21-09-2021, 12:24 PM
Słuchał Aspasii w szczerym zainteresowaniu. Nie wiedział przy tym czego się spodziewać, jego pierwszą myślą było, że pewno ktoś ją prześladuje i trzeba będzie poprześladowac też tą osobę. Był gotów otworzyć piekło w ramach zemsty, był w tym całkiem dobry. Ba, poczynając od ostatniego przerażenia na śmierć Aspasii, gdzie nie było to celowo. A jakby CHCIAŁ straszyć? To nie byłaby amatorka.
A jednak Aspasia wyjaśniła zupełnie inny problem i Romilly szczerze nie wiedział jak zareagować w pierwszej kolejności. Naturalnie sam posłałby Milesa w diabły. Kojarzył go mniej więcej, popierdolony, chaotyczny wariat wiecznie czymś ujebany i przymilający się do każdej kobiety do porzygu. Trzymał się od niego z dala, bo okropnie go drażnił, szczególnie jak z kolegami panoszy się po pokoju wspólnym. Acz Aspasia nie była jak on, była, jak się okazało, wrażliwa. Nie każdy miał siłę i odwagę żeby ot wypiąć się na wszystkich i ewentualnie spuścić wpierdol w ramach perswazji.
Westchnął cicho. Zrobiło mu się szkoda Aspasii, tego, że tak cholernie trudno było jej odnajdywać się w społeczeństwie szkolnym. To nie było łatwe, ale zdawało się, że ją przerosło już dawno, i teraz dopiero to dostrzegł. Przy tym uruchomił się w nim mechanizm obronny wobec niej - już wiedział, że podjął decyzję rozwiązania tego jednego problemu za nią. Może tak jakkolwiek odkupi się za dokładanie trudu istnienia przez ostatnie lata.
Aczkolwiek widząc jak Aspasia chyba zaraz się rozpłacze, ciut spanikował. Nie umiał rozmawiać z płaczącymi ludźmi! Zwykle pogarszał sytuację... Zawahał się, po czym wyciągnął rękę by lekko, w zamierzeniu pokrzepiająco, poklepać ją po kolanie krótko, cofając zaraz dłoń.
- Nie myśl o tym, okej? Ja z nim pogadam. Trochę się znamy. - Nie znają. - Już cię nie będzie nękał.
Tyle mógł zrobić, bo życia i asertywności jej nie nauczy. Ba, sam chyba nie był mistrzem.
- Poza tym, każde z nas czuje, że czegoś mu brakuje. Ty masz problemy z asertywnością, ja generalnie z relacjami, bo z nikim nie gadam. - Wzruszył lekko ramieniem. - Tak już jest, nie można mieć wszystkiego. Ale można czasem wesprzeć siebie nazwzajem.
Posłał jej lekki uśmiech. Od kiedy niby był panem dobra rada? I to jeszcze w tym temacie, gdzie esencją hipokryzji było jak sam niemal nigdy nie wychylał się z pomocą innym nieproszony, ani nie sięgał po pomoc oferowaną. A przynajmniej do niedawna. W tym roku jakoś miał chyba nieco więcej dobrego serca. Albo chociaż starał się mieć.
A jednak Aspasia wyjaśniła zupełnie inny problem i Romilly szczerze nie wiedział jak zareagować w pierwszej kolejności. Naturalnie sam posłałby Milesa w diabły. Kojarzył go mniej więcej, popierdolony, chaotyczny wariat wiecznie czymś ujebany i przymilający się do każdej kobiety do porzygu. Trzymał się od niego z dala, bo okropnie go drażnił, szczególnie jak z kolegami panoszy się po pokoju wspólnym. Acz Aspasia nie była jak on, była, jak się okazało, wrażliwa. Nie każdy miał siłę i odwagę żeby ot wypiąć się na wszystkich i ewentualnie spuścić wpierdol w ramach perswazji.
Westchnął cicho. Zrobiło mu się szkoda Aspasii, tego, że tak cholernie trudno było jej odnajdywać się w społeczeństwie szkolnym. To nie było łatwe, ale zdawało się, że ją przerosło już dawno, i teraz dopiero to dostrzegł. Przy tym uruchomił się w nim mechanizm obronny wobec niej - już wiedział, że podjął decyzję rozwiązania tego jednego problemu za nią. Może tak jakkolwiek odkupi się za dokładanie trudu istnienia przez ostatnie lata.
Aczkolwiek widząc jak Aspasia chyba zaraz się rozpłacze, ciut spanikował. Nie umiał rozmawiać z płaczącymi ludźmi! Zwykle pogarszał sytuację... Zawahał się, po czym wyciągnął rękę by lekko, w zamierzeniu pokrzepiająco, poklepać ją po kolanie krótko, cofając zaraz dłoń.
- Nie myśl o tym, okej? Ja z nim pogadam. Trochę się znamy. - Nie znają. - Już cię nie będzie nękał.
Tyle mógł zrobić, bo życia i asertywności jej nie nauczy. Ba, sam chyba nie był mistrzem.
- Poza tym, każde z nas czuje, że czegoś mu brakuje. Ty masz problemy z asertywnością, ja generalnie z relacjami, bo z nikim nie gadam. - Wzruszył lekko ramieniem. - Tak już jest, nie można mieć wszystkiego. Ale można czasem wesprzeć siebie nazwzajem.
Posłał jej lekki uśmiech. Od kiedy niby był panem dobra rada? I to jeszcze w tym temacie, gdzie esencją hipokryzji było jak sam niemal nigdy nie wychylał się z pomocą innym nieproszony, ani nie sięgał po pomoc oferowaną. A przynajmniej do niedawna. W tym roku jakoś miał chyba nieco więcej dobrego serca. Albo chociaż starał się mieć.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."