03-10-2021, 07:19 PM
Mickey miał rację. Była w pewnym sensie... zagubiona. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić w takiej sytuacji - była dla niej zupełnie nowa, a sam fakt nowości tej sprawy powodował u niej dyskomfort zwany strachem. Strachem przed nieznanym, nieprzewidzianym, łamiącym jej schematy.
Chciała mu pomóc. Nawet bardzo. Ale w ogóle nie wiedziała, jak... Co zrobić? Przyniesienie wody wydawało jej się jedyną sensowną opcją w tej sytuacji.
Jednakże Mickey bardzo długo milczał, zgięty wpół niebezpiecznie. Nie potrafiła nawet opisać barwy jego aury, ale rozumiała, że oznacza chyba... zmęczenie? Tak jej się wydawało, że Ślizgon był wyraźnie zmęczony. Dlatego tym bardziej chciała mu w jakiś sposób pomóc - a już tym bardziej, że stanął pomiędzy nią a zgrają uczniów, którzy...
To chyba nie był dobry czas na myślenie o tym.
Ucieszyła się nawet więc, kiedy powiedział, że woda by mu się przydała. Od razu założyła, że po nią pójdzie - i zapewne odwróciłaby się bez słowa, aby zaraz przekroczyć Wielką Salę i przynieść chłopakowi szklankę wody, gdyby nie jego kolejne słowa.
Wiesz, Flora, nie musisz tu ze mną stać, możesz iść na śniadanie. Ja sobie poradzę.
To sprawiło, że stała dalej, jeszcze bardziej bezradna niż jeszcze przed chwilą. Chciała pomóc Mickey'emu. Chciała przynieść mu wodę. Ale to prawda, że to by wyłamywało jej schematy i prawdopodobnie bardzo szybko odczułaby drżenie rąk i mały napad paniki. Mickey o tym najwidoczniej wiedział, skoro chciał, aby poszła sama. A jednak... jednak z drugiej strony chciała, aby i on do niej dołączył. Nie chciała go zostawiać tutaj, tak samego, po tym, co dla niej zrobił. Czuła nić wdzięczności, że rozwiązał problem, z którym sama poradzić sobie nie potrafiła.
Teraz za to spotkała kolejny problem. Co miała teraz zrobić...?
— Ja... - wydukała w końcu, dość zagubionym wzrokiem błądząc po podłodze, ignorując nawet wielobarwne na niej wymiociony. - Ja... nie wiem...
To i tak więcej, niż powiedziałaby komukolwiek innemu w tej chwili. Gdyby to nie był Mickey, po prostu stałaby jak słup soli. Ale starała się. Mickey był dla niej dobry, rozumiał jej potrzeby i nie lekceważył. Był jak jeden z jej braci, których zostawiła na farmie - a którzy opiekowali się nią z wielką chęcią, okazując jej tyle ciepła i serca, ile tylko mogli. On był podobny, dlatego tak bardzo go lubiła.
I dlatego tym bardziej nie chciała go teraz zostawiać.
Problem był tylko w tym, że nie potrafiła mu też o tym powiedzieć...
Chciała mu pomóc. Nawet bardzo. Ale w ogóle nie wiedziała, jak... Co zrobić? Przyniesienie wody wydawało jej się jedyną sensowną opcją w tej sytuacji.
Jednakże Mickey bardzo długo milczał, zgięty wpół niebezpiecznie. Nie potrafiła nawet opisać barwy jego aury, ale rozumiała, że oznacza chyba... zmęczenie? Tak jej się wydawało, że Ślizgon był wyraźnie zmęczony. Dlatego tym bardziej chciała mu w jakiś sposób pomóc - a już tym bardziej, że stanął pomiędzy nią a zgrają uczniów, którzy...
To chyba nie był dobry czas na myślenie o tym.
Ucieszyła się nawet więc, kiedy powiedział, że woda by mu się przydała. Od razu założyła, że po nią pójdzie - i zapewne odwróciłaby się bez słowa, aby zaraz przekroczyć Wielką Salę i przynieść chłopakowi szklankę wody, gdyby nie jego kolejne słowa.
Wiesz, Flora, nie musisz tu ze mną stać, możesz iść na śniadanie. Ja sobie poradzę.
To sprawiło, że stała dalej, jeszcze bardziej bezradna niż jeszcze przed chwilą. Chciała pomóc Mickey'emu. Chciała przynieść mu wodę. Ale to prawda, że to by wyłamywało jej schematy i prawdopodobnie bardzo szybko odczułaby drżenie rąk i mały napad paniki. Mickey o tym najwidoczniej wiedział, skoro chciał, aby poszła sama. A jednak... jednak z drugiej strony chciała, aby i on do niej dołączył. Nie chciała go zostawiać tutaj, tak samego, po tym, co dla niej zrobił. Czuła nić wdzięczności, że rozwiązał problem, z którym sama poradzić sobie nie potrafiła.
Teraz za to spotkała kolejny problem. Co miała teraz zrobić...?
— Ja... - wydukała w końcu, dość zagubionym wzrokiem błądząc po podłodze, ignorując nawet wielobarwne na niej wymiociony. - Ja... nie wiem...
To i tak więcej, niż powiedziałaby komukolwiek innemu w tej chwili. Gdyby to nie był Mickey, po prostu stałaby jak słup soli. Ale starała się. Mickey był dla niej dobry, rozumiał jej potrzeby i nie lekceważył. Był jak jeden z jej braci, których zostawiła na farmie - a którzy opiekowali się nią z wielką chęcią, okazując jej tyle ciepła i serca, ile tylko mogli. On był podobny, dlatego tak bardzo go lubiła.
I dlatego tym bardziej nie chciała go teraz zostawiać.
Problem był tylko w tym, że nie potrafiła mu też o tym powiedzieć...