28-09-2021, 03:43 PM
To, o czym mówił Teddy, było naprawdę piękne. Cudownie było myśleć, że miało się prawo do popełniania błędów – że zaprzeczanie ich istnieniu to zaprzeczanie człowieczeństwu, że to robienie z siebie na siłę nadczłowieka… Ba, była skłonna się pod tym podpisać! W końcu już sama presja ją przerastała. Chciałaby chociaż raz, chociaż jeden dzień przeżyć bez jakichkolwiek oczekiwań wobec niej, zakazów, nakazów i całej tej otoczki, która jedynie dodatkowo ją stresowała. Jakby było mało strachu i lęku w jej życiu!
Na stwierdzenie Teda, że może poprosić swoją mamę na nadanie liściku z mądrościami, nawet zaśmiała się cicho.
— Chyba by się przydał. Jeden mnie, drugi moim rodzicom – rzuciła pół-żartem, chociaż tak naprawdę wiedziała, że zwrócenie uwagi jej rodzicom nic nie da. Może gdyby posługiwała się nazwiskiem, które by byli w stanie uznać ponad swoje, ale prędzej by się obrazili za wtykanie nosa w nieswoje sprawy.
Spojrzała na jego twarz, kiedy wyjawiła mu, co ją dręczy. Nie wyglądał już na tak uśmiechniętego jak do tej pory i… nawet zrobiło jej się trochę głupio, że mu o tym powiedziała. Chyba nie powinna… Była przecież pewna, że nikt tego nie zrozumie – co ją podkusiło, żeby próbować się przekonywać, aby myśleć inaczej?
Uciekła na moment spojrzeniem i nawet próba pocieszenia za bardzo jej nie przekonała. Jakoś nie wierzyła w to, że ludzie nie są tak potworni i tak po prostu nie znikają z życia. Czasami są. Czasami znikają, czasami wszystko sypie się z rąk, traci się grunt pod stopami i… jak miała wyjaśnić to wszystko Teddy’emu? Jak miała wyjaśnić mu, że tak naprawdę jest okropną osobą, że dziwi się, że ktokolwiek chce mieć z nią cokolwiek wspólnego?
Kiwnęła niechętnie i bez słowa głową, kiedy zaproponował gorącą czekoladę albo herbatę. Uśmiechnęła się nawet krzywo, bo przecież już miała okazję się przeziębić, gdy wpadła do strumyka i pewnie by się w nim utopiła, gdyby…
Teddy nie musiał znać tej historii.
Dlatego bez słowa po prostu zeszła ostrożnie z hamaka, po czym podążyła za nim w stronę zamku.
z/t x2
Na stwierdzenie Teda, że może poprosić swoją mamę na nadanie liściku z mądrościami, nawet zaśmiała się cicho.
— Chyba by się przydał. Jeden mnie, drugi moim rodzicom – rzuciła pół-żartem, chociaż tak naprawdę wiedziała, że zwrócenie uwagi jej rodzicom nic nie da. Może gdyby posługiwała się nazwiskiem, które by byli w stanie uznać ponad swoje, ale prędzej by się obrazili za wtykanie nosa w nieswoje sprawy.
Spojrzała na jego twarz, kiedy wyjawiła mu, co ją dręczy. Nie wyglądał już na tak uśmiechniętego jak do tej pory i… nawet zrobiło jej się trochę głupio, że mu o tym powiedziała. Chyba nie powinna… Była przecież pewna, że nikt tego nie zrozumie – co ją podkusiło, żeby próbować się przekonywać, aby myśleć inaczej?
Uciekła na moment spojrzeniem i nawet próba pocieszenia za bardzo jej nie przekonała. Jakoś nie wierzyła w to, że ludzie nie są tak potworni i tak po prostu nie znikają z życia. Czasami są. Czasami znikają, czasami wszystko sypie się z rąk, traci się grunt pod stopami i… jak miała wyjaśnić to wszystko Teddy’emu? Jak miała wyjaśnić mu, że tak naprawdę jest okropną osobą, że dziwi się, że ktokolwiek chce mieć z nią cokolwiek wspólnego?
Kiwnęła niechętnie i bez słowa głową, kiedy zaproponował gorącą czekoladę albo herbatę. Uśmiechnęła się nawet krzywo, bo przecież już miała okazję się przeziębić, gdy wpadła do strumyka i pewnie by się w nim utopiła, gdyby…
Teddy nie musiał znać tej historii.
Dlatego bez słowa po prostu zeszła ostrożnie z hamaka, po czym podążyła za nim w stronę zamku.
z/t x2
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?