21-09-2021, 01:11 AM
Jeszcze po zielarstwie, gdy rozchodzili się każde do własnego dormitorium, umówili się na spotkanie po kolacji. I w sumie nie wiedziała, jak powinna interpretować to spotkanie. Czy jako wyjście dwójki przyjaciół, czy coś więcej? Znaczy, chyba nie do końca przyjaciół, skoro byli zaręczeni, ale… Ale… Ale w sumie nie wiedziała, co ale. To chyba było za trudne, żeby była w stanie to określić!
Miała dość sporo czasu, czekając na eliksiry, na pomyślenie o całej tej sytuacji i… chyba trochę się stresowała. Tylko czemu? Miało to być przecież zwyczajne, zwykłe spotkanie z Griffinem, którego znała przecież od… w sumie od początku szkoły, bo byli na jednym roku, jakby nie spojrzał. A mimo to zależało jej, żeby wypaść na nim wystarczająco dobrze.
Griffin był… zupełnie inny niż ci, których znała do tej pory. To znaczy, nie, żeby oceniała tych innych, że niby byli gorsi, ale po prostu… nie byli tacy jak on. Mało z kim czuła się tak swobodnie podczas rozmowy. Więź, którą zdążyli nawiązać, była dość wyjątkowa – bo chociaż oboje pochodzili z dwóch kompletnie różnych światów, szanowali swoje różnice i… ewentualnie starali się pokazać drugą stronę medalu, ale nigdy do niczego nie zmuszali, nigdy się z siebie nie wyśmiewali.
Szanowała to. I bardzo ceniła.
Może dlatego tak bardzo jej zależało, żeby dobrze wypaść…? Trochę bezsensownie palnęła i przypadkiem obraziła coś, co podobało się Griffinowi, teraz chciała jakoś załatać to złe wrażenie.
A jednak nie potrafiła wymyślić dla siebie lepszego stroju niż ten, w którym była. Kolorowa, ozdobna, długa, półprzezroczysta spódnica, pod którą nogi zasłaniały legginsy, a do tego bluzka, która zwyczajnie byłaby z krótkim rękawkiem i odsłaniająca brzuch – tym razem była długa i z długim rękawem, gdyż była świadoma, jak zimno jest na dworze.
Nie wiedziała, co ją podkusiło, ale chyba tak bardzo nie mogła doczekać się spotkania, że zamiast siedzieć razem z Krukonami, tym razem dosiadła się do stołu Puchonów. Griffin widocznie nie miał nic przeciwko, tak więc w miłej atmosferze zjedli razem kolację. No, może nie do końca tak zupełnie razem, ale… obok siebie. Tak. To na chwilę obecną wystarczało.
Zdziwiła się, kiedy zauważyła, że zabrał ze sobą parasol. Mimo wszystko poszła pod nim grzecznie, przysuwając się blisko Griffina, aby ten zdołał ją objąć. Znaczy, parasol, nie Griffin. Ten drugi też mógłby, ale może w nieco późniejszym terminie, chyba było jeszcze za wcześnie…
Chwila, co?
Przytaknęła nadzwyczaj ochoczo, kiedy zaproponował, żeby pójść w jego ulubione miejsce. Chętnie by je zobaczyła, a przy okazji pomyślała, że przy najbliższej okazji powinna pokazać mu swoje ulubione miejsce. Może też mu się spodoba? Albo okaże się, że znał je i często tam przebywał?
Chociaż Rati kilkakrotnie mijała już molo, chyba nie zatrzymała się na nim na dłużej. Teraz tego żałowała, bo widok był naprawdę przepiękny. Nie spodziewała się, że zobaczy coś tak cudownego, a zarazem spokojnego i w ogóle nie obleganego przez innych uczniów… Ale jednak, to miejsce bardzo pasowało jej do samego Griffina. Nie dziwiła się, że mu się tutaj podobało.
— Pięknie jest tutaj – stwierdziła z cichym westchnieniem zachwytu, nawet pomimo iż obecnie padał deszcz, a niebo było szare i miejsce nie ukazywało się w swoim największym potencjale.
Było jej trochę głupio, gdy Fin zdejmował bluzę, aby położyć ją na mokrych deskach – ale skoro już mleko się rozlało, usiadła na niej, nieopodal niego. Usiadła po turecku, krzyżując nogi – i przy okazji dostrzegła, że baleriny nie zakrywają pełnej linii barwnika kosmetycznego po ostatniej pielęgnacji. No nic, najwyżej, jeśli Griffin tutaj spojrzy, trochę się zdziwi…
Spojrzała na niego, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Naturalnie, że pamiętała, dlaczego się tutaj umówili. Może teraz niekoniecznie chciała, aby to był główny cel ich spotkania, ale… od czegoś trzeba zacząć.
— Chętnie usłyszę, jaki jest Twój punkt widzenia. – Po czym posłała mu uprzejmy, nieco wyczekujący uśmiech.
Miała dość sporo czasu, czekając na eliksiry, na pomyślenie o całej tej sytuacji i… chyba trochę się stresowała. Tylko czemu? Miało to być przecież zwyczajne, zwykłe spotkanie z Griffinem, którego znała przecież od… w sumie od początku szkoły, bo byli na jednym roku, jakby nie spojrzał. A mimo to zależało jej, żeby wypaść na nim wystarczająco dobrze.
Griffin był… zupełnie inny niż ci, których znała do tej pory. To znaczy, nie, żeby oceniała tych innych, że niby byli gorsi, ale po prostu… nie byli tacy jak on. Mało z kim czuła się tak swobodnie podczas rozmowy. Więź, którą zdążyli nawiązać, była dość wyjątkowa – bo chociaż oboje pochodzili z dwóch kompletnie różnych światów, szanowali swoje różnice i… ewentualnie starali się pokazać drugą stronę medalu, ale nigdy do niczego nie zmuszali, nigdy się z siebie nie wyśmiewali.
Szanowała to. I bardzo ceniła.
Może dlatego tak bardzo jej zależało, żeby dobrze wypaść…? Trochę bezsensownie palnęła i przypadkiem obraziła coś, co podobało się Griffinowi, teraz chciała jakoś załatać to złe wrażenie.
A jednak nie potrafiła wymyślić dla siebie lepszego stroju niż ten, w którym była. Kolorowa, ozdobna, długa, półprzezroczysta spódnica, pod którą nogi zasłaniały legginsy, a do tego bluzka, która zwyczajnie byłaby z krótkim rękawkiem i odsłaniająca brzuch – tym razem była długa i z długim rękawem, gdyż była świadoma, jak zimno jest na dworze.
Nie wiedziała, co ją podkusiło, ale chyba tak bardzo nie mogła doczekać się spotkania, że zamiast siedzieć razem z Krukonami, tym razem dosiadła się do stołu Puchonów. Griffin widocznie nie miał nic przeciwko, tak więc w miłej atmosferze zjedli razem kolację. No, może nie do końca tak zupełnie razem, ale… obok siebie. Tak. To na chwilę obecną wystarczało.
Zdziwiła się, kiedy zauważyła, że zabrał ze sobą parasol. Mimo wszystko poszła pod nim grzecznie, przysuwając się blisko Griffina, aby ten zdołał ją objąć. Znaczy, parasol, nie Griffin. Ten drugi też mógłby, ale może w nieco późniejszym terminie, chyba było jeszcze za wcześnie…
Chwila, co?
Przytaknęła nadzwyczaj ochoczo, kiedy zaproponował, żeby pójść w jego ulubione miejsce. Chętnie by je zobaczyła, a przy okazji pomyślała, że przy najbliższej okazji powinna pokazać mu swoje ulubione miejsce. Może też mu się spodoba? Albo okaże się, że znał je i często tam przebywał?
Chociaż Rati kilkakrotnie mijała już molo, chyba nie zatrzymała się na nim na dłużej. Teraz tego żałowała, bo widok był naprawdę przepiękny. Nie spodziewała się, że zobaczy coś tak cudownego, a zarazem spokojnego i w ogóle nie obleganego przez innych uczniów… Ale jednak, to miejsce bardzo pasowało jej do samego Griffina. Nie dziwiła się, że mu się tutaj podobało.
— Pięknie jest tutaj – stwierdziła z cichym westchnieniem zachwytu, nawet pomimo iż obecnie padał deszcz, a niebo było szare i miejsce nie ukazywało się w swoim największym potencjale.
Było jej trochę głupio, gdy Fin zdejmował bluzę, aby położyć ją na mokrych deskach – ale skoro już mleko się rozlało, usiadła na niej, nieopodal niego. Usiadła po turecku, krzyżując nogi – i przy okazji dostrzegła, że baleriny nie zakrywają pełnej linii barwnika kosmetycznego po ostatniej pielęgnacji. No nic, najwyżej, jeśli Griffin tutaj spojrzy, trochę się zdziwi…
Spojrzała na niego, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Naturalnie, że pamiętała, dlaczego się tutaj umówili. Może teraz niekoniecznie chciała, aby to był główny cel ich spotkania, ale… od czegoś trzeba zacząć.
— Chętnie usłyszę, jaki jest Twój punkt widzenia. – Po czym posłała mu uprzejmy, nieco wyczekujący uśmiech.