23-09-2021, 01:23 AM
Bardzo chciał wierzyć, że te wszystkie zupełnie nieoczekiwane zwierzenia, gesty sugerujące troskę i myśli o jakie by się nie podejrzewał to tylko i wyłącznie sprawka skrętów zmieszanych z coraz większą ilością spożytego alkoholu. I równie bardzo chciał wierzyć, że jutro wszystko wróci do normy, Alice nadal będzie dla niego tą samą wkurwiającą gówniarą z ciętym językiem, częścią stada traktowaną na równi z pozostałymi, jakby jedyną różniącą ją od chłopaków cechą były długie włosy, a nie zdeterminowane jej płcią traumatyczne przeżycie, o którym teraz już wiedział.
Tak naprawdę dopiero rano, jak obudzi się ze znajomym bólem głowy, dowie się ile z tego wieczoru będzie pamiętał i jak bardzo wkurwiające będą te wszystkie zapamiętane rzeczy. Wkurwiające i wpływające na sposób, w jaki będzie widział Alice.
Uśmiechnął się półgębkiem, kiedy dziewczyna przyznała, że wybierze się z nimi do Hogsmeade. Chociaż wiedział, że powinien gówniaki od siebie odepchnąć, przygotować na radzenie sobie bez jego obecności, na zmierzenie się ze szkolną rzeczywistością bez ochraniającej ich w jakiś sposób jego reputacji, to nie mógł wyprzeć uczucia satysfakcji i zadowolenia z "powrotu" koleżanki do ich grupki. Nigdzie tak naprawdę nie odeszła, ale przez to wkurwianie się na siebie trwała gdzieś obok, poza nimi.
- Może bardziej w razie jakby Valerian rozbestwił nie nie mając kogoś, kto mu ciśnie? Wasze sprzeczki zdecydowanie są jedną z najciekawszych chwil w ciągu dnia. - Cóż, nie przyzna się do tego, ale trochę brakowało mu słuchania i obserwowania starć pomiędzy Blackwoodem i nią. Zawsze czerpał z tego jakąś satysfakcję i najzwyczajniej w świecie go bawili. Mógłby ich obserwować z popcornem i kibicować, jakby zaczęli się pojedynkować, to była dopiero rozrywka!
Całe szczęście nie musiał więcej namawiać Alice do założenia kurtki, argument posiadania bluzy wystarczył. Nie założył jej na siebie, jedynie rzucił na dachówki tak, żeby położyć się nie bezpośrednio na chłodniejszej powierzchni. Spojrzał znowu w gwiazdy. Nie spodziewał się, że aż tyle będzie ich spadać. Był to widok w jakiś sposób kojący, uspokajający, doskonale współgrający ze stanem jaki osiągnął po alkoholu i jaraniu.
Ale pytania o marzenia to ani trochę się nie spodziewał. Może dlatego trochę w rozbawieniu, trochę w zaskoczeniu parsknął krótkim, cichym śmiechem. W tej chwili też zorientował się, że skończył jakiś czas temu skręta. Sięgnął do paczki tym razem po zwykłego papierosa i odpalił, dając też sobie tym samym czas na zastanowienie, czy Alice pytała poważnie. Wciągając dym w płuca uznał, że nawet jeśli nie, to mógł jej odpowiedzieć.
Czy miał jakieś marzenia? Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiał, właściwie jedne czego w życiu świadomie chciał, to... spokój wewnętrzny. Nigdy go nie osiągnął, ale alkohol, palenie, bójki, agresja i wzbudzanie strachu sprawiały całkiem dobre pozory osiągnięcia tego stanu. Nie marzył nigdy świadomie o posiadaniu rodziny, bliskich sercu osób, wsparcia - raczej właśnie zwracał się w drugą stronę.
- Jakby faktycznie się spełniały, to zażyczyłbym sobie, żeby Valerian i Hiroshi jutro z własnej woli przyszli w sukienkach. - Może i nie było to autentyczne marzenie, ale było na tyle przyziemne i samo wyobrażenie o tyle zabawne, że mógł pozwolić sobie na ten żarcik. Miałby ubaw nabijając się z nich!
Może to skręty w końcu dobrze wjechały, bo poczuł jak dziwnie poprawia mu się humor.
Tak naprawdę dopiero rano, jak obudzi się ze znajomym bólem głowy, dowie się ile z tego wieczoru będzie pamiętał i jak bardzo wkurwiające będą te wszystkie zapamiętane rzeczy. Wkurwiające i wpływające na sposób, w jaki będzie widział Alice.
Uśmiechnął się półgębkiem, kiedy dziewczyna przyznała, że wybierze się z nimi do Hogsmeade. Chociaż wiedział, że powinien gówniaki od siebie odepchnąć, przygotować na radzenie sobie bez jego obecności, na zmierzenie się ze szkolną rzeczywistością bez ochraniającej ich w jakiś sposób jego reputacji, to nie mógł wyprzeć uczucia satysfakcji i zadowolenia z "powrotu" koleżanki do ich grupki. Nigdzie tak naprawdę nie odeszła, ale przez to wkurwianie się na siebie trwała gdzieś obok, poza nimi.
- Może bardziej w razie jakby Valerian rozbestwił nie nie mając kogoś, kto mu ciśnie? Wasze sprzeczki zdecydowanie są jedną z najciekawszych chwil w ciągu dnia. - Cóż, nie przyzna się do tego, ale trochę brakowało mu słuchania i obserwowania starć pomiędzy Blackwoodem i nią. Zawsze czerpał z tego jakąś satysfakcję i najzwyczajniej w świecie go bawili. Mógłby ich obserwować z popcornem i kibicować, jakby zaczęli się pojedynkować, to była dopiero rozrywka!
Całe szczęście nie musiał więcej namawiać Alice do założenia kurtki, argument posiadania bluzy wystarczył. Nie założył jej na siebie, jedynie rzucił na dachówki tak, żeby położyć się nie bezpośrednio na chłodniejszej powierzchni. Spojrzał znowu w gwiazdy. Nie spodziewał się, że aż tyle będzie ich spadać. Był to widok w jakiś sposób kojący, uspokajający, doskonale współgrający ze stanem jaki osiągnął po alkoholu i jaraniu.
Ale pytania o marzenia to ani trochę się nie spodziewał. Może dlatego trochę w rozbawieniu, trochę w zaskoczeniu parsknął krótkim, cichym śmiechem. W tej chwili też zorientował się, że skończył jakiś czas temu skręta. Sięgnął do paczki tym razem po zwykłego papierosa i odpalił, dając też sobie tym samym czas na zastanowienie, czy Alice pytała poważnie. Wciągając dym w płuca uznał, że nawet jeśli nie, to mógł jej odpowiedzieć.
Czy miał jakieś marzenia? Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiał, właściwie jedne czego w życiu świadomie chciał, to... spokój wewnętrzny. Nigdy go nie osiągnął, ale alkohol, palenie, bójki, agresja i wzbudzanie strachu sprawiały całkiem dobre pozory osiągnięcia tego stanu. Nie marzył nigdy świadomie o posiadaniu rodziny, bliskich sercu osób, wsparcia - raczej właśnie zwracał się w drugą stronę.
- Jakby faktycznie się spełniały, to zażyczyłbym sobie, żeby Valerian i Hiroshi jutro z własnej woli przyszli w sukienkach. - Może i nie było to autentyczne marzenie, ale było na tyle przyziemne i samo wyobrażenie o tyle zabawne, że mógł pozwolić sobie na ten żarcik. Miałby ubaw nabijając się z nich!
Może to skręty w końcu dobrze wjechały, bo poczuł jak dziwnie poprawia mu się humor.