22-09-2021, 02:24 PM
~4~
Kiedy wieczór zmienia się w świt, coś dobija się do mych drzwi
Kiedy luty zmienia się w lipiec, nie dam rady się przed nią kryć.
Kiedy wieczór zmienia się w świt, coś dobija się do mych drzwi
Kiedy luty zmienia się w lipiec, nie dam rady się przed nią kryć.
Nad wyraz szybko uciekł z kolacji, żeby zająć ulubiony fotel w pokoju wspólnym Puchonów. Niektórzy uczą się gdziekolwiek, inni nie potrafią się skupić na literkach w innym miejscu niż te, które daje im spokój. Teo w tym wszystkim był gdzieś po środku. Lubił rozjebać się jak suka w sieni na fotelu, otworzyć podręcznik i gonić z materiałem. Głównie robił to z przedmiotami pokroju: zapisze się, będzie śmiesznie. Po prawie miesiącu nauki śmiało mógł stwierdzić, że zabawnie nie było. Owszem, nie było też trudno, bo wszelkie zajęcia co najmniej luźno wiązały się z jego zainteresowaniami. A mógł wybrać mugoloznawstwo! Co byłoby totalną porażką. Przynajmniej w założeniu Prusa, który wyobrażał sobie kartkówki z nazywania przyborów toaletowych, sprawdziany z fabuły Gry o Tron a główne zaliczenie zapewne polegało na wymienieniu połowy utworów z Rolling Stone's 500 Greatest Songs of All Time. Zapewne też żaden Polak się tam nie znalazł, a szkoda. Świat mógłby kiedyś usłyszeć o Mandarynie i jej dokonaniach w Sopocie roku pańskiego 2005 albo o tym jak dzielną wojowniczką jest Gosia Andrzejewicz.
Wszystko wyżej jest niczym przy przerabianiu rozdziału o nietuzinkowych roślinach, które niespodziewanie często występują jako składniki eliksirów. Brunet wolałby skupić się bardziej na aspekcie samych eliksirów niżeli tego w jakiej glebie najlepiej czują się dane bulwy magicznej roślinności. Albo na innym interesującym zagadnieniu: czemu czosnek jest dobry na wampiry i równie dobrze sprawdza się w co prawie każdej potrawie? Takie problemy zapewne bywały rozwiązywane w pseudo-naukowych publikacjach, na które szanujący się adept magii nawet nie zerkał. Teo się tym zaintrygował właściwie. Gdyby umiał się zmieniać w nietoperza, mógłby też udawać wampira. Ano i wszystko było ciekawsze niż ten jeden, cholerny rozdział czytany trzeci raz przez ostatni kwadrans.
Z udawanego skupienia wyrwał się, gdy książka wypadła mu z ręki. Nachylił się po nią, ujrzawszy Octavię. Uśmiechnął się nieświadomie tego. Uczennica zdawała się przesłodkim szkrabem, szczerze niewinnym i jeszcze nie zepsutym światem. Przypominała mu te najcieplejsze wspomnienia z pierwszych lat nauki w Hogwarcie. Wszystkie bez siostry, o dziwo. Blondyneczka wyglądała na nieco smętną, ale zdeterminowaną w nauce jakiegoś zaklęcia. Teodor zostawił swoje rzeczy na fotelu i podszedł do niej. Ano i nawet swoją różdżkę zabrał.
- Czego się uczysz? - Zapytał miło, ze szczerym zainteresowaniem. Tutaj sobie pozwolę założyć, iż wszedł dramatyczny dialog o tym okropnym zaklęciu jakim było lumos. Weszła propozycja wspólnej nauki na dachu, na który ich duet nie dotarł z racji, iż dach został już przez kogoś okupowany. Prus zatem zaprowadził Octavię w jeno ze swoich ulubionych miejsc. Widok zza okien przykrywał już jesienny zmrok, a nauka magicznego światełka zdawała się tutaj tak dziwnie akurat na miejscu. - Myślę, że nie należy się przejmować, wiesz? Jak mam dwadzieścia lat tak nigdy się go nie nauczyłem do końca poprawnie, powiedźmy. - Miało to brzmieć jak pocieszenie. Czy nim było? No oby było.