21-09-2021, 02:46 PM
Może piątki nie były jej najbardziej ulubionymi dniami (głównie przez bardzo długi plan i zajęcia aż prawie do osiemnastej!), ale nie narzekała. Bądź co bądź, ostatnie miała eliksiry, za którymi przepadała prawie jak za gotowaniem. To w końcu było coś podobnego, prawda? No i coś, co łączyło ją z Merry! Merry miała zawsze swoje miksturki i w eliksirach była zawsze o wiele, wiele lepsza, ale to nadal stanie nad bulgoczącym kociołkiem i przyrządzanie odrobiny magii. Magia w końcu mogła kryć się i w miksturze, i w dobrym cieście. Nic tak nie stawiało na nogi, jak gorąca zupa, nic tak nie poprawiało humoru jak odrobina czekolady!
Po lekcjach jakoś tak sama z siebie przestała liczyć czas. Może dlatego, że nie ograniczało jej już praktycznie nic (poza zbliżającą się kolacją, którą w sumie mogła sobie zrobić sama, albo po znajomości odwiedzić skrzaty, które by ją porządnie nakarmiły), a w dodatku akurat dzisiejszej nocy nie musiała stawiać się na patrol korytarzy – prefekci w końcu też kiedyś musieli odespać, żeby skupić się na nauce, lub zwyczajnie odpocząć, dlatego nie przejmowała się upływającymi kolejno minutami. Pod salą od eliksirów zagadała się najpierw z siostrą, później z jedną z koleżanek i tak jakoś zeszło, że… no, zeszło.
Kiedy już pożegnała się praktycznie ze wszystkimi znajomymi, uznała, że to najwyższy czas, żeby wrócić do dormitorium i przebrać się w jakieś zwykłe ubrania, zrzucić z siebie szkolny mundurek. Po całym dniu noszenia go, tylko o tym marzyła!
Poprawiła jeszcze tylko kociołek w torbie, zarzuciła ją na ramię i dość radosnym, sprężystym krokiem ruszyła w stronę pokoju wspólnego Puchonów.
Nie spodziewała się, że dołączy do niej kolega z klasy. Widziała go już dzisiaj – cały dzień kręcił się jakiś taki… smętny. I w sumie jakoś nie znalazła czasu, żeby spytać się, co się stało, bo może mogłaby mu jakoś pomóc. Jeśli nie rozmową, to szarlotką albo kawałkiem czekolady!
Ale słysząc pytanie, aż przystanęła i zamrugała ze zdumienia.
Chyba mniej ją dziwiło, że w Hogwarcie usłyszała nazwisko wywodzące się z mugolskiej literatury – a zdecydowanie bardziej, że miałaby być panem Darcy. Och, nie, absolutnie do niego nie pasowała! Jeśli już, to sama chciałaby znaleźć własnego pana Darcy, ale… jakoś jej się jeszcze nie trafił. Ale nie była wybredna. Równie dobrze mogła poczekać na jakiegoś Aladyna, księcia Filipa, Bestię, czy… jakiegoś innego księcia z bajki.
Zdanie rzucone przez Teodora było dla niej tak szokujące, że jeszcze przez dobre kilka sekund stała w osłupieniu, próbując w myślach zinterpretować jego słowa na wszystkie różne możliwe sposoby. Cóż, znalazła dwa.
Albo sam chciał się z nią umówić – a to było dziwne, bo przecież nigdy nie dawał jej żadnego znaku! Albo…
— Czemu? Ktoś Cię prześladuje? – spytała typowym dla siebie, przyjaznym głosem, ale naprawdę była przejęta! Może generalnie starała się nie ingerować w durne pomysły innych uczniów, ale kiedy działa się komuś krzywda, to przecież nie mogła przejść obojętnie! Tym bardziej, gdy ktoś się zwracał do niej po pomoc!
Po lekcjach jakoś tak sama z siebie przestała liczyć czas. Może dlatego, że nie ograniczało jej już praktycznie nic (poza zbliżającą się kolacją, którą w sumie mogła sobie zrobić sama, albo po znajomości odwiedzić skrzaty, które by ją porządnie nakarmiły), a w dodatku akurat dzisiejszej nocy nie musiała stawiać się na patrol korytarzy – prefekci w końcu też kiedyś musieli odespać, żeby skupić się na nauce, lub zwyczajnie odpocząć, dlatego nie przejmowała się upływającymi kolejno minutami. Pod salą od eliksirów zagadała się najpierw z siostrą, później z jedną z koleżanek i tak jakoś zeszło, że… no, zeszło.
Kiedy już pożegnała się praktycznie ze wszystkimi znajomymi, uznała, że to najwyższy czas, żeby wrócić do dormitorium i przebrać się w jakieś zwykłe ubrania, zrzucić z siebie szkolny mundurek. Po całym dniu noszenia go, tylko o tym marzyła!
Poprawiła jeszcze tylko kociołek w torbie, zarzuciła ją na ramię i dość radosnym, sprężystym krokiem ruszyła w stronę pokoju wspólnego Puchonów.
Nie spodziewała się, że dołączy do niej kolega z klasy. Widziała go już dzisiaj – cały dzień kręcił się jakiś taki… smętny. I w sumie jakoś nie znalazła czasu, żeby spytać się, co się stało, bo może mogłaby mu jakoś pomóc. Jeśli nie rozmową, to szarlotką albo kawałkiem czekolady!
Ale słysząc pytanie, aż przystanęła i zamrugała ze zdumienia.
Chyba mniej ją dziwiło, że w Hogwarcie usłyszała nazwisko wywodzące się z mugolskiej literatury – a zdecydowanie bardziej, że miałaby być panem Darcy. Och, nie, absolutnie do niego nie pasowała! Jeśli już, to sama chciałaby znaleźć własnego pana Darcy, ale… jakoś jej się jeszcze nie trafił. Ale nie była wybredna. Równie dobrze mogła poczekać na jakiegoś Aladyna, księcia Filipa, Bestię, czy… jakiegoś innego księcia z bajki.
Zdanie rzucone przez Teodora było dla niej tak szokujące, że jeszcze przez dobre kilka sekund stała w osłupieniu, próbując w myślach zinterpretować jego słowa na wszystkie różne możliwe sposoby. Cóż, znalazła dwa.
Albo sam chciał się z nią umówić – a to było dziwne, bo przecież nigdy nie dawał jej żadnego znaku! Albo…
— Czemu? Ktoś Cię prześladuje? – spytała typowym dla siebie, przyjaznym głosem, ale naprawdę była przejęta! Może generalnie starała się nie ingerować w durne pomysły innych uczniów, ale kiedy działa się komuś krzywda, to przecież nie mogła przejść obojętnie! Tym bardziej, gdy ktoś się zwracał do niej po pomoc!