała trzeźwo i chciała stamtąd spierdolić. Byliśmy już spakowani, kiedy spotkała go w progu mieszkania, bo wrócił wcześniej. Zaczął teatrzyk, że jest taki biedny, że wcale nie chciał, że jest przeciążony, bo musi zarobić na rodzinę. Przepraszał, błagał, żeby go nie zostawiała, bo nie miał nikogo innego poza nami. I została.
Wypaliwszy do końca skręta, wyrzuciła go jednym pstryknięciem za krawędź dachu.
— Było tylko gorzej. Szantaże, groźby, przemoc, to wszystko wróciło, a z czasem przestał ją nawet przepraszać. Zaczęła chlać, chyba tylko po to, żeby się znieczulić. A podczas jednej z awantur usłyszałam, jak mówili o moim ojcu.
Zrobiła dłuższą pauzę i zamknęła oczy. Nawet teraz, po tylu latach, było to dla niej tak kurewsko trudne.
— Wrzeszczał, że to jej wina. Że jest tak okropną kobietą, tak męczącą, że jest takim pasożytem, że nie wytrzymał i zachlał się na śmierć. – Prychnęła pod nosem, sztucznym rozbawieniem zakrywając to, jak bardzo ją to bolało. – Mój tatuś, mój superbohater, zachlał się na śmierć w jakimś rynsztoku.
Nie powinna nawet tego pamiętać. Za chwilę otworzyły się drzwi, a ona nimi oberwała, prawdopodobnie straciła przytomność i trzeba było zawieźć ją do szpitala. Nawet nie wiedziała, kto ją tam zabrał. W zasadzie, było jej to całkiem obojętne.
— Zrozumiałam wtedy, że na nikim nie mogę polegać. Mój świat runął w gruzach, razem ze wszystkimi wartościami, w które wierzyłam. Mój ojciec był zwykłym pasożytem, pijakiem. Moja matka była kłamcą i staczała się na to samo dno, co mój ojciec. Mój… ojczym… - przygryzła na moment nerwowo wargę nim kontynuowała: - jest najgorszym potworem chodzącym po tym świecie. Został mi tylko Tim. I… chyba chciałam go chronić, żeby nie musiał przeżyć tego, co doświadczyłam ja. Byłam z nim, kiedy wyrastał z pieluch, uczył się chodzić, pisać, czytać. Masz rację, jest moją siłą. I jest jedynym, przy którym czuję się bezpiecznie. Wiem, że mnie nie skrzywdzi, bo jest mój.
Jest jedyną osobą, którą Alice szczerze kocha. I, tak, Alex miał rację – jest jedyną deską, dzięki której jeszcze unosiła się na powierzchni tego całego szamba zwanego inaczej jej życiem. Może dzięki temu było jej łatwiej. Może dzięki temu uniknęła kolejnych problemów, takich jak samotność, lęk przed nią. Bo wiedziała, że kiedy wróci do domu, będzie czekał na nią brat.
Dla niego była w stanie wytrzymać wszystko.
Sięgnęła po butelkę i upiła z niej solidny łyk, nim postawiła ją z powrotem na miejscu i spojrzała ponownie na Alexa.
— Może morały naszych historii są inne, ale w gruncie rzeczy ich treść jest całkiem podobna.
Każde borykało się z innym lękiem… Ale w gruncie rzeczy obie te opowieści zawierały w sobie ból, jaki zadali im inni ludzie. To, że wydarli z nich siłą pewną cząstkę człowieczeństwa. To, że oboje przekonali się, że na nikim nie mogą polegać, poza sobą. To, że w gruncie rzeczy byli masakrycznie samotni… i oboje nie radzili sobie z własnymi demonami.
Westchnęła głęboko, przymykając oczy.
— Życie jest tak kurewsko spierdolone…
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.