22-09-2021, 11:57 PM
Dopiero teraz zwróciła uwagę na torbę, którą Griffin miał przewieszoną przez ramię. Nie wiedziała, co ją tak bardzo zajęło, że do tej pory jej nie spostrzegła, ale jako iż nie była wcale taka mała, zrobiło jej się nieco głupio. Zaciekawił ją jednak instrument, który Puchon z tejże torby wyciągał. Wyglądał… trochę jak kamień z powycinanymi ramionami. Przypominał jej odrobinę skrzyżowanie yantry z chakrą… i zdawało jej się, że nigdy nie widziała czegoś takiego – a widziała przecież bardzo wiele instrumentów!
Z zaciekawieniem spojrzała na Griffina, bo nie miała pojęcia, że Puchon na czymkolwiek grał. W sumie, on chyba tez nie wiedział, że ona tańczyła, więc byli na dobrą sprawę kwita…
Niespodziewanie jednak zmrużyła na krótką chwilę, oczy, aby za moment przenieść spojrzenie na niebo. Cóż, ze wszystkiego, co spodziewała się usłyszeć, tej opcji akurat nie zakładała i jakoś tak… zrobiło jej się aż głupio, że nie pomyślała o czymś tak oczywistym. Deszcz oczyszcza. Woda oczyszcza. Nie tylko ta znajdująca się w rzekach i strumykach – przecież ta spadająca z nieba miała dokładnie takie same właściwości. Och, czy przecież Ganga nie spłynęła na Ziemię po włosach Shivy? Nie pojawiła się nagle na ziemi, musiała dopiero na nią spłynąć, zstąpić. Niemalże jak deszcz.
— Woda zmywa wszelką złą Karmę – powiedziała niemalże szeptem – zabiera ze sobą wszelkie nieczystości i obciążenia, a ponieważ to robi, sama musi borykać się z nieczystością, odbierając ją nam… - powoli przeniosła wzrok na Griffina, nim uśmiechnęła się do niego delikatnie. – Mniej więcej takie błogosławieństwo i taką klątwę nałożyła na Gangę Bogini Parvati.
Griffin najpewniej nie znał tej historii – zresztą, dopiero co zaczęli się poznawać, ale tak… czuła się zła na własną ignorancję, że zapomniała o jednej z tak bardzo podstawowych rzeczy, które wyczytać można przecież z kart wedyjskich. I jednocześnie wdzięczna była mu za to, że o tym przypomniał. Chociaż… jej wiara nigdy nie zakładała moknięcia w deszczu, to jednak oczyszczające kąpiele – i ludzi, i posągów, i wszelkiego innego stworzenia, były bardzo popularne.
Pozwoliła mu odebrać sobie parasolkę – i jednocześnie pozwoliła, aby woda opadła powoli na jej ciemne włosy, które wraz z kolejnymi kroplami zaczęły robić się niemalże czarne, a ubranie przemakać.
Posłusznie zamknęła oczy i z cichym westchnieniem, pozwoliła Griffinowi przenieść ją w zupełnie inny świat.
Nie wiedziała, czego spodziewała się po instrumencie, ale jego dźwięk był… piękny. Wręcz hipnotyzujący. Był jak mantra – wydzielał niepowtarzalne wibracje, które dodatkowo uwalniały od problemów i cierpienia, ułatwiały wejście w delikatny stan medytacji. Na jej wargach pojawił się nawet delikatny uśmieszek, gdy poczuła delikatne wibrowanie w umyśle, jakby właśnie jej myśli poddały się medytacji. Jej myśli płynęły swobodnie, oczyszczone niczym po uderzeniach bębniącego deszczu… a jednocześnie…
Jednocześnie w myślach zaczęły pojawiać się jej kolejno kroki, które mogłaby postawić do wygrywanej przez Griffina melodii. Kroki, gesty i mimika twarzy. Taniec, w którym mogłaby opowiedzieć tak wiele. Nie spodziewała się tego kompletnie!
A jednak, mimo poszerzającego się uśmiechu, nie otworzyła oczu. Pozwoliła, aby melodia dalej swobodnie wybrzmiewała i płynęła między nimi.
— Nie mogę tego porównać do damaru ani veeny… ale jestem niemalże pewna, że tak piękne dźwięki dopełniałby jeszcze taniec – niemalże wyszeptała, nawet nieświadoma faktu, że zniżyła tak bardzo głos.
Z zaciekawieniem spojrzała na Griffina, bo nie miała pojęcia, że Puchon na czymkolwiek grał. W sumie, on chyba tez nie wiedział, że ona tańczyła, więc byli na dobrą sprawę kwita…
Niespodziewanie jednak zmrużyła na krótką chwilę, oczy, aby za moment przenieść spojrzenie na niebo. Cóż, ze wszystkiego, co spodziewała się usłyszeć, tej opcji akurat nie zakładała i jakoś tak… zrobiło jej się aż głupio, że nie pomyślała o czymś tak oczywistym. Deszcz oczyszcza. Woda oczyszcza. Nie tylko ta znajdująca się w rzekach i strumykach – przecież ta spadająca z nieba miała dokładnie takie same właściwości. Och, czy przecież Ganga nie spłynęła na Ziemię po włosach Shivy? Nie pojawiła się nagle na ziemi, musiała dopiero na nią spłynąć, zstąpić. Niemalże jak deszcz.
— Woda zmywa wszelką złą Karmę – powiedziała niemalże szeptem – zabiera ze sobą wszelkie nieczystości i obciążenia, a ponieważ to robi, sama musi borykać się z nieczystością, odbierając ją nam… - powoli przeniosła wzrok na Griffina, nim uśmiechnęła się do niego delikatnie. – Mniej więcej takie błogosławieństwo i taką klątwę nałożyła na Gangę Bogini Parvati.
Griffin najpewniej nie znał tej historii – zresztą, dopiero co zaczęli się poznawać, ale tak… czuła się zła na własną ignorancję, że zapomniała o jednej z tak bardzo podstawowych rzeczy, które wyczytać można przecież z kart wedyjskich. I jednocześnie wdzięczna była mu za to, że o tym przypomniał. Chociaż… jej wiara nigdy nie zakładała moknięcia w deszczu, to jednak oczyszczające kąpiele – i ludzi, i posągów, i wszelkiego innego stworzenia, były bardzo popularne.
Pozwoliła mu odebrać sobie parasolkę – i jednocześnie pozwoliła, aby woda opadła powoli na jej ciemne włosy, które wraz z kolejnymi kroplami zaczęły robić się niemalże czarne, a ubranie przemakać.
Posłusznie zamknęła oczy i z cichym westchnieniem, pozwoliła Griffinowi przenieść ją w zupełnie inny świat.
Nie wiedziała, czego spodziewała się po instrumencie, ale jego dźwięk był… piękny. Wręcz hipnotyzujący. Był jak mantra – wydzielał niepowtarzalne wibracje, które dodatkowo uwalniały od problemów i cierpienia, ułatwiały wejście w delikatny stan medytacji. Na jej wargach pojawił się nawet delikatny uśmieszek, gdy poczuła delikatne wibrowanie w umyśle, jakby właśnie jej myśli poddały się medytacji. Jej myśli płynęły swobodnie, oczyszczone niczym po uderzeniach bębniącego deszczu… a jednocześnie…
Jednocześnie w myślach zaczęły pojawiać się jej kolejno kroki, które mogłaby postawić do wygrywanej przez Griffina melodii. Kroki, gesty i mimika twarzy. Taniec, w którym mogłaby opowiedzieć tak wiele. Nie spodziewała się tego kompletnie!
A jednak, mimo poszerzającego się uśmiechu, nie otworzyła oczu. Pozwoliła, aby melodia dalej swobodnie wybrzmiewała i płynęła między nimi.
— Nie mogę tego porównać do damaru ani veeny… ale jestem niemalże pewna, że tak piękne dźwięki dopełniałby jeszcze taniec – niemalże wyszeptała, nawet nieświadoma faktu, że zniżyła tak bardzo głos.