16-10-2021, 12:27 AM
Może gdyby nie potworny kac, który dopadł go już w chwili otworzenia oczu, wcześniej zorientowałby się, czemu to Prus jest tego ranka (a już raczej popołudnia) taki dziwny. Niestety, podczas tej ich wycieczki po świecie Nico stanowczo za dużo sobie pozwalał, jeśli chodziło o alkohol, przez co jego procesy poznawcze pozostawiały wiele do życzenia. Cóż jednak na to poradzić, skoro był jedną z najgorszych mieszanek genetycznych, jeśli chodziło o pociąg do alkoholu?
Epitet, którym obdarzył Teośka po tej bestialskiej pobudce, był niemalże szczytem jego możliwości na ten moment. Niby wiedział, że wlewanie w siebie takiej ilości alkoholu źle się dla niego skończy, ale jak zawsze łudził się, że może tym razem będzie inaczej. Nie było. Nim zadziwił go brak odpowiedzi kumpla na zaczepkę, zaczęły docierać do niego urywki wspomnień z minionej nocy. Pamiętał morze alkoholu. Migał mu gdzieś lot na miotle, podczas to którego zderzył się z jakąś dziką kaczką albo innym jajomiotem. Pamiętał wychodzenie ze śmietnika, i to, że tarzali się z Prusem w fontannie jak wieprze w gnoju. Nie miał jednak najmniejszego pojęcia, kiedy to podczas tych przygód stracił górną prawą czwórkę, której to brak właśnie odnotował w swoim uzębieniu. To był zdecydowanie dziki wieczór.
- Ooo, to Hildzia huka? Myślałem, żeś znów się zjarał i pierdolca ćwiczysz - odpowiedział, rozkładając się na łóżku jak suka w sieni. Czemu to światło było tak głośne? Nader niemiłe uczucie. Westchnął i jednym okiem rozejrzał się za czymś do picia. Niestety, nawet beczka po skrzacim winie, stojąca przy jego głowie, była całkowicie opróżniona. Gdzie się podziało te pięć litrów trunku? Był w tej chwili tak zasuszony i zdesperowany, że chyba nawet z sedesu by się napił. - Kto? O czym ty gadasz? - prychnął, unosząc z wysiłkiem głowę i zerkając na kumpla. Widząc jednak jego rozpacz czy jak to nazwać, westchnął i postanowił zmienić podejście. - Znaczy ten. Smutne to bardzo. To był spoko ziomek. Na pewno miał godne życie. To z nim jaraliśmy w Kanadzie? - zapytał, nie mając zupełnie pojęcia, o kim w ogóle Teosiek mówi, i starając się wybadać teren. Był niemal zupełnie pewny, że z jakimś Wieśkiem to balowali w Kanadzie. A może to jednak był Weasley?
- Ooo, opierdoliłbym michę takiego swojskiego bigosiku - mruknął, jakże tematycznie, Krawczyk. Na potwierdzenie tych słów, kiszki mu marsza zagrały. Cholera no. Zatęsknił za żarciem od babci. - Nie no, nie przesadzaj. Znajdziemy kolejnego ziomka - zapewnił Teodorka, choć nadal nie wiedział, o kim właściwie mówią.
Epitet, którym obdarzył Teośka po tej bestialskiej pobudce, był niemalże szczytem jego możliwości na ten moment. Niby wiedział, że wlewanie w siebie takiej ilości alkoholu źle się dla niego skończy, ale jak zawsze łudził się, że może tym razem będzie inaczej. Nie było. Nim zadziwił go brak odpowiedzi kumpla na zaczepkę, zaczęły docierać do niego urywki wspomnień z minionej nocy. Pamiętał morze alkoholu. Migał mu gdzieś lot na miotle, podczas to którego zderzył się z jakąś dziką kaczką albo innym jajomiotem. Pamiętał wychodzenie ze śmietnika, i to, że tarzali się z Prusem w fontannie jak wieprze w gnoju. Nie miał jednak najmniejszego pojęcia, kiedy to podczas tych przygód stracił górną prawą czwórkę, której to brak właśnie odnotował w swoim uzębieniu. To był zdecydowanie dziki wieczór.
- Ooo, to Hildzia huka? Myślałem, żeś znów się zjarał i pierdolca ćwiczysz - odpowiedział, rozkładając się na łóżku jak suka w sieni. Czemu to światło było tak głośne? Nader niemiłe uczucie. Westchnął i jednym okiem rozejrzał się za czymś do picia. Niestety, nawet beczka po skrzacim winie, stojąca przy jego głowie, była całkowicie opróżniona. Gdzie się podziało te pięć litrów trunku? Był w tej chwili tak zasuszony i zdesperowany, że chyba nawet z sedesu by się napił. - Kto? O czym ty gadasz? - prychnął, unosząc z wysiłkiem głowę i zerkając na kumpla. Widząc jednak jego rozpacz czy jak to nazwać, westchnął i postanowił zmienić podejście. - Znaczy ten. Smutne to bardzo. To był spoko ziomek. Na pewno miał godne życie. To z nim jaraliśmy w Kanadzie? - zapytał, nie mając zupełnie pojęcia, o kim w ogóle Teosiek mówi, i starając się wybadać teren. Był niemal zupełnie pewny, że z jakimś Wieśkiem to balowali w Kanadzie. A może to jednak był Weasley?
- Ooo, opierdoliłbym michę takiego swojskiego bigosiku - mruknął, jakże tematycznie, Krawczyk. Na potwierdzenie tych słów, kiszki mu marsza zagrały. Cholera no. Zatęsknił za żarciem od babci. - Nie no, nie przesadzaj. Znajdziemy kolejnego ziomka - zapewnił Teodorka, choć nadal nie wiedział, o kim właściwie mówią.