25-09-2021, 04:52 PM
Kitty była z natury człowiekiem bezproblemowym. Nie była fanką kłótni, nie pakowała się specjalnie w kłopoty, które większość szkoły zdawała się nad wyraz ubóstwiać. Ot, zwyczajna (nie licząc neonu na głowie w postaci różowych włosów) uczennica, skupiająca się na pochłanianiu wiedzy w ilości i jakości wystarczających do zaspokojenia własnych ambicji.
Niestety, bywały jednak takie dni, w które nawet ona wstała z dziwną myślą, że trzeba coś zrobić. Coś, co nie miało niczego wspólnego z przebywaniem z przyjaciółmi, czy ślęczeniem nad kolejną pracą domową, którymi nauczyciele zasypali ich zaledwie po pierwszym tygodniu nauki.
Tym czymś miała być przygoda. Jaka? Nie wiedziała, czując w kościach, że wydarzy się coś niespodziewanego, a ona będzie brała w tym udział.
Po zjedzeniu śniadania, krótkiej rozmowie z koleżanką z domu, chwilowym odpoczynku na parapecie w pokoju wspólnym, wyszła na zewnątrz, nie potrafiąc się pozbyć tego wrażenia. Było upierdliwe, bo ani trochę nie wiedziała, o co może w tym chodzić. Jak, kiedy, z kim? Przecież nie mogła całego dnia w niewiedzy spędzić, zastanawiając się, czy to właśnie teraz nadeszła pora.
I wtedy go zobaczyła. Pięknego, majestatycznego i kurewsko szybkiego. Zbliżał się do Zakazanego Lasu, niknąć pomiędzy drzewami.
To był znak.
Niewiele myśląc, bo czemu by miała, skoro ewidentnie czekała ją przygoda, dziewczyna pobiegła za białym kotem, na którego sierści chwilę wcześniej tańczyły promienie słońca. Nie obawiała się Lasu (może jedynie pająków, które tam mieszkały), nie dostrzegając w nim niebezpieczeństwa. Zapewne dlatego, że nigdy specjalnie się tam nie pchała. Teraz sytuacja była inna, musiała zobaczyć, co takiego sprawiło, że kot tak szybko tam uciekł. Na dodatek chciała mieć pewność, że nic mu się nie stanie.
Nie przejmując się tym, iż prawdopodobieństwo znalezienia zwierzaka pomiędzy drzewami było nikłe, parła przed siebie, rozglądając się na boki.
Ponownie zobaczyła go dopiero, kiedy znalazła się przy podejrzanym moście.
Siedział po drugiej stronie, myjąc się, nic sobie nie robiąc z tego, że ktoś chciał go złapać.
-Jak ty tam… - zaczęła, ale przecież to był kot. Nie odpowie jej. - Mniejsza - mruknęła do siebie, stając na pierwszej desce. Mało stabilne.
Usłyszała pęknięcie, łapiąc za poręcz. Wolałaby nie spaść.
Druga z desek zdawała się też nie mieć litości, co zmusiło ją do cofnięcia się na początek.
Frustrujące.
-Kocie, Las jest podobno niebezpieczny, chyba lepiej wrócić do właściciela, co? - rzuciła, nie oczekując odpowiedzi.