27-09-2021, 12:23 AM
On się wcale nie zakradał! Był wielce daleki od czegoś takiego, chociaż na miejscu Puchonki zapewne sam wystraszyłby się niemało, upadając na ostatnią stabilną deskę mostku i na niej dokonałby żywota. O ile jakieś korniki nie wyręczyłyby czasu, zapadając ciałko Prusa w dół z głuchym hukiem. Szczęśliwie nikt go tutaj nie straszył. Co najwyżej zajście było nieporozumieniem.
- Przepraszam - dodał od razu z wielką pokorą. Uciekł wzrokiem w swoje niewypastowane buty i podrapał się niezręcznie po karku. Chociaż czy miał na to czas, gdy mostek mu się zapadał pod stopami, a adrenalina podbiała serce, które niemalże utknęło mu w gardle? Gdzieś w tak zwanym międzyczasie znalazła na niezręczności momencik. - Raczej stare, ale nie wiem. Nie na moje umiejętności. Jest zbyt rano jak na sport - chociaż swoją drogą... Czy kiedykolwiek był dobry moment na sport? Raczej nie. Może gdyby jeszcze się miało do tego chęci lub chociażby ambicje. A Teo ze sportem łączyła piękna historia. Jedynie historia. Uwielbiał czytać o grach miotlarskich przed czasów Quidditch, o samej ewolucji tego sportu oraz z nieukrywanym zapałem chodził kibicować szkolnym drużynom. O ile sposobność pozwalała to robił z tego grę pijacką, ale najczęściej kończyło się zaparzeniem miłych ziółek w czymś na kształt termosu.
- Żeby umyć sobie rączki, huh? - Zapytał jakby z niedowierzaniem, iż musi to wyjaśniać. Brunet miał zgoła osobliwy sposób funkcjonowania, którego nie należało rozumieć, dociekać czy dopytywać się. Wystarczyło akceptować. Szczególnie, gdy nikt przez Teośka nie cierpiał. Tym samym Polaczek odsunął się kilka korków od mostu, zerkając na niego podejrzliwie.
- Biegłaś za nim ze szkoły aż do Zakazanego Lasu? - Nie wiedział czy bardziej jest tym zachwycony czy przerażony. - Zajebiście - czyli jednak podziw. Oczywiście, bieg milion metrów za nieznajomym zwierzakiem jest czymś totalnie normalnym i nie powinno wzbudzić to w nikim podejrzeń. Absolutnie nie. - Szukam, ale dzień jest taki jakiś jałowy w ciekawe roślinki - żachnął, rzucając koślawe spojrzenie za plecy. Zmarnował tyle godzin na nic, a mógłby odrobić pracę domową. Nawet machnąłby zadanka Nicolaia z rozpędu. Stało się też tak, że Prus zamiast użalać się nad zmarnowanym porankiem, oddał wyższość dla zadania. Misji! Pojmaniu kota. Czy też przysposobieniu kota, co zawsze brzmi jakoś łagodniej.
- Mogę go zmienić w puchar - szepnął do Kitty, aby zwierzak nie usłyszał i się nie wystraszył. Chociaż zajmował się lizaniem przyrodzenia, a był to zacny poziom wyjebania w rzeczywistość. - Wtedy pomartwimy się jak się dostać na drugą stronę i znajdziemy mu właściciela. To jest, kurwa, plan - pomachał nawet sugestywnie brwiami, aby zaznaczyć jakże idealny pomysł jest to. Problem polegał na tym, że Teo wlałby nie wymacać swojej różdżki brudnymi łapami, gdyby sam miał rzucać na siebie zaklęcie to jego narzędzie magicznej pracy wylądowałby zapewne obok połamanych desek na dnie doliny. Liczył na łaskę Puchonki.
zt przedawnione
- Przepraszam - dodał od razu z wielką pokorą. Uciekł wzrokiem w swoje niewypastowane buty i podrapał się niezręcznie po karku. Chociaż czy miał na to czas, gdy mostek mu się zapadał pod stopami, a adrenalina podbiała serce, które niemalże utknęło mu w gardle? Gdzieś w tak zwanym międzyczasie znalazła na niezręczności momencik. - Raczej stare, ale nie wiem. Nie na moje umiejętności. Jest zbyt rano jak na sport - chociaż swoją drogą... Czy kiedykolwiek był dobry moment na sport? Raczej nie. Może gdyby jeszcze się miało do tego chęci lub chociażby ambicje. A Teo ze sportem łączyła piękna historia. Jedynie historia. Uwielbiał czytać o grach miotlarskich przed czasów Quidditch, o samej ewolucji tego sportu oraz z nieukrywanym zapałem chodził kibicować szkolnym drużynom. O ile sposobność pozwalała to robił z tego grę pijacką, ale najczęściej kończyło się zaparzeniem miłych ziółek w czymś na kształt termosu.
- Żeby umyć sobie rączki, huh? - Zapytał jakby z niedowierzaniem, iż musi to wyjaśniać. Brunet miał zgoła osobliwy sposób funkcjonowania, którego nie należało rozumieć, dociekać czy dopytywać się. Wystarczyło akceptować. Szczególnie, gdy nikt przez Teośka nie cierpiał. Tym samym Polaczek odsunął się kilka korków od mostu, zerkając na niego podejrzliwie.
- Biegłaś za nim ze szkoły aż do Zakazanego Lasu? - Nie wiedział czy bardziej jest tym zachwycony czy przerażony. - Zajebiście - czyli jednak podziw. Oczywiście, bieg milion metrów za nieznajomym zwierzakiem jest czymś totalnie normalnym i nie powinno wzbudzić to w nikim podejrzeń. Absolutnie nie. - Szukam, ale dzień jest taki jakiś jałowy w ciekawe roślinki - żachnął, rzucając koślawe spojrzenie za plecy. Zmarnował tyle godzin na nic, a mógłby odrobić pracę domową. Nawet machnąłby zadanka Nicolaia z rozpędu. Stało się też tak, że Prus zamiast użalać się nad zmarnowanym porankiem, oddał wyższość dla zadania. Misji! Pojmaniu kota. Czy też przysposobieniu kota, co zawsze brzmi jakoś łagodniej.
- Mogę go zmienić w puchar - szepnął do Kitty, aby zwierzak nie usłyszał i się nie wystraszył. Chociaż zajmował się lizaniem przyrodzenia, a był to zacny poziom wyjebania w rzeczywistość. - Wtedy pomartwimy się jak się dostać na drugą stronę i znajdziemy mu właściciela. To jest, kurwa, plan - pomachał nawet sugestywnie brwiami, aby zaznaczyć jakże idealny pomysł jest to. Problem polegał na tym, że Teo wlałby nie wymacać swojej różdżki brudnymi łapami, gdyby sam miał rzucać na siebie zaklęcie to jego narzędzie magicznej pracy wylądowałby zapewne obok połamanych desek na dnie doliny. Liczył na łaskę Puchonki.