21-09-2021, 07:26 PM
Gdyby była w jakimś filmie albo innej kreskówce, zapewne wokół jej głowy zacząłby latać cały szereg cyferek i działań matematycznych, kiedy tak wsłuchiwała się w to, co Teodor miał jej do powiedzenia. Bo było tego tak wiele, i to w dodatku tak bardzo chaotycznego! Nie, żeby Puchoni należeli kiedykolwiek do poukładanych ludzi, ale nadal… I w tym wszystkim nie wiedziała w końcu, czego kolega od niej potrzebował.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się z uwagą. I nieświadomie zrobiła przy okazji dzióbek z ust, tak odruchowo, jako oznaka wysokiej konsternacji!
Puchon na samym początku zabrzmiał, jakby dopadła go albo depresja, albo kryzys wieku średniego. A ponieważ pochmurnego widziała go w sumie tylko dnia dzisiejszego, a do czterdziestki mu jeszcze jednak trochę brakowało, to żadna z tych opcji nie wydawała jej się możliwa. Więc jedyne, co przychodziło jej do głowy, to to, że albo ktoś mu coś nagadał… albo że go zabolało kolano i pomyślał, że dopada go starość. Opcjonalnie, że zorientował się, że otaczają go same nastolatki i praktycznie wszyscy są młodsi od niego, tak, to mogło też trochę zaboleć, mogła to sobie wyobrazić!
Zaraz jednak zerknęła na zaproszenie weselne, a potem z jeszcze większym zdziwieniem spojrzała na jego twarz. Okej, teraz istniały jeszcze dwie opcje – ktoś go zaprosił na ślub, a on nie miał z kim iść i się zdołował, albo żenił się jakiś jego znajomy w podobnym wieku i dopadła go presja, że on też powinien zakładać rodzinę.
W każdym z tych dwóch przypadków chyba bała się pomyśleć, co ona miała do rzeczy w tym wszystkim.
Nie zdążyła wymyślić, bo potem było jeszcze tylko ciekawiej.
Wiesz, kiedy ostatnio byłem na randce?
No… nie wiedziała, bo ją to generalnie do tej pory nie interesowało. Powinno? W sumie on też nie wiedział, kiedy ostatnio to ona była na randce. Co lepsze, sama tego nie pamiętała…
— Czarownicą – poprawiła go dość uprzejmie, chociaż każda inna czarownica mogłaby się nieco obrazić na taką pomyłkę! – Wiedźmy to takie stare, przykurczone czarownice pokryte brodawkami, które władają magią elementarną, podobną do magii trolla, żywią się dziećmi i surową wątrobą – wyrecytowała, bo dobrze pamiętała i lekcje na temat tych stworzonek, i bajki z rosyjskiego folkloru, które czytała jej niegdyś mama. – Nie nazywaj tak czarownic na przyszłość – rzuciła z uśmiechem, ale naprawdę to było teraz istotne! W końcu mógł niechcący urazić jakąś kobietę, po co miałby sprowadzać na siebie dodatkowe problemy?
Poczekała, aż skończy swoją opowieść o strachach, wątpliwościach i… całym szeregu innych rzeczy, i ani trochę lepiej nie rozumiała tego, co Teodor tak na dobrą sprawę miał z nią do załatwienia.
— Czyli… - odezwała się nieco sceptycznie – chcesz zaprosić mnie na wesele – tutaj wskazała palcem na trzymane przez niego zaproszenie – desperacko próbujesz znaleźć sobie własną żonę, bo dopadła Cię jakaś presja – tutaj raz jeszcze skinęła palcem w stronę zaproszenia – próbujesz umówić się z kimkolwiek, bo myślisz, że stracisz umiejętność randkowania, albo Ci się nudzi, czy potrzebujesz przewodnika, który Ci przypomni jakieś podstawy savoir-vivre do czasu tego wesela? – uniosła brew i wsparła dłoń o biodro. – Albo założyłeś się z kolegą, że się ze mną umówisz. Jeśli tak jest, to przysięgam, że i on, i Ty dostaniecie ode mnie szlaban.
Co jak co, ale wykorzystywać się do głupich zabaw dawać nie zamierzała! Tym bardziej, że była prefektem. I tym bardziej, że gdyby Merry się dowiedziała, poskładałaby ich o wiele bardziej niż szlaban dany przez Skyler.
— Jest jeszcze jedna opcja. Próbujesz serio zaprosić mnie na randkę, ale Ci głupio – zerknęła na niego dość podejrzliwie.
W sumie to już sama nie wiedziała, o co dokładnie chodzi i byłaby wdzięczna za odrobinę konkretnych informacji. No bo jak to miała interpretować?
— Chyba że jeszcze coś innego, ale to powiedz to wprost, zamiast tak kręcić – dodała, posyłając mu uśmiech na znak, że się nie irytuje. Cóż, jeszcze.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się z uwagą. I nieświadomie zrobiła przy okazji dzióbek z ust, tak odruchowo, jako oznaka wysokiej konsternacji!
Puchon na samym początku zabrzmiał, jakby dopadła go albo depresja, albo kryzys wieku średniego. A ponieważ pochmurnego widziała go w sumie tylko dnia dzisiejszego, a do czterdziestki mu jeszcze jednak trochę brakowało, to żadna z tych opcji nie wydawała jej się możliwa. Więc jedyne, co przychodziło jej do głowy, to to, że albo ktoś mu coś nagadał… albo że go zabolało kolano i pomyślał, że dopada go starość. Opcjonalnie, że zorientował się, że otaczają go same nastolatki i praktycznie wszyscy są młodsi od niego, tak, to mogło też trochę zaboleć, mogła to sobie wyobrazić!
Zaraz jednak zerknęła na zaproszenie weselne, a potem z jeszcze większym zdziwieniem spojrzała na jego twarz. Okej, teraz istniały jeszcze dwie opcje – ktoś go zaprosił na ślub, a on nie miał z kim iść i się zdołował, albo żenił się jakiś jego znajomy w podobnym wieku i dopadła go presja, że on też powinien zakładać rodzinę.
W każdym z tych dwóch przypadków chyba bała się pomyśleć, co ona miała do rzeczy w tym wszystkim.
Nie zdążyła wymyślić, bo potem było jeszcze tylko ciekawiej.
Wiesz, kiedy ostatnio byłem na randce?
No… nie wiedziała, bo ją to generalnie do tej pory nie interesowało. Powinno? W sumie on też nie wiedział, kiedy ostatnio to ona była na randce. Co lepsze, sama tego nie pamiętała…
— Czarownicą – poprawiła go dość uprzejmie, chociaż każda inna czarownica mogłaby się nieco obrazić na taką pomyłkę! – Wiedźmy to takie stare, przykurczone czarownice pokryte brodawkami, które władają magią elementarną, podobną do magii trolla, żywią się dziećmi i surową wątrobą – wyrecytowała, bo dobrze pamiętała i lekcje na temat tych stworzonek, i bajki z rosyjskiego folkloru, które czytała jej niegdyś mama. – Nie nazywaj tak czarownic na przyszłość – rzuciła z uśmiechem, ale naprawdę to było teraz istotne! W końcu mógł niechcący urazić jakąś kobietę, po co miałby sprowadzać na siebie dodatkowe problemy?
Poczekała, aż skończy swoją opowieść o strachach, wątpliwościach i… całym szeregu innych rzeczy, i ani trochę lepiej nie rozumiała tego, co Teodor tak na dobrą sprawę miał z nią do załatwienia.
— Czyli… - odezwała się nieco sceptycznie – chcesz zaprosić mnie na wesele – tutaj wskazała palcem na trzymane przez niego zaproszenie – desperacko próbujesz znaleźć sobie własną żonę, bo dopadła Cię jakaś presja – tutaj raz jeszcze skinęła palcem w stronę zaproszenia – próbujesz umówić się z kimkolwiek, bo myślisz, że stracisz umiejętność randkowania, albo Ci się nudzi, czy potrzebujesz przewodnika, który Ci przypomni jakieś podstawy savoir-vivre do czasu tego wesela? – uniosła brew i wsparła dłoń o biodro. – Albo założyłeś się z kolegą, że się ze mną umówisz. Jeśli tak jest, to przysięgam, że i on, i Ty dostaniecie ode mnie szlaban.
Co jak co, ale wykorzystywać się do głupich zabaw dawać nie zamierzała! Tym bardziej, że była prefektem. I tym bardziej, że gdyby Merry się dowiedziała, poskładałaby ich o wiele bardziej niż szlaban dany przez Skyler.
— Jest jeszcze jedna opcja. Próbujesz serio zaprosić mnie na randkę, ale Ci głupio – zerknęła na niego dość podejrzliwie.
W sumie to już sama nie wiedziała, o co dokładnie chodzi i byłaby wdzięczna za odrobinę konkretnych informacji. No bo jak to miała interpretować?
— Chyba że jeszcze coś innego, ale to powiedz to wprost, zamiast tak kręcić – dodała, posyłając mu uśmiech na znak, że się nie irytuje. Cóż, jeszcze.