04-10-2021, 09:33 PM
Nie umknęło jej uwadze spojrzenie, którym ją obdarował, kiedy opowiedziała mu krótką anegdotkę o Gandze i generalnie o wodzie i... Było w nim coś takiego... Gdy patrzyła w jego oczy, gdy uśmiechała się do niego, a on do niej, poczuła, jakby czas się zatrzymał. Jakby wszystko wokół nich przestało mieć znaczenie, a liczyli się oni - siedzący na pomoście, patrzący sobie w oczy, połączeni nicią dziwnego porozumienia i... chyba było w tym coś jeszcze, czego nie potrafiła rozpoznać. Wiedziała, że było to ciepłe uczucie, zupełnie jej nowe, jakiego jeszcze nie doświadczyła. Jakby... poczucie bliskości wobec Griffina. Nie, coś zdecydowanie więcej. Jakby odkrywała w nim swoją bratnią duszę, której może zaufać, która... jest poniekąd odbiciem jej samej. Było w tym coś hipnotyzującego...
Lecz zniknęło, gdy dostrzegła znikający z jego warg uśmiech. Nawet nie zdążyła na niego zareagować, ani skojarzyć, skąd się wziął, bo o wiele bardziej zajęta teraz była dziwnym speszeniem, jakie ją ogarnęło. Zupełnie jakby samo patrzenie sobie w oczy miało być czymś nieprzyzwoitym... A przecież nie było. Prawda?
A już tym bardziej patrzenie w oczy własnemu narzeczonemu...
Mogła oddalić te myśli, kiedy rozległy się pierwsze dźwięki bębenka, który przyniósł ze sobą Fin. Był tak zupełnie inny od bębnów, które znała, ale równie hipnotyzujący. Była pewna, że Pan Shiva pokochałby go. Może nie jak swój własny damaru, ale... ale tak, pokochałby. Zdecydowanie.
W tej melodii było coś, co wręcz zapraszało do tańca. Było coś odprężającego, niczym spokojne dźwięki mantry lub stotry. Było coś niesamowitego, co sprawiało, że umysł zaczynać wzlatywać, oddalać się od ponurej przyziemności i poszukiwać znacznie wyższych stanów świadomości...
Jednakże u Rati pojawiło się dziwne pragnienie tańca.
Chociaż nigdy się nim za bardzo nie chwaliła - w sumie nawet nie wiedziała, czy Griffin w ogóle wiedział, że tańczyła - chociaż nigdy nikomu się nie pokazywała (poza Kalą, która była jej partnerką i towarzyszką), i chociaż nie miała ze sobą dzisiaj dzwoneczków ghungroo, to i tak postanowiła wykorzystać okazję. Padał deszcz, dokoła nie było dosłownie nikogo poza nimi... A drewniany pomost nie stanowił dla niej problemu przestrzennego.
— Myślę, że warto się o tym przekonać - rzuciła z uśmiechem i odrobinę podniosła się z molo. Zaraz jednak machnęła dłonią w stronę instrumentu Griffina, tak na wypadek, gdyby jej nie zrozumiał i chciał wstać zaraz za nią, a co gorsza, przerwać grę... - Nie przestawaj, graj dalej - dodała, aby był już pewny jej intencji.
I chociaż posłała mu delikatny uśmiech, pierwsze gesty były dość niepewne, kiedy docierało do niej, co właśnie robiła. Pokazywała mu się od strony, której jeszcze nie znał, prawdopodobnie nigdy w życiu nie widział klasycznego indyjskiego tańca i... co, jeśli mu się nie spodoba?
Ale wierzyła, że nie okaże tego w żaden bardzo negatywny sposób. Najwyżej nie zatańczy nigdy więcej - cóż, w jego towarzystwie, bo z pasji rezygnować nie zamierzała - ale musiała spróbować.
Toteż przełykając tę obawę, przymknęła oczy, a za moment dała się ponieść emocji, stawiając kolejne, bardziej pewne kroki tańca. Wybrała ten rodzaj delikatnego i dość kobiecego, bo zdawał jej się idealnie wpasowywać w dźwięku wygrywane przez Griffina...
A wszystko to zakończyła tak, jak zaczęła - ponownie siadając na podeście, obok Puchona, z delikatnym uśmiechem, szybciej bijącym z wysiłku sercem, uśmiechem i spojrzeniem, które choć było dość nieśmiałe, to skrzyła w nim iskierka nadziei, że może jednak choć trochę mu się spodobało...
Lecz zniknęło, gdy dostrzegła znikający z jego warg uśmiech. Nawet nie zdążyła na niego zareagować, ani skojarzyć, skąd się wziął, bo o wiele bardziej zajęta teraz była dziwnym speszeniem, jakie ją ogarnęło. Zupełnie jakby samo patrzenie sobie w oczy miało być czymś nieprzyzwoitym... A przecież nie było. Prawda?
A już tym bardziej patrzenie w oczy własnemu narzeczonemu...
Mogła oddalić te myśli, kiedy rozległy się pierwsze dźwięki bębenka, który przyniósł ze sobą Fin. Był tak zupełnie inny od bębnów, które znała, ale równie hipnotyzujący. Była pewna, że Pan Shiva pokochałby go. Może nie jak swój własny damaru, ale... ale tak, pokochałby. Zdecydowanie.
W tej melodii było coś, co wręcz zapraszało do tańca. Było coś odprężającego, niczym spokojne dźwięki mantry lub stotry. Było coś niesamowitego, co sprawiało, że umysł zaczynać wzlatywać, oddalać się od ponurej przyziemności i poszukiwać znacznie wyższych stanów świadomości...
Jednakże u Rati pojawiło się dziwne pragnienie tańca.
Chociaż nigdy się nim za bardzo nie chwaliła - w sumie nawet nie wiedziała, czy Griffin w ogóle wiedział, że tańczyła - chociaż nigdy nikomu się nie pokazywała (poza Kalą, która była jej partnerką i towarzyszką), i chociaż nie miała ze sobą dzisiaj dzwoneczków ghungroo, to i tak postanowiła wykorzystać okazję. Padał deszcz, dokoła nie było dosłownie nikogo poza nimi... A drewniany pomost nie stanowił dla niej problemu przestrzennego.
— Myślę, że warto się o tym przekonać - rzuciła z uśmiechem i odrobinę podniosła się z molo. Zaraz jednak machnęła dłonią w stronę instrumentu Griffina, tak na wypadek, gdyby jej nie zrozumiał i chciał wstać zaraz za nią, a co gorsza, przerwać grę... - Nie przestawaj, graj dalej - dodała, aby był już pewny jej intencji.
I chociaż posłała mu delikatny uśmiech, pierwsze gesty były dość niepewne, kiedy docierało do niej, co właśnie robiła. Pokazywała mu się od strony, której jeszcze nie znał, prawdopodobnie nigdy w życiu nie widział klasycznego indyjskiego tańca i... co, jeśli mu się nie spodoba?
Ale wierzyła, że nie okaże tego w żaden bardzo negatywny sposób. Najwyżej nie zatańczy nigdy więcej - cóż, w jego towarzystwie, bo z pasji rezygnować nie zamierzała - ale musiała spróbować.
Toteż przełykając tę obawę, przymknęła oczy, a za moment dała się ponieść emocji, stawiając kolejne, bardziej pewne kroki tańca. Wybrała ten rodzaj delikatnego i dość kobiecego, bo zdawał jej się idealnie wpasowywać w dźwięku wygrywane przez Griffina...
A wszystko to zakończyła tak, jak zaczęła - ponownie siadając na podeście, obok Puchona, z delikatnym uśmiechem, szybciej bijącym z wysiłku sercem, uśmiechem i spojrzeniem, które choć było dość nieśmiałe, to skrzyła w nim iskierka nadziei, że może jednak choć trochę mu się spodobało...