21-09-2021, 02:23 AM
~1~
Stutonowy pociąg pełznie po szynach
Szyny ryczą jak matula która jęczy po synach
Bo historii zegar wskazuje że śmierci godzina już nastała
Czy ktoś mógłby torów stęki powstrzymać?
Stutonowy pociąg pełznie po szynach
Szyny ryczą jak matula która jęczy po synach
Bo historii zegar wskazuje że śmierci godzina już nastała
Czy ktoś mógłby torów stęki powstrzymać?
Chłopcy zaliczali swoją tułaczkę po świecie. Rodzina nieśmiało zaprosiła Todora na Wielkanoc do domu, ażeby to siostra poczuła się mniej źle niżeli się czuła. Miał pomachać przed nią swoją różdżką, udając wielce kunsztownie, iż można odczynić jej największą życiową porażkę. Prus nawet chciał na to przystać, Polska wszak była jedynym krajem świata, gdzie niezachwianie istniała instytucja cebularza. Le ce'bularz niezmordowany po francusku. Język wielce zacofany, tak samo jak kraj oraz cała Europa. Tyle wspaniałych miejsc oraz domowych fabryk do produkcji koksu czy czegokolwiek innego, a nikt. Żaden geniusz. Żaden beneficjent nobla. Żaden szlachcic z tytułami kucharskimi nie wpadł na równie wspaniałe połączenie składników na mące, którym cebularz był niezaprzeczalnie. Jedzenie - ciągnęło Teo do domu niesamowicie. Właściwie jedynie żarcie sprawiało, że miał ochotę wracać tam z uśmiechem.
Życie zaś postanowiło, aby chłop spędzał Wielkanoc ze swoim ziomkiem w jakiejś spelunie w Chorwacji. Czy słyszeliście kiedyś o bałkańskim koksie? Nie? Dobrze, bo Teosiek miał wrażenie, że coś takiego w ogóle nie istnieje w tym miejscu lub on nie ma na tyle siły w przebiciu, aby o takowym informacje pozyskać. Zapił swoje smutki tanim piwskiem sprzedawanym w plastiku o mocy procentów trzech i jakoś przebolał noc. Tutaj nawet wyklarował się kolejny plus świat u rodzinki: Polska miała sieć sklepów biedronka. Biedronka miała w asortymencie kustosza tequile. Kustosz kosztował dwa złote. Powróćmy jednak do wątku, który zaczyna się porankiem w okolicy piętnastej.
Prus wstał niezmordowany wieczorkiem na budżetowym alkoholu, na którym wyhulał się za ostatni tydzień. Poćwiczył kilka zaklęć w łazience po tym jak rozjebał wannę kulą do kręgli. Ale miał usprawiedliwienie! Przedmiot utkwiony był w suficie wcześniej i spadł niefortunnie na Teo, gdy ten podmywał paszki. Wyszedł po dłuższej chwili w żonobijce, zagadkowych gaciach, które równie dobrze mogły być zwyczajnymi spodenkami i szlafroku z pijanymi reniferami. Tanecznym krokiem doszedł do okna, odsłaniając żaluzję, które chyba pochłaniały całe zło porannej gwiazdy. Na dworze niepewnie latała Hildegarda, która ośmieliła się wylądować dopiero po zobaczeniu znajomej mordki. Długo przyzwyczajała się do nowej twarzy Todora, ale to pozostawmy w przeszłości.
Przeczytał list od rodziny. Wczoraj zmarł Wiesław Świderski. Brunet nie dowierzał w to do tego stopnia, że aż popatrzył na zwłoki Nico w pokoju. Chyba oddychał. Hilda weszła za opiekunem do speluny, a widząc drugiego Polaka zawróciła, robiąc kilka szybkich swoich kroczków. Szybko namyśliła się, że jednak lubi tego jełopa i podleciała na jakąś lampę. Zapewne czekała na jakieś żarcie. Teo uznał to za problem na później. Sam jebnął się na łóżko gdzieś w nogach swojego prywatnego i żywego Krawczyka. Nawet podłożył mu miskę pod mordę, tak z sympatii, powiedźmy. Po czym, aby subtelnie zasugerować swoją obecność, ruszył ręką. Pierdolną Nico niewinnie w brzuch, opuszczając list od starych. Dłoń cofną na swój splot słoneczny, udając, że drugi Polak właśnie został nawiedzony przez jakieś torsje.