20-09-2021, 11:44 PM
Alex nie odezwał się ani słowem. Nie przerwał, nie wtrącił się, chociaż miał do tego od groma możliwości. Ale widziała, że ją słuchał. Nie był znudzony, nie wywracał oczami. Może na samym początku widziała na jego twarzy dziwny grymas, którego nie potrafiła do końca zidentyfikować – lecz kiedy sam zwrócił się w jej stronę, nie miała wątpliwości, że naprawdę miała jego uwagę.
To było tak kurewsko dziwne, że chłopak, który zdawał się nie przejmować nikim ani niczym, po pierwsze – otworzył się przed nią, a po drugie – pozwolił jej otworzyć się przed sobą. Nie dawał rad, nie oceniał. Po prostu siedział i słuchał. A im więcej elementów jego historii poznawała, tym więcej podobieństw zauważała wobec siebie. I tym lepiej go rozumiała.
Nigdy nie przypuszczała, iż dowie się, że ten niemalże bezlitosny człowiek, który okazywał im przede wszystkim agresję, który nie miał skrupułów, tak naprawdę walczył z własnymi demonami pod postacią lęku przed odrzuceniem. Że to wszystko działo się dlatego, iż się bał. Bał się przywiązania, bał się zaufania – bał się, że kolejni będą dokładnie tacy sami. Zbudował wokół siebie prawdziwy mur, którego przebicie było praktycznie niemożliwe.
Oboje zbudowali wokół siebie własne mury. Oboje spoglądali na siebie zza nich, rozumiejąc się nawzajem. Ale nie było nikogo, kto by te granice rozbił. Kto choćby na jedną chwilę wyciągnąłby do nich rękę i powiedział, że pomoże.
Jedyną osobą, która faktycznie jej pomogła, która faktycznie wyglądała na przejętą, był właśnie on. I to ją tak kurewsko rozpierdoliło. Z całego świata dobrotliwych i świętobliwych, to on ją zrozumiał. To on dostrzegł jej cierpienie. To on w kilku słowach rozgryzł ją kompletnie i… kurwa, jeszcze nie pamiętała, żeby kiedykolwiek tak szybko wróciła do spokoju. Ostatnio wytrzęsła się ze strachu prawie całą noc – a teraz? Wystarczyło kilka chwil. Kilka słów. Podana ciepła kurtka, flaszka i skręt. I dobra wola.
To było tak niesamowite, że aż nie mogła w to uwierzyć. Gdyby nie wiedziała, że jest wrzesień, pomyślałaby, że dzisiaj obchodzili Gwiazdkę.
Z krzywym uśmiechem na własny komentarz, przeniosła spojrzenie na nocne niebo. I niespodziewanie dostrzegła, jak gwiazda przecięło niebo. A potem kolejna. I następna.
Życie to jednak, kurwa, miało poczucie humoru. Nie jest Ci przypadkiem za dobrze? Pomyśl sobie jeszcze życzenie, zacznij mieć nadzieję, żeby było co w przyszłości rozpierdalać.
Z cichym westchnieniem miała zamiar położyć się na dachówkach, ale jej wzrok zatrzymał się na Alexie, który rozłożył się, mając na sobie jedynie koszulkę. Cholera, oddał jej swoją kurtkę, narażając siebie samego na zmarznięcie…
— Nie jest Ci zimno, Alex? – spytała i sama siebie zaskoczyła autentyczną troską wybrzmiewającą w tonie. Próbowała zatuszować to dość krzywym uśmiechem i szybko, dość nerwowo rzuciła: - Jutro drugi dzień wycieczki do Hogsmeade, będzie głupio, jak się przeze mnie przeziębisz.
W gruncie rzeczy tę wycieczkę obecnie miała w nosie. Bardziej interesowało ją to, aby w jakiś sposób dać Alexowi odczuć, że jest wdzięczna. I że może tego nie widać, ale pomimo iż czasem myśli o nim jak o skończonym bucu, to trochę jej jednak zależy. Trochę. Nie za dużo. Ale mimo wszystko.
— Ja i tak się nie wybieram, nie mam już w sumie po co – wzruszyła ramionami, zsuwając powolutku kurtkę z własnych barków, ale nie podobała jej jeszcze. Przez moment rozważała nawet przykrycie go nią, ale… to chyba byłoby za dużo jak na… nawet nie na nią. Za dużo na jedną noc. Do czegoś takiego potrzebowała chyba dwóch lat.
Dlatego po prostu nareszcie wyciągnęła ku niemu dłoń z kurtką.
To było tak kurewsko dziwne, że chłopak, który zdawał się nie przejmować nikim ani niczym, po pierwsze – otworzył się przed nią, a po drugie – pozwolił jej otworzyć się przed sobą. Nie dawał rad, nie oceniał. Po prostu siedział i słuchał. A im więcej elementów jego historii poznawała, tym więcej podobieństw zauważała wobec siebie. I tym lepiej go rozumiała.
Nigdy nie przypuszczała, iż dowie się, że ten niemalże bezlitosny człowiek, który okazywał im przede wszystkim agresję, który nie miał skrupułów, tak naprawdę walczył z własnymi demonami pod postacią lęku przed odrzuceniem. Że to wszystko działo się dlatego, iż się bał. Bał się przywiązania, bał się zaufania – bał się, że kolejni będą dokładnie tacy sami. Zbudował wokół siebie prawdziwy mur, którego przebicie było praktycznie niemożliwe.
Oboje zbudowali wokół siebie własne mury. Oboje spoglądali na siebie zza nich, rozumiejąc się nawzajem. Ale nie było nikogo, kto by te granice rozbił. Kto choćby na jedną chwilę wyciągnąłby do nich rękę i powiedział, że pomoże.
Jedyną osobą, która faktycznie jej pomogła, która faktycznie wyglądała na przejętą, był właśnie on. I to ją tak kurewsko rozpierdoliło. Z całego świata dobrotliwych i świętobliwych, to on ją zrozumiał. To on dostrzegł jej cierpienie. To on w kilku słowach rozgryzł ją kompletnie i… kurwa, jeszcze nie pamiętała, żeby kiedykolwiek tak szybko wróciła do spokoju. Ostatnio wytrzęsła się ze strachu prawie całą noc – a teraz? Wystarczyło kilka chwil. Kilka słów. Podana ciepła kurtka, flaszka i skręt. I dobra wola.
To było tak niesamowite, że aż nie mogła w to uwierzyć. Gdyby nie wiedziała, że jest wrzesień, pomyślałaby, że dzisiaj obchodzili Gwiazdkę.
Z krzywym uśmiechem na własny komentarz, przeniosła spojrzenie na nocne niebo. I niespodziewanie dostrzegła, jak gwiazda przecięło niebo. A potem kolejna. I następna.
Życie to jednak, kurwa, miało poczucie humoru. Nie jest Ci przypadkiem za dobrze? Pomyśl sobie jeszcze życzenie, zacznij mieć nadzieję, żeby było co w przyszłości rozpierdalać.
Z cichym westchnieniem miała zamiar położyć się na dachówkach, ale jej wzrok zatrzymał się na Alexie, który rozłożył się, mając na sobie jedynie koszulkę. Cholera, oddał jej swoją kurtkę, narażając siebie samego na zmarznięcie…
— Nie jest Ci zimno, Alex? – spytała i sama siebie zaskoczyła autentyczną troską wybrzmiewającą w tonie. Próbowała zatuszować to dość krzywym uśmiechem i szybko, dość nerwowo rzuciła: - Jutro drugi dzień wycieczki do Hogsmeade, będzie głupio, jak się przeze mnie przeziębisz.
W gruncie rzeczy tę wycieczkę obecnie miała w nosie. Bardziej interesowało ją to, aby w jakiś sposób dać Alexowi odczuć, że jest wdzięczna. I że może tego nie widać, ale pomimo iż czasem myśli o nim jak o skończonym bucu, to trochę jej jednak zależy. Trochę. Nie za dużo. Ale mimo wszystko.
— Ja i tak się nie wybieram, nie mam już w sumie po co – wzruszyła ramionami, zsuwając powolutku kurtkę z własnych barków, ale nie podobała jej jeszcze. Przez moment rozważała nawet przykrycie go nią, ale… to chyba byłoby za dużo jak na… nawet nie na nią. Za dużo na jedną noc. Do czegoś takiego potrzebowała chyba dwóch lat.
Dlatego po prostu nareszcie wyciągnęła ku niemu dłoń z kurtką.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.