22-09-2021, 02:36 PM
Nie możesz mi pomóc. Oczywiście. Mogła spodziewać się takiej odpowiedzi. Nawet nie pomyślała o tym, czy była szczera czy też nie – poczuła się z nią paskudnie.
Na co dzień była okropną osobą. Albo przymilała się, albo wpadała w melancholię, albo rzucała rzeczami i raniła wszystkich dokoła. Była paskudna, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Była skrajnym inwalidą emocjonalnym, który nie potrafił poruszać się… praktycznie wcale. Reagowała na najdrobniejsze impulsy, które podpowiadały jej jedynie, czy jest w stanie zagrożenia czy też nie.
Najczęściej była. I najczęściej obrywało się tym, którym nie powinno.
Ten jeden, jedyny raz chciała być pomocna. Zrobić… coś. Pokazać, że jej zależy, że nie jest złem i diabłem wcielonym, że chociaż raz może zrobić coś dla kogoś. Wyciągnąć chociażby dłoń. Być obok. Wesprzeć.
Ale nie mogła nic zrobić.
Te słowa były dla niej tak gorzkie, że momentalnie ścisnęły jej gardło. Odwróciła wzrok od twarzy Romilly’ego i pokiwała tylko lekko głową, dając mu znać, że rozumie. W pewnym sensie rozumiała. Rozumiała, że nie potrzebował jej pomocy i… i że nic się w jej życiu nie zmieni.
Zabrała też delikatnie dłoń z jego dłoni, jeszcze przez moment milcząc, kiedy zadał jej pytanie. Nie wiedziała nawet, czy nie chciała odpowiedzieć na to pytanie, czy zwyczajnie nie potrafiła.
Medytujesz? Biegasz? Przemknęło jej przez myśl, że tak na dobrą sprawę nie robiła nic. Nic, żeby się uspokoić, żeby wytłumić.
Bo nie potrzebowała. Już w chwili obecnej nie czuła nic. Co jeszcze miałaby sobie odebrać?
— Próbuję poczuć, że żyję – odparła bezpośrednio, odwracając na moment twarz w stronę Romilly’ego, aby posłać mu krótki, nieco wymuszony uśmiech, nim zwróciła ją z powrotem w stronę tafli jeziora.
Mógł to zrozumieć jak tylko chciał. I zapewne nie pomyliłby się za bardzo.
Na co dzień była okropną osobą. Albo przymilała się, albo wpadała w melancholię, albo rzucała rzeczami i raniła wszystkich dokoła. Była paskudna, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Była skrajnym inwalidą emocjonalnym, który nie potrafił poruszać się… praktycznie wcale. Reagowała na najdrobniejsze impulsy, które podpowiadały jej jedynie, czy jest w stanie zagrożenia czy też nie.
Najczęściej była. I najczęściej obrywało się tym, którym nie powinno.
Ten jeden, jedyny raz chciała być pomocna. Zrobić… coś. Pokazać, że jej zależy, że nie jest złem i diabłem wcielonym, że chociaż raz może zrobić coś dla kogoś. Wyciągnąć chociażby dłoń. Być obok. Wesprzeć.
Ale nie mogła nic zrobić.
Te słowa były dla niej tak gorzkie, że momentalnie ścisnęły jej gardło. Odwróciła wzrok od twarzy Romilly’ego i pokiwała tylko lekko głową, dając mu znać, że rozumie. W pewnym sensie rozumiała. Rozumiała, że nie potrzebował jej pomocy i… i że nic się w jej życiu nie zmieni.
Zabrała też delikatnie dłoń z jego dłoni, jeszcze przez moment milcząc, kiedy zadał jej pytanie. Nie wiedziała nawet, czy nie chciała odpowiedzieć na to pytanie, czy zwyczajnie nie potrafiła.
Medytujesz? Biegasz? Przemknęło jej przez myśl, że tak na dobrą sprawę nie robiła nic. Nic, żeby się uspokoić, żeby wytłumić.
Bo nie potrzebowała. Już w chwili obecnej nie czuła nic. Co jeszcze miałaby sobie odebrać?
— Próbuję poczuć, że żyję – odparła bezpośrednio, odwracając na moment twarz w stronę Romilly’ego, aby posłać mu krótki, nieco wymuszony uśmiech, nim zwróciła ją z powrotem w stronę tafli jeziora.
Mógł to zrozumieć jak tylko chciał. I zapewne nie pomyliłby się za bardzo.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?