17-10-2021, 02:48 AM
Okey, niewątpliwie Teodor czasem się zjarał i jego główka robiła mu sztuczkę. Zamykała go czasem w jednym wydarzeniu, które zawsze dzieje się, gdy jara i najczęściej robił to z nowymi ludźmi. Magia wtedy robiła swoje i chłop miał problem z odnalezieniem linii czasu. Każdy organ był w innym miejscu. Albo nawet nie w "miejscu", a epoce i funkcjonowanie całości organizmu było zależne od towarzyszy zabawy. Wtedy właśnie to Prus srogo pohukiwał, aby złączyć zagubione w czasoprzestrzenie element siebie a poruszanie się znajomych nie pomagało. Wtedy hukał głośniej, a oś czasu łączyła się w jedno. Nieco tragiczne, ale w ogólnym rozrachunku - zawody z walenia wiadra mógłby ukończyć na podium. Zaraz pod Nico. Zatem ten temat nawet podniósł w górę kąciki ust, a całość nie byłaby taka zła, gdyby kacowy marazm nie dopominał się subtelnym i bolesnym pojękiwaniem o swoją uwagę. Prus przynajmniej zmagał się z nim mniej karkołomnie niżeli ziomek.
Gdyby miał siły życiowe to podałby mu szklankę jakiegoś specyfiku. Wódkę ze spirtem i cytryną, które udają wodę. Nie miał.
- Mordo, ja o Kanadzie wiem tyle, że tam byłem - pojrzał jeszcze mętnie na Krawczyka. Jeśli nikt jeszcze nie opatentował nekromancji to jemu jest bardzo blisko. Odór rozkładu, wypadające uzębienie, chęci życiowe na poziomie minus dwa - nekromancja jak chuj. Teodorowi chyba się zrobiło cholernie przykro i uznał, że z ich dwójki to nie on ma tutaj egzystencjalny problem. Chociaż aktualnym problemem Nico mogła być egzystencja. - A i tak wiem to z opowieści. Magicznej policji. I z plotek od osła? - Czy był aż tak mocno dziabnięty substancjami ciekawymi, że zwierzęta zaczynały do niego gadać? Tak, było tak na milion procent. Nie żałuje również absolutnie żadnej minuty, a jeśli skończył ze wszystkimi organami, kończynami i różdżką w całości to nie mogło być najgorzej. Względnie pewności co do organów nie ma może zamiast nerek ma węgorze? Chociaż jeśli filtrują alkohol jak trzeba to niech tam sobie siedzą i nikomu nie wadzą. - To był spoko ziomek - powtórzył bezwiednie, jakby miało mu nieść to jakiekolwiek pocieszenie. Może niosło, może nie, póki co spadał w głęboki dół opatrzony kompozytorską śmiercią.
- Tsa, a światłość wiekuista i te inne bzdety - wstał z łóżka, wziął jakąś szklankę. Lepiącą się czerwonawą breją, która pachniała jak zaschnięta wiśniówka. Dobrze, przynajmniej Teo odkrył czym wczoraj zapijał inny alkohol. A może były to plamy po winie. Nalał do szklanki zimnej kranówy, wdzięczny, że to woda mu szumi w głowie, a nie wczorajsze wybryki, które domagają się powtórki. - Woda leczy ciało, nie? Wóda leczy ducha. Lecimy dziś w melanż - podał Nico szklankę. Trochę nawet zaborczo przedstawiając ich plany na wieczór, co było głupie. Innych niż impreza planów mieć nie mogli.
Gdyby miał siły życiowe to podałby mu szklankę jakiegoś specyfiku. Wódkę ze spirtem i cytryną, które udają wodę. Nie miał.
- Mordo, ja o Kanadzie wiem tyle, że tam byłem - pojrzał jeszcze mętnie na Krawczyka. Jeśli nikt jeszcze nie opatentował nekromancji to jemu jest bardzo blisko. Odór rozkładu, wypadające uzębienie, chęci życiowe na poziomie minus dwa - nekromancja jak chuj. Teodorowi chyba się zrobiło cholernie przykro i uznał, że z ich dwójki to nie on ma tutaj egzystencjalny problem. Chociaż aktualnym problemem Nico mogła być egzystencja. - A i tak wiem to z opowieści. Magicznej policji. I z plotek od osła? - Czy był aż tak mocno dziabnięty substancjami ciekawymi, że zwierzęta zaczynały do niego gadać? Tak, było tak na milion procent. Nie żałuje również absolutnie żadnej minuty, a jeśli skończył ze wszystkimi organami, kończynami i różdżką w całości to nie mogło być najgorzej. Względnie pewności co do organów nie ma może zamiast nerek ma węgorze? Chociaż jeśli filtrują alkohol jak trzeba to niech tam sobie siedzą i nikomu nie wadzą. - To był spoko ziomek - powtórzył bezwiednie, jakby miało mu nieść to jakiekolwiek pocieszenie. Może niosło, może nie, póki co spadał w głęboki dół opatrzony kompozytorską śmiercią.
- Tsa, a światłość wiekuista i te inne bzdety - wstał z łóżka, wziął jakąś szklankę. Lepiącą się czerwonawą breją, która pachniała jak zaschnięta wiśniówka. Dobrze, przynajmniej Teo odkrył czym wczoraj zapijał inny alkohol. A może były to plamy po winie. Nalał do szklanki zimnej kranówy, wdzięczny, że to woda mu szumi w głowie, a nie wczorajsze wybryki, które domagają się powtórki. - Woda leczy ciało, nie? Wóda leczy ducha. Lecimy dziś w melanż - podał Nico szklankę. Trochę nawet zaborczo przedstawiając ich plany na wieczór, co było głupie. Innych niż impreza planów mieć nie mogli.